środa, 22 czerwca 2016

Bogactwo, sława, dziadostwo

Podczas gdy sianokosy mają się ku końcowi, kraj nasz wstrzymuje oddech, śledząc pasjonujące zmagania. Chodzi oczywiście o III Konkurs na Pieśń Dziadowską Nową.

Tak więc ten, teges. Jak normalnie nie wysyłam nic na żadne konkursy na wiersze, to żem nie mógł się oprzeć. I co? I pisze do mnie dziś Szymek, że jest ta oto lista.


 I nie mówię, umim się cieszyć.

Niedługo będę miał papiery na dziadostwo (Nowe).

piątek, 17 czerwca 2016

Baśń traktorowa

Był raz Wojtek, co traktorem orał. I coś mu nie pasowało, coś nie bardzo mu dobrze szło to oranie, pług jakiś nie taki, nie tak ustawione. Coś by trzeba zrobić, cięgna poprawić. Zsiada więc Wojtek, ale silnika nie gasi, nad pługiem się pochyla. A ten wał, co przenosi ruch na wałek mocy się kręci. I nagle czuje Wojtek, jak go coś za kołnierz łapie, jakby łapą jakąś wielką i ku traktorowi ciągnie. Wie już, że kurtka mu się na wal nawinęła, ale zdjąć jej nie zdanża, bo już ucho ma przy metalu, już go całego moc silnika na wał nawija, już go w tryby wkręca i niesie dalej, dalej, hen popod podłogą ku silnikowi. Rozgląda się chłopak, bo nigdy przecież w traktorze nie był. Wreszcie wpada do jakiejś wielkiej komnaty przeogromnej. - Musi to komora spalania - pomyślał, bo ściany okopcone miała. Przyżegnał się, splunął przez ramię i widzi, widzi, a tu na środku komory karzełek na stołku siedzi. - Ktoś ty? - pyta karzełka. A karzełek się uśmiecha i tak mu powiada. - Jam jest Duch Silnika. Dobrym traktorzystom pomagam, a złym psoty czynię. Ale ty dobry jesteś chłopak - głaszcze się karzełek po brodzie. - Na wysokich obrotach nie piłowałeś, powolutku robiłeś. Rozrusznika nie zajeżdżałeś, oleju dolewałeś. Daruję ci i wypuszczę na powierzchnię. A nawet i więcej, bo ty dobry chłopak jesteś, cesarzównę księżycową zobaczysz. A teraz idź już, czas na ciebie - mówi karzełek i unosi Wojtka siła jakaś, w rurę u góry komnaty pcha i oto wylatuje nasz chwat przez komin na świat Boży. A tam widzi z góry, znad komina, sponad traktora, jak karetka miga na polu jego i jak za traktorem się uwijają w czerwonych ubraniach ratownicy. - Jak krasnale jakie - myśli Wojtek patrząc z wysoka.

A budzi się na łóżku, rurki z niego rosną jak z ziemniaka w komorze pędy białe, zamiast barku ma skrzydło gipsowe, białe, jak łabędzie. Piszczy wszystko, miga jak lampki na choince. ozmywa sie to wszystko w kolorowym wirze i zapada ciemność.

Znów budzi go parskanie znajome. Oczy otwiera i wie już, że nie śni. Na ramię patrzy i widzi, że mylił się wcześniej, nie skrzydło gipsowe ma u ramienia, a prawdziwe, łabędzie zamiast ręki mu wyrasta. Za oknem parska i prycha traktor jego wierny. Wstaje Wojtek z łóżka, do okna podchodzi i widzi grzbiet znajomy, garb kierownicy tyloma dotknięciami wyślizgany. Okno otwiera, po kablu od internetu schodzi bezgłośnie. Traktor schodki podstawia, siodełko nachyla. Nie namyśla się Wojtek, wskakuje i zaraz z kopyta ruszają. Jadą, jadą, jadą przez pola ciemne, przez drogi znajome. Wreszcie do tego miejsca mokrego dojeżdżają, gdzie woda zawsze stoi na drodze. Zagląda Wojtek z siodełka, a tam miesiączek się odbija, a w miesiączku cesarzówna księżycowa się przegląda, na drutach coś dzierga. Parska cicho traktor i cesarzówna głowę podnosi. - Chodź - do Wojtka mówi. - Koszulkę z pokrzywy ci wydziergałam, postać prawdziwą ci przywróci, chodź. Zsiada chłopak z traktora, do wody wchodzi, przed cesarzówną księżycową staje. Koszulkę pokrzywową z rąk jej bierze, na siebie zakłada. I kurczy się nagle, szyja mu się wydłuża, nos spiczasty staje. Czasu mija mało-wiele, a przed cesarzówną księżycową łabędź najprawdziwszy skrzydłami trzepoce, dziób w skardze niemej rozwiera.
- Postać prawdziwą ci przywróciłam, junaku - cesarzówna mu mówi. - Tylko łabędziem można być naprawdę - po szyi go głaszcze, bułkę w mleku rozmoczoną daje.

