czwartek, 28 lutego 2013

Biblioteka samobójców

- Jak się pan na czymś powiesi, to proszę zadzwonić.

Wojewódzka Biblioteka Pedagogiczna, oddział w Kolbuszowej. 






Dzwońcie. 

środa, 27 lutego 2013

Mychajl' Semenko, Konduktor

W zasadzie futuryzm jarał mnie jako idea bardziej niż jej wychowanie. Futuryści pisali ciekawsze manifesty od wierszy. Całego tego sztafażu, futurystycznych fetyszy w rodzaju automobili i aeroplanów nie czają, podobnie jak nie czaję współczesnej poezji cybernetycznej.

Mychajl' Semenko był pierwszym ukraińskim futurystą, zaczynał, jak to futuryści, przed pierwszą wojną światową. Był buntownikiem, podnosił rękę na świętości, z Tarasem Szewczenką włącznie. I pisał po ukraińsku. Jeśli dodamy jedno do drugiego, koniec poety, jakiemu przyszło żyć w radzieckiej części Ukrainy wydaje się do przewidzenia. W 1937 roku trafił na Wyspy Sołowieckie i słuch po nim zaginął. Jest jednym z przedstawicieli Rozstrzelanego Odrodzenia.

Mam jednak coś z futurysty, jarają mnie pociągi. Pociąg to kilkaset ton rozpędzonej medytacji. Dodatkowo jako że nie mam wątpliwości, że praca na etacie jest takim atawizmem pozostałym po pańszczyźnie, rozumiem podmiot liryczny i jego marzenia.

Mychajl' Semeko, Konduktor 


Chciałoby się być
Konduktorem w towarowym pociągu.
Pochmurną nocą,
Jesienną, deszczową,
Siedzieć na hamulcu
W kożuchu
Zwinąć się, skurczyć
I o dniach, które minęły,
Które w sercu zostały
Jasnymi plamami,
O obrazach zapamiętanych,
Co zasnęły w piersi na wieki,
Na wieki
Marzyć
Marzyć
Wpatrując się w zmierzch

wtorek, 26 lutego 2013

Archiwum ni bedzie

Jak donosi nasz fanpejdż Wszystko Jest Folkiem, nie możemy zrobić oficjalnego archiwum audycji, czyli miejsca, gdzie można byłoby posłuchać, cośmy nadawali np. pół roku temu. Organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi uznały bowiem, że w ramach tego, co radio płaci, zagrażałoby to interesom wykonawców, autorów, kompozytorów charakteryzatorów i cieciów w studiach nagraniowych.
Oczywiście, nikogo ta decyzja nie chroni, poza samymi organizacjami. Górale z Dagestanu, co to ich chcę dzisiaj puścić grosza od ZAiKS-u nie zobaczą. Natomiast dzięki wpłatom radia Studnia ZAiKS może lepiej bronić praw wydawców takich tuzów jak Kombii czy inna Doda, ma na pensje dla kontrolerów sprawdzających, czy fryzjerka nie puszcza klientom Dody bez bumagi (czy z bumagą, czy bez - to powinno być karalne jako nękanie), etc.
I tak jest jeszcze nieźle. Gdy w Lampie i Iskrze Bożej parę lat temu czytałem opowiadanie Jarosława Lipszyca o społeczeństwie przyszłości, w którym pożyczanie ludziom książek było karalne jako okradanie wydawcy, czytałem to, jak s-f. A tu guzik, dyrektywa unijna, nakazująca płacenie autorom tantiem przez biblioteki od każdego wypożyczenia książki istnieje.
Niby sprawa fajna, bo biblioteki nie będą kupować bestsellerów, żeby ograniczać koszty tantiem. Zamiast kolejnej książki typu ,,Clarkson robi kupę'', pozycje z dziedziny turkologii. Zamiast Kalicińskiej-Radwański. Raz wydana dycha na tomik kosztów już nie wygeneruje, a Kalicińsko ciągle bedo ludzie wypożyczać i Tantiemy trza bedzie płacić. Ale real bedzie inny - Kalicińską trza bedzie kupić, żeby samorząd nie skasował biblioteki z braku czytelników, a na turkologię pieniędzy nie starczy. Albo wprowadzi się opłaty za wypożyczanie, a strefa wykluczenia społecznego się poszerzy o ludzi wykluczonych ekonomicznie także z korzystania z dóbr kultury. Prześladujo nas, a bedzie jeszcze gorzy. Pamiętajcie, że zaczęło się od zabronienia nam zrobienia archiwum.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Niezawodne Super Nowości

