piątek, 28 września 2012

Kobiety wyzwolone

Przychodzę do przedszkola. Wszystko jak Pan Bóg przykazał - dziewczynki siedzo przy stoliczku i majo przed sobo talerzyki, gorki i inne takie tam dziewczyńskie sprawy.

Jo: Co gotowałyście?

Haniołek: Siarkę. Dla smoka.

czwartek, 27 września 2012

Jak zrobić pieniądze, czyli Agroturystyka pod Wyliniałym Hipisem

To jest pomysł na interes. Będę obwoził swoim zdezelowanym vanem fanów Stasiuka i studentki kulturoznawstwa (o ile Kasia pozwoli) po zarośniętych cmentarzach...





...cmentarzach, na których ktoś zbudował banki (i tu mała dygresja: ja nie jestem przeciwko budowaniu na ewangelickich grobach banków, ja nawet uważam, że jeśli protestantom już trzeba koniecznie stawiać coś na kościach, to niech to będzie przynajmniej jakaś porządna instytucja, działająca zgodnie z etyką pracy zawartą w Małym Katechizmie Lutra i innych pismach jego)...

 ...po Maziarskiej Drodze, póki jeszcze jest...

...a gwoździem sezonu będą oryginalni stuprocentowi Mazurzy z puszczy. Jak będę jechał, z fanami Stasiuka i studentkami, będę im puszczał głuchawce na smartfony, a oni przybierając ponure miny będą grać na rekonstruowanych fujarkach na chałupach specjalnie do tego celu zwalonych. A jak mnie będą pytać, kto to są, będę mówił, że oni tu tak zawsze.

środa, 26 września 2012

Roboty i ludzie

Niby konieczność udowadniania w sieci, że nie jest się robotem przez wpisywanie kodów z obrazka wkurza.

Ale jak już będę tym dyktatorem, to właśnie każdy będzie musiał co rano udowodnić, że nie jest robotem. Np. opowiedzieć, jak płakał po przeczytaniu opisu śmierci Nemeczka w Chłopcach z Placu Broni.

poniedziałek, 24 września 2012

Nadzieja w dzieciach

Każdy młody poeta wie, że od szukania wydawcy lepsze jest oczyszczanie odstojnika do szamba albo dyskusja z grupą dresów na tematy ogólnożyciowe. Jedno i drugie trwa krócej i zostawia mniejsze uszczerbki psychiczne. Niedobitki wydawnictw na nieistniejącym rynku współczesnej poezji polskiej, poeci gmerający w odpadkach i takie tam wesołe obrazki a' la Tratwa Meduzy.

Z obrazu nędzy i rozpaczy wyłąnia się całkiem fajna nisza na rynku wydawniczym: książka dziecięca. Wydawnictw stricte dziecięcych jest sporo, dużo wydawnictw mainstreamowych ma też działy dziecięce. Zdecydowana większość jest otwarta (przynajmniej deklaratywnie) na nowych autorów - zarówno tych od literków, jak i od grafiki. Ciekawe, inwestowanie w nowe tytuły na tym rynku moze się zwyczajnie opłacać.
Po rynku wydawniczym dla dzieci widać, że dzieci nie dają sobie wciskać popeliny - tylu ciekawych i starannie wydanych, dopracowanych i dopieszczonych książek nie widziałem od upadku Austro-Węgier co najmniej. Tomasz Trojanowski i Kocie historie choćby - debiutancka książka i drze papę z dachu. Świetny graficznie Kituś Burczysko, O kurce, która chciała zobaczyć morze dwóch Christianów- Heinricha i Joliboisa - perełek, któe miło czytać dzieciom i które dzieci łykają jak młode pelikany jest mnóstwo.
Rynek książki dla dzieci rozwija się jak dziki, bo dzieci chcą czytać i mają niezłe gusta.

A potem patrzymy na książkę młodzieżową i na czytelnictwo dorosłych. I wstawiamy ten filmik:

Co się dzieje  z rozczytanymi dziećmi? Jak zamieniają się w zombi?

sobota, 22 września 2012

piątek, 21 września 2012

Pomysł racjonalizatorski

Pomniki zwykle stoją na cokołach. O ile pomnik przypomina, to cokół nie cokoli i jest ogólnie bezużyteczny. Chociaż nie wszędzie. W Rzeszowie pułkownik Lis-Kula stoi na przykład na transformatorze. Może i w nasz kolbuszowski wstawić jakąś malutką stacyjkę trafo?