środa, 15 czerwca 2016

Pierwszy parytet w historii Kolbuszowej (nadejszła wiekopomna chwiła)

Jan Baron przybył, poczytał, porozmawiał, trawę pokosił, na żarnach pomełł. Ja oczywiście, durny, nie przewidziałem, że oba czytania wypadają wtedy, kiedy jest mecz otwarcia Euro i wszyscy fani poezji grają na wuwuzelach. Ale udało się, ludzie przyszli. Jednym słowem umiarkowane bo umiarkowane, ale coś na kształt zwycięstwa mimo wszystko.

W Kolbuszowej na spotkanie przyszli uczestnicy warsztatów Sekcja wiersza. Przed nami jeszcze tylko jedno spotkanie przed wakacjami, więc robię małe podsumowanie.

Gdy to wszystko się w grudniu zaczynało, przewidywałem rychłą klapę. Nie przypuszczałem, że znajdą się ludzie chcący raz na dwa tygodnie pogadać o jednym współczesnym polskim wierszu. Okazało się, że są. A jeszcze później okazało się, że co dwa tygodnie to dla nich za rzadko i wolą co tydzień.

To jest ważne. Cieszę się też z innej rzeczy. Na początku założyłem sobie, że będę mniej więcej zachowywał parytet. Czyli raz babkę, raz chłopa czytamy. Żeby ludzie z warsztatów mieli świadomość, że tak babki, jak i chłopy mają coś do powiedzenia i mogą się z tym przebijać. W tę niedzielę policzyłem. Jak na razie czytaliśmy siedem babek i pięciu chłopów. Za tydzień jeszcze jeden chłop i z planowanym wynikiem 7:6 kończymy mecz z lekką przewagą babeczek. Proszę odnotować w annałach, że pierwsze zastosowanie parytetu w Kolbuszowy się udało.

Te miesiące przypomniały mi też o rzeczach podstawowych. A takie mianowicie, że zajmowanie się poezją jest strasznie ważne. Bo poza tym że warto dla samej poezji, dla wartości estetycznych, to są jeszcze inne sprawy.

1. Poezja uczy nas rozumieć i odczytywać emocje innych ludzi i swoje własne.
2. Kontakt z poezją jest naturalną potrzebą człowieka.

Tyle tylko że człowiek zostawiony przez szkołę z poczuciem, że poezja (zwłaszcza współczesna) to coś trudnego niefajnego i nie dla mnie zaspokoi ją Popkiem. Tak że ten, teges. Rodzicu, jeśli ktoś Ci nie uświadomił jeszcze, że jedyną alternatywą dla frazy jesień idzie Panie, a ja nie mam domu  jest pizda nad głową, kręć dupą swoją, to ja Ci uświadamiam. 



czwartek, 2 czerwca 2016

Wielka trasa Jana Barona po duchowych i intelektualnych centrach Podkarpacia

Klamka zapadła. Łajka przypięta pasami odlicza po rosyjsku od dziesięciu do zera, zupełnie odwrotnie niż Kaszpirowski. Jan Baron, autor Korekty i Układu scalonego przyjeżdża z ziemi śląskiej do tych pagórków leśnych i łąk zielonych.

W piątek 10 czerwca o 18 czyta w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Kolbuszowej.

W piątek 10 czerwca o 20.30 spotykamy się z kolei w Królestwie Bez Kresu, herberciarni w Rzeszowie. Po spotkaniu Jana zagra kapela Wczorajszy, w której mam zaszczyt i przyjemność obsługiwać bas u boku dobrych i miłych ludzi: Anny Kwas, Konrada Stefiuka i Szymka Węglowskiego.

Wstęp na obie imprezy wolny.