A jednak trochę zawodne. Nie znalazłem w necie tekstu z zeszłego tygodnia o nielegalnym upamiętnieniu ukraińskich ofiar Urzędu Bezpieczeństwa. Stanął sobie na cmentarzu krzyż brzozowy i tabliczka z nazwiskami ofiar. Na tabliczce ktoś położył wieniec z żółto-niebieską wstęgą. Jako że nazwiska były napisane cyrylicą, niezawodne Super Nowości uznały, że idzie o żołnierzy UPA. Tekst brzmiał trochę jakby dyktował go zmartwychwstały Gerhard, a kończył się przezabawną konkluzją.
Autor dochodził do wniosku, że samowolnie postawiony krzyż może być... prowokacją ukraińskich nacjonalistów! A w prowokacji miałoby chodzić o to, żeby Polacy krzyż usunęli i wyszli na buców. Wyobraziłem sobie spisek członków OUN i partii Swoboda, którzy siedzą gdzieś w Zachodniej Ukrainie w jakimś poupowskim bunkrze i rozmyślają, jak tu Polakom życie uprzykrzyć. Aż w końcu jakiś geniusz zła wpada na pomysł: postawimy im nielegalnie brzozowy krzyż! To na pewno cios wymierzony w polskie wampiry.
Ale tekstu ni ma, więc nie znęcam się nad cytatami z niego, tylko z tekstu wcześniejszego. Idzie o tekst Czy sejm potępi akcję Wisłę? (sic!) Sprawa na tym blogu nienowa: Sejm duma, czy nazwać wypędzanie ludzi z domów, palenie wsi, grabienie majątku, mordowanie, a także zamykanie ludzi w obozach koncentracyjnych złem. Piotr Samolewicz o wypowiedź poprosił księdza Isakowicza-Zaleskiego i zrobiło się wesoło. Nie idzie tylko o to, że w tekście wypowiada się tylko jedna strona, przeciwna uchwale, chociaż znalezienie kontaktu ze Związkiem Ukraińców w Polsce (są na Fejsie, służę linkiem w razie wu), Stowarzyszeniem Łemków albo Zjednoczeniem Łemków nie jest sztuką specjalnie trudną. Idzie o to, że ta strona wypowiada się niemiłosiernie wręcz głupio.
''Problem polega na tym, że nie da się sensownie rozmawiać o akcji “Wisła”, jeśli strona ukraińska nie uznała dotychczas faktu ludobójstwa na Wołyniu dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach, Żydach, Ormianach i samych Ukraińcach, skoro z samej Ukrainy nie wyszła akcja potępieńcza akcji UPA. ''

Tłumaczę z księdzozaleskiego na polski. ,,Hej, Łemkowie, chcecie, żebyśmy powiedzieli, że palenie wsi jest be? Załatwcie z Ukraińcami potępienie UPA, ok?''.

,,Projekt uchwały jest działaniem od końca, gdy nie zauważa się, że akcja “Wisła” była odpowiedzią na to, że po II wojnie światowej na wschodnich terenach dwóch województw rzeszowskiego i lubelskiego zagnieździły się formacje UPA, działające przeciwko państwu polskiemu''

Tłumaczenie: czystki etniczne prowadzone przez nas są spoko, bo my mamy powody. Równie dobrze ksiądz mógłby powiedzieć, że zamordowanie Fieldorfa-Nila było odpowiedzią na zagnieżdżenie się w Polsce formacji WiN, działających przeciwko państwu polskiemu.

,,Wątpliwości budzi  też  osoba przewodniczącego   sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych Mirona Sycza, który jest  synem banderowca. Czyżby chciał wybielić swojego ojca?''

Rozliczanie dzieci z przeszłości rodziców to żenada sama w sobie, ale jest jeszcze jedna sprawa. W jaki sposób uznanie, że wypędzanie ludzi z ich domów jest złe miałoby wybielić Sycza seniora? Ten związek jest tajemnicą księdzozaleskiego rozumowania. Widzę tu materiał na licencjat z logiki.

Mieszanka ignorancji z pewnością siebie prezentowana w materiale Piotra Samolewicza nie jest u ks. Zaleskiego większa niż u innych miłośników akcji Wisła. Moje zastanowienie budzi profesja księdza, który księdzem jest z zawodu w końcu i Ewangelię powinien kojarzyć. Czy w księżowskiej Ewangelii Jezus każe przed proszeniem o wybaczenie żądać przeprosin w dodatku, żeby było śmieszniej, nie od winowajcy, a od np. siostry żony jego sąsiada?


Kowal, czyli kiedy można nie pisać wierszy.

Kowal u nas był. Jako że przez większość życia idea gmerania ostrymi narzędziami przy nogach półtonowych zwierząt była mi obca, cały czas takie wizyty cieszą mnie jak norkę.
Nawet nie żeby tam jakieś poetyczności typu że kowal rozczyszczający kopyto rzeźbi w żywym zwierzęciu. Chociaż pomysł kuszący, taki w stylu Dalego. Czy setki podkuwaczy koni w tym kraju wiedzą, że parają się parasurrealizmem?
Idzie o to, że kowal fajny. Pracuje w milczeniu, w ciszy całkowitej niemal. Tylko szuranie pilnika o kopyto, szczękanie obcęg i pogwizdywanie. Bo cichym gwizdaniem uspokaja konia, zwierzęciu udziela się też jego spokój. I w zasadzie nie tyle to zaklinanie konia gwizdaniem mnie cieszy w tym wszystkim, ile o kowalowy stan ducha, który w zasadzie bardziej przystawałby do mnicha niż podkuwacza koni. Taki stan, kiedy bez przejmowania się zbędnymi duperelami w rodzaju możliwości połamania kości źle chwyconym kopytem można zajmować się poprawianiem kawałków świata, nawet jeśli chodzi tylko o przerosłą tkankę rogową konia. Zazdroszczę.

czwartek, 21 lutego 2013

Pawło Korobczuk: List marynarza do dziewczyny



Pawła Korobczuka lubimy za poezję. No i za to, że jest równo dwa dni starszy ode mnie. Pawło to poeta, muzyk i dziennikarz. Autor książek poetyckich: Natszczenebo (2005), Ciłodobowo (2007), Kajfołohija (2010) i Dynozawr (2011) i powieści More dlja szul'hy. (2012). Jak to w życiu bywa, laureat mnóstwa konkursów i slamów, uczestnik festiwali literackich w całej Europie Środkowo-Wschodniej, wliczając Berlin. Publikował w antologiach i licznych pismach literackich, w tym i w polskich (Tygiel Kultury i Radar). Jego wiersze przekładano już na angielski, białoruski, litewski, rosyjski i polski. Ale, jak sam twierdzi, rymowanych jego wierszy na polski nie przekładał jeszcze nikt, zatem teraz nastąpi ogólnogalaktyczna premiera przekładu rymowanego wiersza Pawła Korobczuka na polski.