Morał z tego taki: zawsze zajrzyj z dupy strony, tam zawsze czają się najciekawsze pomysły.

Jacek Santorski radzi, czyli dzie jest haczyk

W nowym Tygodniku Powszechnym Jacek Santorski, psycholog biznesu, pomaga odpowiedzieć sobie na pytanie ,,Jak żyć''? Proponuje zadać sobie trzy pytania. No to jedziemy.

1. ,,W czym jestem najlepszy na świecie?, a w wersji minimalistycznej: Co potrafię robić?''

Jest nieźle. Trochę się uzbierało. W obu kategoriach, rzecz jasna.

2. ,, Co mnie kręci?''


Jest jeszcze lepiej. W zasadzie kręci mnie wszystko, co umiem robić, gdyby mnie nie kręciło, nie uczyłbym się tego robić. Dzięki wierze w proste zasady z disneyowskich kreskówek (,,na pewno się uda'' i ,,słuchaj serca'')  jedność kręcenia i uczenia osiągnąłem wcześnie i utrzymuję do tej pory. Tralalalala, Jacek Santorski uświadomi mi zaraz, jak żyć.

3. ,,Co z tych wszystkich rzeczy mogłoby być w jakikolwiek sposób opłacone?''




O kurwa.

wtorek, 18 września 2012

Się drukuje

Wiewiórki donoszą, że Księga wyjścia awaryjnego jest w drukarni.

Joanna Mueller pisze o zawartości:

Wiersze, które się nie pindrzą, nie mizdrzą, nie udają, nie kokietują, nie napinają sztucznie wątłych muskułów sensu. Wiersze po ludzku mądre, krzepkie i krzepiące, a jednocześnie zadziorne, podszyte dziecięcą brawurą i beztroską anarchią. Wiersze, które nie szeleszczą papierem, ale dają się dotknąć w tkliwą surowiznę. Uwielbiam przewrotny, niewyreżyserowany dowcip Radwańskiego, jego oko mistyka codzienności, a także jego czułość wobec opisywanego świata i otwartą zgodę na to, co się - w życiu i w piśmie - przydarza. 

całość tutej

poniedziałek, 17 września 2012

Orgie na cmentarzu


Butelki po piwie i wódce na kolbuszowskim kirkucie to nic. Rekord Podkarpacia w kategorii ,,dziwność śmiecia znalezionego na cmentarzu żydowskim'' pobiła Katarzyna D. Tu prezentuje rekordowy połów:





Opakowanie obiecuje ,,25 lasek w akcji''. Czy laski nie teges, czy akcja taka sobie - trudno powiedzieć. W każdym razie poprzedni właściciel postanowił dać wyraz dezaprobacie wyrzucając je na kirkucie w Kolbuszowej. Tym samym zdetronizował jełopa, który pozbył się na kirkucie rury od pralki. Gratulujemy, aczkolwiek nie prosimy o jeszcze.

