poniedziałek, 29 maja 2017

O co walczymy

Będzie patetycznie, o sensie pracy w muzeumie i bycia tłumaczem trochę też. Jakiś czas temu oprowadzałem w szlachetnej mowie braci Kliczko sympatyczną rodzinę z Dnipra. No i Rusłan wrzucił dziś w internety obszerną relację z wyprawy do Polski. Pisze, że Kolbuszowa to miasteczko nie lizane pod turystów (och, stary, żebyś ty widział Kolbę przed rewitalizacją rynku, oko by Ci zbielało), tylko prawdziwa polska prowincja (a to ważne, bo w obcym kraju ciekawią go ludzie i to, jak żyją). No ale o skansenie miało być. No to pisze też facet, że w skansenie odkrył wiejską historię Polski. I to, że wiele elementów jest wspólnych, a to ważne, bo w Ukrainie pokutuje jednak stereotyp Polaka-pana i szlachciury. Tymczasem jak się poskrobie tę pazłotkę szlachecką, to spod niej wyziera taka sama bida chłopska, taka sama chłopska duma, taki sam bunt, takie same tradycje też nieraz, jak w ludowej kulturze Ukrainy.
No i to jest w zasadzie sens tego wszystkiego. Za skuteczną politykę historyczną przyznaję sobie medal z lasowiackiego zimioka.

poniedziałek, 15 maja 2017

Z cyklu: nieistniejące ulice Kolbuszowej: ulica Izraela Bakona

Jako że sztejtełe Kolbuszowa wzięło się za walkę z komunizmem martwym od 30 lat zaledwie, zmienia sobie nazwy ulic. Myślę w takich chwilach o moich ulubionych ulicach, czyli ulicach nieistniejących. Jest bowiem jakiś równoległy świat, w którym istnieje w tym sztetlu ulica Izraela Bakona, kantora. Urodził się w Chrzanowie, ale coś łączyło go z Kolbuszową. Był to związek na tyle silny, że nawet gdy został już szanowanym kantorem w Berlinie, przyjeżdżał co roku do Kolbuszowej i śpiewał w naszej synagodze. Po Nocy Kryształowej uciekł do Polski i to właśnie Kolbuszową wybrał na miejsce schronienia. To z kolbuszowianami podzielił los po ataku na Polskę, to w kolbuszowskim getcie żył i to z kolbuszowianami trafił wraz z żoną i małym synkiem do komory gazowej w Bełżcu. A tak śpiewał.








sobota, 13 maja 2017

Biedni rzymokatolicy patrzą na akcję Wisła

Kiedy byłem młodym, pacholęciem, częstom sięgał to grubego tomu oprawnego w czarną skórę. Wertując jego cienkie kartki wiedziałem, że doznam pocieszenia. Że pytania o świat znajdą w jego słowach odpowiedzi. Że wersety tam zawarte wskażą mi właściwą drogę przez meandry życia. Tak, tak, moi drodzy, Dobrze zgadliście. Chodzi o Paragraf 22. Nie inaczej jest i tym razem. Patrząc, co się tu odbierutowuje znów przekonałem się, że odpowiedź znajdę w tym samym tomie.


- Więc co mamy z nim zrobić? - zawołał w udręce pułkownik Cathcart. - Ludzie czekają przed namiotem.
- Dlaczego właściwie nie mielibyśmy dać mu medalu? - zaproponował pułkownik Korn.
- Za to, że powtórnie podchodził do bombardowania? Za co mamy mu dać ten medal?
- Za to, że powtórnie podchodził do bombardowania - odpowiedział pułkownik Korn uśmiechając się z zadowoleniem do swoich myśli. - Ostatecznie trzeba było niemałej odwagi, żeby nalatywać na cel powtórnie, kiedy w pobliżu nie było innych samolotów, odwracających uwagę artylerii przeciwlotniczej. A poza tym zniszczył przecież most. Wie pan, to może być rozwiązanie: chwalić się głośno czymś, czego powinniśmy się wstydzić. To jest sposób, który nigdy nie zawodzi.

poniedziałek, 8 maja 2017

Zapowiedzi wydawnicze kalenberskiego podziemia

Okiej. Właśnie rozmawiałem z redaktorem książki ,,Kalenberek". W książce będą wiersze. Wszystkie napisałem ręką prawą na papierze, jak zwierzę, jak jaskiniowiec jakiś. I ok, są takie chwile, kiedy myślę, że facet po trzydziestce nie powinien robić książek z wierszami, bo to jest niepoważne. Facet po trzydziestce powinien robić, bo ja wiem, no kasę na przykład. Ale potem sobie przypominam te wszystkie kategorie ludzi, których mimo wszystko społeczeństwo traktuje serio: facetów przebierających się za żołnierzy wyklętych i nie, mówców motywacyjnych, specjalistów od reklamy, zawodowych graczy w piłkę nożną, działaczy młodzieżówek partyjnych. I myślę sobie wtedy: a chuj tam, wydam tę książkę.