лист моряка до доньки







Давай мій голос не буде тобі нічого промовляти.
Ти просто слухай його, ніби це шум прибою.
Моря, великі стихії, дозволяють нам з насолодою маліти.
Адже чим менша маса тіла, тим менша маса болю.




Мій голос давно не мав опори у вигляді чужого слуху.
Все, що мало бути промовлене, – кишіло всередині грубими мазками.
Адже спілкуватися з кимось, це так, ніби наймати прислугу.
Бо говоріння буває добрими мовами, а буває й злими язиками.

Хоч для порозуміння взагалі не обов”язково говорити.
Адже може бути достатньо пальців на фортепіано.
І тоді човни перетворюються в дереворити.
І тоді медузи стають океаном.

Те, що мені ввижалося за довги роки відсутності.
У передсмертних агоніях, у полоні серед рабів.
Здавалося б, має вводити мене в ступор і додавати скутості.
Хай це піде зі мною на дно, ніби скрині в дірявому кораблі.

Я пишу тобі з берега, додаю до тексту пальмову гілку.
Тут найкраще видно, що земля кругла, а точніше – арена.
На цьому безлюдному острові. Тут все як пігулки.
Які скінчились і відчуваєш, що в тіла вийшов термін оренди.

Я не переймаюся своєю молодістю через те, що вона – друга.
Не цураюсь знятого лахміття – бо був у кожній із цих одежин.
Замість юнацького поту виникає тактична напруга.
Кров набуває присмаку ожини.

Перечитай цей лист на даху будинку, в якому я так довго жив.
Відчуй, як вітер нам обом тріпоче волосся, ніби пророслі висівки.
Всі кавернозні питання давно витекли з моїх жил.
Відповіді чекають тебе, як магазинні вивіски.

Я за тобою скучив, так, як скучають пси і пташата.
Я пригощу тебе тутешніми фруктами, не зриваючи їх зі стебел.
Навіть якщо цій пляшці з листом все буде заважати.
Навіть якщо цей лист не допливе до тебе.





List marynarza do dziewczyny

Mój głos nie będzie snuł ci żadnych opowiadań
Po prostu słuchaj go, jak słucha się szumu przyboju.
Morza, wielkie żywioły, na osłodę maleć nam dają
Bo im mniej posiadasz ciała, tym mniej cię czeka bólu.

Mój głos dawno nie dźwięczał w uchu żadnego słuchacza
Wszystko, co miało być powiedziane, kisło jak w słoiku
Bo rozmawiać z kimś to jak najmować posługacza.
Bywa, że znajdziesz dobre słowo, bywa, że złe języki.


Ale żeby się porozumieć, język jest całkiem niepotrzebny
Wystarczyć mogą palce na klawiszach fortepianu
I wtedy łodzie stają się jak płaskorzeźby
I wtedy meduzy stają się oceanem.


To, co ze mnie wycisnęła długoletnia nieobecność
W przedśmiertnych agoniach, wśród nieszczęśników w niewoli
I zdawało się, że wpędza mnie w otępioną obojętność
Niech idzie ze mną na dno, jak skarb w zatopionym galeonie

Piszę na brzegu. List z gałązką palmową przyjdzie do ciebie z daleka
Stąd najlepiej widać, że ziemia to koło. Arena, jeśli idzie o dokładność.
To bezludnej wyspa, tutaj wszystko jest jak leki,
Które się skończyły i wydaje się, że ciału minęła już data ważności.


Nie przejmuję się swoją młodością, a zwłaszcza nie pierwszą
Nie ceruje się starych łachów, bo od tej, powiedzmy, odzieży,
czuć nie junackim potem, a taktycznym szulerstwem.
Krew nabiera posmaku soku z jeżyn.

Przeczytaj ten list na dachu domu, w którym tak długo żyłem
Poczuj, jak wiatr rozczesuje nam włosy, bawi się jak plewami
Wszystkie podziemne pytania dawno wypłynęły przez żyły
Odpowiedzi czekają na ciebie, jak tabliczka „remanent”

Skamlałem za tobą tak, jak skomlą psy, kwiliłem jak ptasie młode
Przyjmę cię tutejszymi owocami, nie zrywając ich z drzew
Nawet, jeśli ta butelka z listem napotka jakieś przeszkody,
nawet, jeśli ten list nie dopłynie, nigdy nie znajdując cię.

środa, 20 lutego 2013

Dlaczego nie chciałem spalić szkoły w całości

A Haniołek przeczytał całą książkę. Całą jedną. Wynik niby dupy nie urywa, Mozart w jej wieku śmigał już całą książkę telefoniczną Salzburga przygrywając sobie na fujarze wielkopostnej, ale jak się pomyśli, że to i tak więcej niż połowa dorosłych Polaków, jakieś kilkanaście milionów ludu, to poziom szacunu wzrasta. A wszystko wskazuje na to, że liczba tych Polaków będzie się zwiększać. Ale najpierw retrospekcja. Niech napięcie narasta.

Jedno z niewielu dobrych wspomnień związanych z instytucją podstawówki to była biblioteka. Cisza, atmosfera pustego kościoła, sacrum po sam sufit i te sprawy. Piątek, duża przerwa. Spokój, ściszone głosy i taka wewnętrzna ekscytacja, bo zaraz człowiek dostanie do ręki nową książkę, od której nie oderwie się przez cały weekend. Astrid Lindgren. Wszystkie Doktory Doolitle. Muminki. Wszystko w czystych okładkach z szarego papieru, pachnących kurzem i ciszą. Zawsze, gdy przed snem wyobrażałem sobie podpalanie szkoły, bibliotekę oszczędzałem.