sobota, 15 września 2012

Luki w pamięci

Kolbuszowski Magiel pisze o obchodach wrześniowych w naszym sztetlu. O ile dobrze rozumiem, idzie m.in.o to, że pamięć nasz sztetl ma wybiórczą. Czyli że jeśli chodzi o wspominki, to raczej bitwa kolbuszowska niż wysiedlanie getta. Raczej Janek Bytnar niż  Izrael Bakon. Raczej ksiądz Ruczka niż cadyk. Raczej hotele niż ohele, raczej akowcy niż bundowcy itede.
Obchody jak obchody. Chociaż co ja tam myślę o przebieraniu dzieci w wojskowe mundury i zapędzania ich na defilady, to sobie myślę. Jak mi życie zbrzydnie i zachce mi się biczowania w synagogach albo kamienowania za bramami miasta, napiszę. Skupmy się na wybiórczości pamięci.
Mieć o to pretensję do Kolbuszki to trochę jak mieć pretensje, że leży w Polsce. Pamięć w Polsce jest wybiórcza, plemienna. Narodowa własnie w sensie pamięci narodu, czyli wspólnoty opartej o to, że my są my, a oni są oni. Przypadłość kolbuszowska nie jest niczym niezwykłym, jeśli popatrzymy na sąsiedni Raniżów, który bardzo szybko zapomniał o Żydach i ewangelickich Niemcach, zajrzeć na kirkut w Majdanie Królewskim, etc, etc. Albo zajrzeć do podręczników historii, z których się uczyliśmy. Historia Polski uczona w szkołach to historia tzw. Polaków, to znaczy wąskiej grupy wyciętej z całej społeczności dorzecza Wisły, Odry, Wilii, Dniepru, etc. na zasadzie kryteriów etnicznych, klasowych, ideologicznych i religijnych. Każdy, kto nie mieści się w kryteriach, wypada z historii, nie ma go w narodowej pamięci, tak, jakby go nigdy nie było. Historie chłopów, Żydów, Rusinów, Niemców, Litwinów, unitów, prawosławnych, protestantów, robotników to są dzieje alternatywne, które tworzą fascynującą sieć powiązań, ale jednak muszą być zamilczane w dyskursie pamięci narodowej, jeśli zdefiniuje się go jako opowieść przykrojoną do potrzeb państwowej indoktrynacji i na potrzeby dobrego samopoczucia współczesnych Polaków.
Dobre samopoczucie chroni wyrzucenie tego, co inne poza nawias. Z jednej strony chroni to przed traumą - łatwiej mówić, że wymordowano kolbuszowskich Żydów niż że śmierć spotkała połowę kolbuszowian. W ten sposób trauma zagłady przestaje nas dotyczyć bardziej bezpośrednio, można się od niej bardziej zdystansować. Z drugiej strony chroni nas przed przykrą świadomością przemijalności własnej zbiorowości - historia kolbuszowian o żydowskiej tożsamości czy raniżowskich ewangelików pokazuje, że wystarczy jedno pokolenie, żeby duża społeczność zniknęła z powierzchni ziemi i ludzkiej pamięci, nie zostawiając nawet prawie materialnych śladów. Kto będzie za dwieście lat sprzątał stary katolicki cmentarz przy farze? I co się w farze będzie mieścić, o ile będzie stać?


czwartek, 13 września 2012

W korcmie żeśwa byly

Jedyny oficjalny butleg z jedynego nieoficjalnego grania projektu 555 z Natalią w skansenowej karczmie.

Nagrywane maślniczką z lat 20 XX wieku.


Dzie ty jedzies

środa, 12 września 2012

Afera obyczajowa w Raniżowie

Wycieki z sesji sierpniowej pokazują jasno - jeden z radnych przychodzi na komisje nieubrany. Nie to, że bez krawata, czy wręcz w dresie. Nago przychodzi. O czym mówi się już publicznie, i to mówi nie byle kto:

Szokujące przecieki: goły radny

Może jednak chodzić o to, że radny jest goły w znaczeniu: spłukany. Znak by to był, że kryzys sięgnął głęboko.

wtorek, 11 września 2012

Szalony Meir

We wspomnieniach Naftalego Zalesica jest sporo fajnych kawałków. Najwięcej wśród pobocznych wątków, wzmianek, tropów zaczętych i niepodjętych.
Takim wątkiem jest wątek ,,szalonego''Meira. Zalesic pisze o nim przy okazji opisywania przedwojennej Kolbuszowej z trzema latarniami i wizyty Felicjana Sławoja-Składkowskiego, któremu leżała na sercu estetyka miast i wsi i kazał malować płoty i fonty domów.
I tu pojawia się Meir, który komentuje to mówiąc, że kiedy Składkowski każe malować płoty, Hitler swoim każe budować samoloty. Zalesic dodaje, że po Meirze zostało wiele podobnych powiedzeń. I że pełnił funkcję ,,town fool''., miasteczkowego głupka.