Ale wszystko wskazuje na to, że moj wspomnienia o bibliotece szkolnej będą dla moich dzieci tym, czym dla mnie opowieści mojej babci o tym, jak się przed ciężarówkami chowało w zbożu, bo wiadomo było, że jak ciężarówka jedzie, to znaczy, że Żydzi na macę będą łapać. Minister Boni wymyślił likwidację bibliotek szkolnych. Bo to zawsze oszczędność będzie, a gówniarzerka może zasuwać do bibliotek publicznych. Tak, tych niedofinansowanych właśnie. Już widzę, jak część gówniarzerki nie dociera do publicznych i w efekcie nie czyta w ogóle.

Ponad połowa Polaków nie rozumie tego, co czyta. Jak miał powiedzieć Piotr Marecki jeszcze zanim był lewicowym ideologiem, chuj z nimi. Otóż nie. Ludzie, którzy nie czytają książek i nie rozumieją tego, co czytają, jak już coś czytają to połowa ludzi w tym kraju. Niestety, nie da się połowy Polski odgrodzić i ich tam zamknąć. Nie da wysłać  na Madagaskar (co biedny Madagaskar winien?), ani tym bardziej na Księżyc. Ci ludzie będą głosować. Ba, startować w wyborach też. Będą stanowić połowę odbiorców mediów i to do nich media będą się dopasowywać. Ich dzieci, wychowane na chujwieczym, bo przecież nie na książkach, będą chodzić do szkół z naszymi dziećmi i to do nich nauczyciele będą dostosowywać poziom lekcji.

To, co nie udało się nazistom, komunistom, ba, a nawet Cartoon Network i MTV, może udać się Boniemu. Jeśli nie chcesz, żebyśmy byli ludem funkcjonalnych analfabetów w jeszcze większym stopniu, niż teraz:

Podpisz się tutaj


wtorek, 19 lutego 2013

Надійка Гербіш - Вірую (Nadijka Herbisz - Wierzę)

Zdarza mi się poczuć do piszącego człowieka sympatię od pierwszego wiersza czy nawet zdania. W wypadku Nadijki Herbisz zdaniem było: Мені здається, хороша книжка, якою б сумною вона не була, має давати надію. За критерієм надії визначаю і хороші для себе книжки, і ідеальну. (Wydaje mi się, ze idealna książka, jakkolwiek smutna by nie była, ma dawać nadzieję. Nadzieja to kryterium, według jakiego oceniam książki i te, które czytam, i idealne). Jeden z wierszy Nadijki:

вірую


я вірю у янгола, що танцює
в журбу, що приводить з собою радість
у сумнів, який упокорений вірі

я вірю у Бога, який сміється
в подорожнього, що поспіткнувшись, ітиме
у чорноту ночі, що породжує ранок

і почувши тихий невидимий шелест,
згадаю про янгола, що танцює
вірую



Wierzę

Wierzę w tańczącego anioła
W smutek przynoszący radość
W wątpliwość rozwianą wiarą

Wierzę w roześmianego Boga
W wędrowca, który potknąwszy się
ruszy w czerń nocy rodzącеj ranek,

a słysząc cichy, tajemniczy szelest
pomyślę o tańczącym aniele
wierzę


Nadijka Herbisz wydała dwie książki: Ciepłe historie do kawy i Ciepłe historie do czekolady. Gdyby pisała po polsku, napisałbym, że kontynuuje linię zaczętą przez ks. Jana Twardowskiego. Ciekawe, że jeden z najczęściej czytanych (no dobra, może nawet jedyny masowo czytany) polski poeta współczesny nie doczekał się żadnych kontynuatorów. Polski obieg literacki, jak mi się wydaje, jest cokolwiek mało zróżnicowany. Za wschodnią granicą Nadijka funkcjonuje w normalnym, oficjalnym obiegu. To jest coś, czego mi tutaj brakuje, wolnego miejsca na taką bezpretensjonalność, jak u tej autorki ze Zbaraża, która pisze, jakby nie było już po postmodernizmie nie ze względu na to, że ukraińska literatura nie przeszła przez postmodernizm, bo przeszła i zaowocowała świetnymi utworami, ale z wyboru. Nadijka Herbisz to ciekawa autorka i ciekawe zjawisko literackie. 
Poza tym babcia Nadijki pochodzi spod Lublina. A jakby ktoś chciał okazać autorce sympatię, to tutaj można zagłosować na nią w konkursie na kobietę roku Tarnopola. Do 6 marca:)

A tutaj jest blog poetki: 


Szczała Południa i realizm magiczny

- Dlaczego nie napisałeś wiersza o Stępniu? - pyta pewien znany Mazur, przedzierzgujący się właśnie wSzczale Południa w pewnego znanego Lasowiaka za pomocą zmiany legendarnego szarego polara na nie mniej legendarną białą lasowiacką koszulę.
- Jak nie napisałem, jak napisałem - obruszam się. Chociaż to sprawa zagmatwana. No bo to, że pan Stępień, muzykant, poeta ludowy, gawędziarz, fujarkarz pojawia się jako postać literacka, nie znaczy, że coś jest ,,o" nim. Jak mnie ktoś pyta, to mówię, że wszystkie wiersze w kosmosie są o miłości, co jest w gruncie rzeczy pozerstwem i uproszczeniem, bo tak naprawdę idzie o wielką, cierpiącą duszę świata. Co też jest jakimś uproszczeniem.
- No jak nie napisałem, jak napisałem? - pytam więc.
- Ale teraz, czemu nie napisałeś teraz - nie daje spokoju Mazur wyglądając przez rękaw pralasowiackiej koszuli.
No właśnie. Z Puszczą Sandomierską mam od początku ten sam problem. Jak pisać o Puszczy? Kto uwierzy, że pana Stępnia nie zmyśliłem? Każda historia o Stępniu czy Puszczy w ogóle skończy się jakimś realizmem magicznym. Niestety, realizm magiczny to tutaj szara rzeczywistość.
- Bo prowadzę. Nie da się pisać i prowadzić, nie po takich wybojach - odpowiadam w końcu. Szczała Południa rusza dalej.


piątek, 15 lutego 2013

ОСІННЄ ПОМ’ЯКШЕННЯ - dwie wersje



Wiersze to żywe stwory. Nie da się wiersza dwa razy tak samo odczytać, co widać na załączonym obrazku. Dwie wersje jednego wiersza. A w sumie to nawet trzy. Ukraiński oryginał, wersja pierwotna przekładu i wersja po konsultacjach z autorem. Wytęż wzrok i znajdź różnice. Podpowiem, że wersja druga jest mniej slangowa.



ОСІННЄ ПОМ’ЯКШЕННЯ

Бабиним літом,
коли земля світить замість сонця,
а дерева замість ліхтарів
так сильно, що аж на Марсі моря плавляться,

на лавках перед гаражами
бухають не підлітки, а пияки в поважнім віці,
мовчки, задумано.

А може, то просто підлітки
повдягали на себе маски,
набряклі,
м’які,
звуконепроникні,

й нечутно сміються,
гучніше, гучніше,
в даремних сподіваннях
прорвати цю солодку маску
теплих вечорів
Бабиного літа.

Tak było na początku:

Jesienna odwilż

Babie lato,
kiedy ziemia świeci zamiast słońca,
a drzewa zamiast latarni
tak mocno, że odbijają się w marsjańskich morzach

na ławkach przed garażami łoją
nie dzieciaki, a starzy pijacy
milcząco, w zamyśleniu

A może to dzieciaki
założyły maski
obrzękłe
miękkie
dźwiękoszczelne

i niesłyszalnie śmieją się,
śmiało, coraz śmielej,
w daremnej nadziei
zerwania tej słodkiej maski
ciepłych wieczorów
babiego lata.

Po kilku mejlach:

Jesiennе zmiękczenie

Babie lato,
kiedy ziemia świeci zamiast słońca,
a drzewa zamiast latarni
i szumią marsjańskie morza


na ławkach przed garażami chlają
nie nastolatki, a starzy pijacy
milcząco, w zamyśleniu

A może to nastolatki
założyły maski
obrzękłe

miękkie
dźwiękoszczelne

i niesłyszalnie śmieją się,
głośno, coraz głośniej
w daremnej nadziei
zerwania tej słodkiej maski
ciepłych wieczorów
babiego lata.


Oleha Kocarewa w oryginale można znaleźć tu:

Nejmowirna Istorija - polecam, dużo dobrych wierszy.

A na fejsie tu:

Oleh Kotsarev

środa, 13 lutego 2013

Profetyzm, czyli Jakiw Sawczenko

Jest z wierszami coś dziwnego. Niby, wiadomo, to takie gry słów i w ogóle, ale zdarzają się i dziwne rzeczy, które pokazują, że ktoś/coś za tym jeszcze stoi. Albo mi się zdaje. Czy Jakiw Sawczenko napisał wiersz profetyczny? W 1918 roku stworzył utwór o incipicie ***Він вночі прилетить на шаленім коні. W 1937 został zesłany do łagru na na Wyspach Sołowieckich i wszelki ślad po nim zaginął. Nie wiem, na ile w przekładzie ,,podkręciłem'' proefetyczną końcówkę, a na ile ona taka jest. W oryginale brzmi tak:


І назавше. Навік... Але міт по мені
Поховать, як мене, і йому не дано
Будеш згадувать так: прилетив на коні-
і постукав в вікно...



Przekład:


   *
*     *

Nocą przyleci na rozszalałym koniu
i zastuka do okna żelaznym mieczem
ostatnią bajkę mi dopowiesz, załamując dłonie
i wybuchniesz płaczem.
Będziesz wiedzieć wszystko. Nie spytasz, kto, jak,
Czemu nocą przyleciał i jaką zostawił ziemię?
Zapalisz świecę i oświetlisz nam szlak,
gdy ruszymy przez mgłę.
Na zawsze. Na wieki. Ale wieści o mnie
jak ciała, daremno będziesz szukać.
Zapamiętasz, żem przyleciał konno
i do okna zastukał...


wtorek, 12 lutego 2013

Pawło Tyczyna, Maksym Rylski, Rozstrzelane Odrodzenie

Dziś bierzemy się za przedstawicieli pokolenia Rozstrzelanego Odrodzenia. Czyli za pokolenie, które w twórcze życie wchodziło około końcówki pierwszej wojny światowej. Jego przedstawiciele widzieli, jak rodzi się i umiera nadzieja na wolną Ukrainę. Jak zachodnia Ukraina jest polonizowana, a wschodnia-eksterminowana. Szczyt sił twórczych pokolenia przypadł na walki między Ukraińcami, Polakami i Rosjanami wszelkich kolorów o Ukrainę, stalinizm i Hołodomor.

Pierwszy tekst dotyczy bitwy pod Krutami z 1918 roku. Z jednej strony znaleźli się ukraińscy ochotnicy - studenci i gimnazjaliści. Było ich około 300. Z drugiej, według różnych źródeł 4-6 tysięcy czerwonoarmijców. Wszyscy Ukraińcy zginęli.