Tyle zostało po Meirze. Mało, ale da się wiele wyciągnąć i z tego. Przede wszystkim widać tu to, co tygrysy lubią najbardziej - skłonność do paradoksu, ironii i wisielczego humoru. Mieszaninę drwiny i zadumy, z którą dobrze przyjmować świat. Ale idźmy dalej.

Komentarz Meira jest sensowny. Ba, jeśli wziąć pod uwagę to, że krótka wizyta Składkowskiego mogła wiązać się z typową w takich wypadkach małomiasteczkową pompą, mógł to być jedyny sensowny komentarz. Facet miał głowę na karku i trzeźwo patrzył na rzeczywistość.

I tu dochodzimy do sedna. Możliwe, że najtrzeźwiejszego gościa w miasteczku nasz sztetl zatrudnił na stanowisku ,,town fool''. W tym kontekście cała sytuacja nabiera miłego, surrealistycznego posmaku. A w kontekście nadchodzącej Zagłady Meir staje się postacią podejrzanie literacką - błaznem wieszczącym katastrofę (samoloty, o których mówił, niebawem przylecą), takim Wernyhorą, tylko z poczuciem humoru i bez liry.

I jeszcze jedno dno tej szkatułki - imię Meira oznacza ,,światło''. Nasz sztetl miał przed wojną na etacie miasteczkowego głupka inteligentnego szydercę, którego imię wskazywało na to, że to on jest oświecony. Takie rzeczy to tylko w Galicji, która już wtedy była coraz bardziej nieistniejąca, a więc coraz bardziej realna.



sobota, 8 września 2012

Wesołe piosenki


Pan Stanisław Stępień gra piosenkę o chłopaku zakochanym w Andzi. Piosenka jest z hepi endem. - O, takie piosenki powinieneś pisać, wesołe. Jak pan Stępień - mówi Pewien Znany Mazur. - Bo on też pisze piosenki, tylko smutne - wyjaśnia panu Stępniowi.

Chwilę potem jedziemy do Kamienia. A za oknami cuda. Orze facet siwym koniem, a w tle ma morenowe fałdy porosłe Puszczą. Jawora zielonego mu brakuje i męża-zbójnika, hłe, hłe. Drewniane, czarno-białe chałupy z białym sajdingiem i doryckimi kolumnami. Chodnik ze św. eurokostki bez cało krzywo wieś. I ludzie pędzący krowy z pastwisk i prowadzący konie, bo to ta pora, po ty kostce. Bo się nie dali. Jadę i żałuję, że nie filmuję, że nie mam na pokładzie jakiejś czarnej skrzynki zapisującej lot tego świata ku ziemi obiecanej kostka wyłożonej i sajdingiem obitej. Pan Stanisław śpiewa. Siwy koń orze. - Powinieneś pisać wesołe piosenki - powtarza Pewien Znany MAzur, przedzierając się przez śpiew pana Stanisława i buczenie diesla i wiem już, że mo prowdę.


piątek, 7 września 2012

Napisy faszystowskie, cz. 2


W ramach zamalowywania napisów faszystowskich w naszym sztetlu zamalowano napisy antyfaszystowskie, tj. pacyfę,  swastę na szubienicy i anarchię. Więc w razie wu i na przyszłość, symbole faszystowskie wyglądają tak:

 To ONR-owska falanga, kiedyś więcej tego było koło szpitala. Namalowana ręką dotkniętego dysgrafią gimnazisty, ale rozpoznawalna. Ale nasze miasto wspiera przecież



(i tu czytelnik myśli, że napiszę, że neofaszystów z NOP i ONR, nie, nie, nie)

Ludzi dotkniętych specyficznymi zaburzeniami czytania i pisania. Tu tablica z typowym błędem dysortografików mających trudności z grafemami oddającymi miękkie głoski:
Tablica wspiera dysortografików, co z całego serca popieram, jako osoba o nieczytelnym piśmie odręcznym.

czwartek, 6 września 2012

Pamięć i takie tam, czyli w którym pokoju leży cadyk?

Google zapytane o ohel w Kolbuszowej wyświetla całą stronę hoteli w Kolbuszowej. Znamienne.

 Ale poza tym dwa pytania się nasuwają.