Pawło Tyczyna

Pamięci Trzystu

W Askoldowej Mogile
pochowano ich
Trzystu męczenników
Sławnych i młodych

Na Askoldowej Mogile
ukraiński kwiat
Po krwawej, krwawej drodze
musimy iść w świat

Na kogo śmiał wróg podnieść
swoje zdradzieckie ręce?
Wiatr wieje, jasne słońce
przegląda się w rzece

Na kogo zawziął się Kain?
Boże, pokaraj!
Ponad wszystko pokochali
Umiłowany kraj.

Zginęli jak pierwsi chrześcijanie
ze sławą świętych.
W Askoldowej Mogile
Pochowano ich.

Wiersz Maksyma Rylskiego ruszył mnie jak mało co ostatnio. Tekst powstał w 1923, więc mówi o sierocie wojennej, bo po tym, jak żeśmy z Rosjanami i Ukraińcami o Ukrainę walczyli, zostało ich wiele. Ale w kontekście zbliżającego się Hołodomoru tekst robi jeszcze większe wrażenie. Dziesięć lat później takich głodnych chłopczyków i dziewczynek były już dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy.


Maksym Rylski 

*    *
   *

Nie mogę cię zapomnieć,
chłopczyku na chwastowskim dworcu
niech poeci wskazuję drogę
kwiatom azalii ku słońcu

niech nektar ideałów piją
prosto z kubków szczerozłotych
ja chudą pierś zapamiętam
i zapadłe oczy

Pamiętam: oczy błyszczały
jak dwie czarne, głodne iskierki
Pociągi huczały i gwizdały
Spekulantki śmiały się perliście
Ty mówiłeś, że mama poszła
ale wróci... za chwilę króciutką...
Po twojej twarzy pełzły
krople jak szare zwierzątka



poniedziałek, 11 lutego 2013

Figo Fagot w Kolbuszowej-historia prawdziwa (z cyklu sensacje XX wieku)


Oj, afera była straszna, do akcji rzucono łańcuszek, a gdy ten nie poskutkował, w geście protestu z głośnym ,,Donnerwetter'' abdykował papież. To ruszyło sumieniami milionów, dyrektor Sitko umył w cieknącej z dachu wodzie ręce i kancierta nie budiet'. - Nie w każdym małym mieście udaje się zorganizować imprezę takiego kalibru - pisze Dorian Pik na swoim facebooku, dzięki czemu po raz kolejny przypominam sobie, dlaczego zamieszkałem w małym miasteczku.
Tajemniczy ksiądz z krainy Deszczowców dzięki nakręceniu protestów (chociaż kto u diabła mógł dzwonić do MDK przez całą niedzielę i sobotni wieczór?) zrobił z kanciertu niedoszłego disco-polo przegryzanego sucharami a'la Strasburger wydarzenie na miarę obrony Westerplatte, dał młodzieży kolbuszowskiej doświadczenie pokoleniowe. Nie wątpię, że młodzież karnie zjawi się w piątek w kościele, o ile oczywiście znowu stanie przed koniecznością zbierania naklejek z Matką Boską czy innych wpisów do indeksu bierzmowanego.
- Z tymi Cyganami to przecież żart jest - powiedzieć miał dyr. Sitko i zapewne ma rację, jako fachowiec w dziedzinie dialektologii romskiej. Nie wątpię, że z braci FF zaśmiewają się wszyscy mieszkańcy dzielnicy cygańskiej w Brzegu, sprawdzę, jak będę.
Całą sprawę niechcący podsumował radny Michał Karkut, pisząc: ,, Jeden lubi Marylę Rodowicz a inny Braci Figot Fagot. Chrzanić poziom artystyczny''.Pochylmy się nad tą cytatą, gdyż ona, jak mawiają księża, ubogaca nas w sposób szczególny. Figo Fagot albo Maryla, taką przebodli nas ojczyzną, innego końca świata nie będzie.

PS
Wszystkie cytaty, z wyjątkiem cytatu z papieża są prawdziwe.

PPS (frakcja rewolucyjna)

Abstrahując od wszechszydery, współczuję Dorianowi.

niedziela, 10 lutego 2013

Okopy św. Trójcy, czyli jak zostałem moherem.


A po fejsbukach kolbuszowskich krąży (jak mówi Dorian Pik) apel:

,,Proszę o pomoc,x Julek prosił mnie o to i ja teraz dlatego proszę Cię o to samo!
15 lutego w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej wystąpią bracia Figo Fagot.
Śpiewają piosenki zbereźne, lubieżne, wulgarne i rasistowskie. Poza tym koncert ten przypada na pierwszy piątek Wielkiego Postu, kiedy w kościele Wszystkich Świętych w Kolbuszowej będą odbywać się rekolekcje, a w kościołach sąsiednich Drogi Krzyżowe. I to wszystko w Miejskim Domu Kultury, który ze swej natury powinien promować kulturę, a nie jej zaprzeczenie.
Nie możemy pozostać wobec tego obojętni.

Piszmy, dzwońmy, wyraźmy nasze zdanie!

Miejski Dom Kultury w Kolbuszowej
ul. Obrońców Pokoju 66
36-100 Kolbuszowa
email: mdk@kolbuszowa.pl
tel. (17) 2271-563, wew. 24 - Dyrektor''

Jako folkowy radiowiec i radiowy folkowiec mówię, że piosenki zbereźne, lubieżne i wulgarne są solą tego folka.
Jako bębniarz grupy wyrzuconej z MDK z powodu niemania karty uczestnika zajęć (ze zgodą rodziców i numerem buta) przez kolegę poetę, któremu wieczór autorski przygotowywaliśmy na wzmiankę o promowaniu kultury przez MDK opluwam kawą monitor.
Jako człowiek obdarzony uszami mówię, że disco polo grane dla beki pozostaje disco polo. A rasistowskie piosenki śpiewane dla jaj pozostają rasistowskie.

Piszmy na Berdyczów, dzwońmy na trwogę, etc. Moher mi się jeży na myśl o deprawacji młodzieży.

piątek, 8 lutego 2013

Domowe sposoby na leczenie nacjonalizmu



Każde polskie dziecko z mlekiem matki wysysa wiedzę, że każde ukraińskie dziecko z mlekiem matki wysysa nienawiść szczerą do Polaków. Ot, budzi się taki Ukrainiec, robi kanapki, popija krwią polską, po podniebieniu czarnym językiem przeciągnie i idzie do roboty, oczywiście w UPA, bo od utraty Kresów nic innego tam nie powstało, tylko upowcy, upowcy, polski Lwów i znowu upowcy, a poza tym nic, ino wiater po stepie hulo.
I dobrze, bo budując poczucie tożsamości na poczuciu wyższości i zagrożenia, którego miks daje lęki wszelakie, unikamy pytania krytycznego: ,,ej, a właściwie co w nas jest takiego fajnego i wyjątkowego'', na którym też można poczucie tożsamości budować, ale przy odpowiadaniu na pytanie krytyczne może dojść do rozczarowań, płaczu i zgrzytania zębów.
Ale uwaga, jak ostrzega praca pani  Anny Krzywickiej‑Ustrzyckiej, ,,Wpływ uczenia się języka ukraińskiego na postrzeganie Ukrainy i Ukraińców'' zagrożeniem dla naturalnej ochronnej bariery lęków i niechęci jest nauka języków obcych.
Autorka zbadała studentów uczących się języka ukraińskiego - nie żadnych tam filologów ukraińskich czy ukrainoznawców, z rosyjskiej filologii ludzi. Robiła ankiety i testy dystansu społecznego na początku dwuletniego lektoratu i na końcu. Wyniki są ciekawe. O ile na początku lektoratu studenci mieli skojarzenia z Ukrainą niewiele odbiegające od przeciętnych, o tyle pod koniec mieli już o wiele bardziej pozytywne. Ciekawsze były wyniki pomiaru dystansu społecznego. Na początku nauki kilka procent studentów byłoby w stanie zaakceptować Ukraińca jako członka rodziny, po dwóch latach nauki - około 46 procent.
Zauważmy, że chodzi tylko o naukę języka na lektoracie, a nie równoległe studiowanie języka, literatury, historii i kultury, jak na filologiach.
Zauważmy też, że w drugą stronę działa to tak samo. Jeśli wejdziemy na jakąś ukrainofobiczną stronę (np. fanpejdż ,,Okupanci Lwowa nie są przyjaciółmi Polaków'') przekonamy się, że miłośnicy przyłączenie zachodniej Ukrainy do Polski nie orientują się nawet, że w ukraińskim alfabecie nie ma takiego znaku, jak ,,ы'', jest za to w rosyjskim.
Wniosek jest przewidywalny. Na polityków ni ma co liczyć także w kwestiach międzynarodowych. Jarosław Kaczyński z charakterystyczną dla siebie mieszanką ignorancji i niezłomnej pewności racji protestujący przeciwko potępieniu akcji Wisła przez sejm (czy marihuana jest z konopi? czy Łemkowie to nie Ukraińcy?) to pomnikowy przykład. Język. Literatura. Słuchanie takiego samego folka - tylko takie duperele zapobiegną wojnom i poprawią przepływ świetnej wódki Chlibnyj Dar przez granicę. Jednym słowem, załoga Wszystko Jest Folkiem i lektorzy języka ukraińskiego są kandydatami do pokojowej nagrody Nobla.












Anna Krzywicka‑Ustrzycka: Wpływ uczenia się języka ukraińskiego na postrzeganie Ukrainy i Ukraińców. Słowo i tekst, tom 3. Katowice 2011

wtorek, 5 lutego 2013

Андрій Любка: Мені сказали (ukr-pol)

Dawno nie było Andrija Ljubki w amatorskim przekładzie, co? No to proszę. Czy w Polsce jest ktoś, kto brzmi równie wiarygodnie w takiej kaskaderskiej poetyce?


Андрій Любка: Мені сказали


Мені казали, що в мене немає голосу,
Темне минуле і труднощі з алкоголем,
і, як інколи пишуть газетні полоси,
змішую пиво з горілкою, риму -- з болем.


Мені казали, що в моїх віршах брудно і холодно,
Біблійний туман і печаль вокзальна.
На це кажу: у моїх віршах вітри, як жіночі стогони:
Помірно-континентальні.

Мені все частіше плескали і подавали келихи,
Казали: вірш -- це ріка, яка тече до небесної брами.
Але ж у цієї річки є всього два береги:
Один у пеклі, а інший -- під моїми ногами.

Бо слава приходить, лягає під тебе і промина,
І книги твої на самокрутки колись порве.
А вірш -- це вміння сказати оці найпростіші слова:
Я кохаю тебе, я кохаю тебе, я кохаю тебе.


Я думаю, що поезія - це коли ти програвся в карти,
Коли туз накриває даму, і ти виходиш курити.
Коли ніч огортає місто і вже не смішать жарти,
Бо в повії, яку ти зняв, на горлі сліди від бритви.