1. Skąd w naszym sztetlu tyle hoteli?

2. W którym pokoju leży cadyk?

środa, 5 września 2012

Europa Środkowa

Stoi  na poboczu i mruga, DAF na lwowskich numerach. Się zatrzymuję, bo Polak zawsze wezwie sobie pomoc przez CB albo komórę, a wątpię, żeby pidtrymka strachowoji kompaniji lwowiaka fatygowała się na Górną w sprawie zmiany koła. Strzeliła prawa przednia opona, zmieniamy. Do pewnego momentu wszystko jest proste - gadamy po ukraińsku. W zakresie potrzebnym do zmiany koła jeszcze pamiętam. Aż przychodzi dziadek i wszystko sę komplikuje. Facet to dobry fachura, więc dobrze radzi. Nie zna mnie, więc przechodzi na  polszczyznę standardową. Jest w takim wieku, że ja przechodzę na interdialekt. Ukrainiec przechodzi na miękką, zachodnioukraińską polszczyznę. Każdy używa słabiej znanego etnolektu i jest rozumiany, chociaż wszyscy równie dobrze mogliby używać etnolektów ojczystych i wyszłoby na to samo.

W tym kontekście granica, na której za trzy godziny stanie tirowiec, na której uzbrojeni ludzie będą mu trzepać wóz, patrzeć w papiery i przypieprzać się o duperele w rodzaju zgubionego w mojej wiosce kołpaka  jest jeszcze bardziej absurdalna, niż zazwyczaj.

wtorek, 4 września 2012

Mity


Skrzynka mailowa wypluwa pytanie o mit galicyjski. No i gites, niby pytanie-samograj. Nawijamy - Vincenz. Harasymowicz. Wszyscy łemkowscy pisarze. Sól ziemi Wittlina - wojna w Galicji i Huculi. Lekcja martwego języka Kuśniewicza - CK Monarchia i I Wojna. Jak Żydzi, to Martin Buber i Opowieści chasydzkie - przede wszystkim w Galicji się wszystko dzieje. I tu się orientuję, że nie mówię o micie galicyjskim, a o poszczególnych mitach etnicznych. Myśląc o micie Galicji myślimy o poszczególnych mitach - żydowskim, łemkowskim, ukraińskim, huculskim, mitem c-k monarchii, etc. Mitu galicyjskiego jako takiego w zasadzie nie ma. 
Kodyfikatorem mitu, jego twórcą może być najwyżej Stasiuk. U niego znajdujemy dopiero Galicję mityczną, nieistniejącą krainę duchów, świat równoległy, nierealny. Mit Galicji zaistniał dopiero, gdy Galicja przestała istnieć, co zrozumiałe. Jeśli się rozbierze ten mit na części, okazuje się, że te mity nie mają prawie niczego wspólnego. Może poza tym, że poszczególne mity etniczne współistniały, nie tworząc żadnego mitu narodowego. 

Ta równoległość mitów składa się na istotę mitu galicyjskiego właśnie. 

Kulewka, czyli słowotwórstwo

Haniołek: Umiem już zdjąć plecaczek!
Jo: Bo jesteś duży przedszkolaczek. Rymujemy?
Haniołek: No. Malchefka-kulefka.
Jo: CO?!
Haniołek: Malchefka-kulefka
Jo: Co to jest?!
Haniołek: Takie warzywo okrągłe.
Jo: No wiem, a to drugie?
Haniołek: Taka kula.

poniedziałek, 3 września 2012

Granice, cz. 1




„Celem rozumienia historii (...) jest nie tylko wartościowqy pod względem profesjonalnym zabieg rejestrowania przeszzłości, ale też wspomaganie krytycznej, dokładnej i w pełni dostepnej pamięci o znaczących wydarzeniach, które stają się częścią przestrzeni publicznej. Wiąże się z nią trudne, nieraz niewykonalne zobowiązanie do pracy na rzecz przywrócenia – przynajmniej symbolicznie, pośmiertnie – godności, odebranej ofiarom przez sprawców zła.”

  1. LaCapra.




Brama getta.


Brama getta


Południowa granica (?) getta. Tam przynajmniej twierdzi część mieszkańców. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, dejcie znać.