Andrij Ljubka: Mówią, że

Mówią, że kiepsko u mnie z głosem
ciemną mam przeszłość, problem z alkoholem
i, jak czasem gazety donoszą,
mieszam piwo z wódką, a rymy - z bólem 


Mówią, że w moich wierszach zimno i źle,
biblijny obłok, dworcowy żal sokisty.
Ja na to: w moich wierszach wiatr, jak kobiecy jęk,
umiarkowany, czasem porywisty


Często mi klaskali i nalewali po brzegi,
mówili: wiersz to rzeka, co płynie do niebios bramy.
Ale dwa brzegi są przecież tej rzeki:
Jeden w piekle, drugi – pod moimi nogami.

Bo sława przychodzi, oddaje ci się i mija
i księgi kiedyś twoje na skręty porwie.
A wiersz – to umieć powiedzieć proste i niczyje:
Kocham cię, kocham cię, kocham cię.

Poezja jest wtedy, gdy zgrywasz się w karty,
gdy as bije damę i wszystko przepadło.
Kiedy noc zapada jak cisza po nieśmiesznym żarcie,
bo dziwka, którą zostawiłeś ma podcięte gardło









poniedziałek, 4 lutego 2013

Białe plamy

Przyjszło pismo z IPN-u. Żonę mi nastraszyło, bo z pieczątką nie Działu Udostępniania, jak powinno być. Z przyzwyczajenia zapewne przybili z Działu Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Żona z bijącym sercem (,,Co ten mój stary znowu nawywijał?'') rozerwała kopertę, a tam było tyle tylko, że rzeszowski IPN nic o Naftalim Saleschutzu nie wie, ale zrobi kwerendę w Warszawie i Krakowie.
Niewykluczone, że niczego się i z tamtych archiwów nie dowiemy, zwłaszcza tego, kto, kogo i w jakiej sprawie zabijał. Może dowiemy się czegoś o przebiegu służby Saleschutza w UB albo Informacji Wojskowej, ale w reszcie spraw będziemy zdani na relacje ustne. W terenie zetknąłem się z dwiema wersjami, obie przytoczył Kolbuszowski Magiel. Bardziej skłonny jestem wierzyć tej o tym, że Saleschutz zabił bez sądu człowieka, który wydawał Żydów w czasie wojny. Bardziej, bo słyszałem ją z kolei od człowieka, który wojnę i przedwojnie pamiętał, a za Żydami, oględnie mówiąc, nie przepadał, dlatego też bardziej korzystna dla Saleschutza wersja z takiego źródła staje się dla mnie bardziej wiarygodna. Ale w dalszym ciągu niepotwierdzona.
A z relacjami terenowymi jest różnie. Sam swego czasu łamałem się nad jedną, chodziło o kobietę z Nowej Wsi bodajże. według informatora miała ukrywać dwóch żydowskich braci. Po wizycie sąsiadów, którzy naciskali na nią, żeby uciekinierów z getta się pozbyła, albo doniosą na policję, miała jednego z nich zabić przez sen motyką, drugi miał uciec i oddać się w ręce żandarmów. Niestety, relacja pochodzi od człowieka urodzonego w okolicach '45 roku, jest więc co najmniej z drugiej ręki. Ostatecznie jej nie ruszyłem, chociaż potwierdzałaby prawidłowość znanej z reszty Polski zasady: Żydów ukrywało się nie tyle przed samymi Niemcami, bo ci w terenie orientowali się słabo i mieli bardzo słabą (w porównaniu choćby do Rosjan i później UB)  siatkę wywiadowczą, co przed sąsiadami właśnie. Nie znalazłem jednak żadnego śladu tej historii w dokumentach czy innych relacjach.
W ogóle ze stosunkami polsko-żydowskimi w Kolbuszowej jest o tyle duża bida, że dokumentów, mam wrażenie, brakuje. Sprawę tzw. pogromu z 1946 roku udało się jakoś rozjaśnić tylko dlatego, że w grę wchodziła niesubordynacja ubeków i że ślady tropienia tej niesubordynacji w papierach UB się zachowały. Gdyby do Żydów strzelał cywil, moglibyśmy się może i niczego nie dowiedzieć.

piątek, 1 lutego 2013

My reprezentujemy Podkarpacie: dyskryminacja pciowa

Wieczór. Dzwoni chłop. Łuśkę mam na rękach, odbieram. Radzimy. Po pewnym czasie sytuacja robi się podbramkowa. Łuśkę mam pod pachą, nudzi jej się w tej pozycji, w radio leci nowy Nohavica, na którego czekaliśmy ruski rok z Łuśką obije, szczerze w to wierzę. Używam magicznego zaklęcia:

- Przepraszam, muszę usypiać dziecko.

A chop nic, nadaje dalij. Przystawiłem Łuśkę efektownie skrzeczącą do słuchawki, a w obliczu kontynuowanego monologu, skrzeczącej wesoło Łuśki i lecącego Nohavicy słuchawkę odłożyłem.

Moja Dużo Lepsza Połowa postawiła trafną diagnozę:

- Na tym obszarze geograficznym ten argument jest nieważny.

Z ust chłopa, oczywiście. Nieraz już bowiem było tak, że gdy tłumaczyłem, że nie mogę, nie chcę, nie będę, nie piję, bo usypiam/bawię dzieci, spotykałem się z podejrzeniami, że cóś kręcę. Dyskryminacja pciowa, normalnie.

Grunt, że nie karmię piersią.

Wójt zapowiada tragedię

Wójt z Raniżowa zapowiada tragedię rodzinną. Nie wiem, w czyjej rodzinie, niemniej w Raniżowie nie czuję się już tak komfortowo, jak drzewiej, już się po ciemku po kirkutach zdewastowanych nie włóczę samotnie, etc.

Żeby nie było, w razie wu wrzucam nagranie