piątek, 31 marca 2017

Moje za grobem zwycięstwo

Obchodzimy właśnie półrocznicę wydarzeń, które przeszły do historii jako wojna kolbuszowsko-banderowska pod flagą czarno-czerwoną w seledynowe kaczorki, kiedy to dzięki oddaniu i czujności młodego historyka, młodego duchem dziennikarza, młodego narodowosocjalistycznego aktywu partyjnego i Mariana Kowalskiego, znanego kulturysty w średnim wieku, nie odbyła się podkarpacka część trasy Borysa Humeniuka po Polsce, którą organizowałem (część podkarpacką, nie ogólnopolską, nie te progi na moje krzywe nogi).

Ze wzruszeniem stwierdzam, że jury nagrody imienia Wisławy Szymborskiej postanowiło uczcić tę doniosłą półrocznicę, umieszczając książkę Borysa Humeniuka Wiersze z wojny na liście książek poetyckich, z których wybrane zostaną książki nominowane do nagrody. Tę samą książkę, o której pół roku temu rozmawiali ludzie w Warszawie, Wrocławiu, Opolu, Łodzi i Gdańsku, a w Kolbuszowej jakoś nie.

środa, 29 marca 2017

Kolbuszowa (i reszta Polski) nie pamięta o bohaterach ;((((


Niestety, mimo rozlicznych starań i mimo że od upadku komunizmu minęło prawie 30 lat, pamięć o bohaterach nadal nie jest naszą mocną stroną. Nie interesujemy się tym, co związane z ludźmi, którzy umiłowali wolność. Z ludźmi, którzy rzucili wyzwanie komunistycznemu systemowi i byli przez jego funkcjonariuszy i współpracującą z nimi część społeczeństwa bezlitośnie tępieni. Z tymi, o których historia, nie licząc niszowych wydawnictw, głucho milczy.
A było to tak. Wrzuciłem z wieczora na fejsbuka to zdjęcie.



Niestety, nikt z odwiedzających mojego łola nie wiedział, co ono przedstawia i jaki jest związek tego artefaktu z historią Polski.
Tak, tak, nikt nie powiązał rozpuszczalnika TRI z narodzinami ruchu hipisowskiego w Polsce.
Smutne. Gdzie jest marszałek Pies i marszałek Penelopa? Za co pobierają poselskie uposażenia?

poniedziałek, 20 marca 2017

Zradomoha

Piątkowe spotkanie WYGLĄDAŁO TAK. Mnie wiele rzeczy ujeło za serce, od gościnności Przestrzeni Książki Ukraińskiej w Rzeszowie poczynając. Ale tak z osobna trzeba wymienić sprawy językowe. Mianowicie przywiezione przez Jarosławę słowo ZRADOMOHA, będące połączeniem słów zrada ('zdrada') i peremoha ('zwycięstwo'). Słowo to oznacza sytuację, w której połowa narodu czuje się zdradzona, a połowa czuje się zwycięska, potem na odwrót, potem znowu na odwrót, aż w końcu wszyscy nie wiedzą, czy zwyciężyli, czy zostali zdradzeni i czują się i tak, i tak naraz. Piękne.
Jarosława przywiozła też swoje słyszenie polskiego języka, w którym wiele rzeczy jest uroczych, jak na przykład słyszenie ,,język anielski", zamiast ,,język angielski". Od dziś wpisuję sobie w CV, w rubryce ,,Języki obce" ,,anielski w stopniu komunikatywnym".

Dziękuję!

środa, 15 marca 2017

Jak się zwija Kolbuszowa, czyli czwarta rocznica

W cieniu, ciszy i bez blasku fleszy minęła czwarta rocznica wydarzeń, które przeszły do historii Kolbuszowszczyzny jako Bitwa pod Emdekiem, czyli odwołania koncertu ansamblu Bracia Figo-Fagot.

Przypomnę tło wydarzeń. Dorian Pik zorganizował koncert. Ksiądz zaczął rozsyłać łańcuszek, w którym domagał się odwołania wulgarnego i rasistowskiego zespołu. Emdek odwołał wydarzenie. Lud się burzył. Burmistrz z ręką na atomowym guziku i niepokojem w sercu obserwował wydarzenia. Przez internety i rynki sztetlu przetoczyła się dyskusja o granicach żartu, o tym, czy rasistowskie żarty opowiadane ironicznie są rasistowskie (rasizm był wtedy jeszcze czymś złym  - przyp. red.), jakie są obowiązki domu kultury, jakie kompetencje księży, o poziomie artystycznym i swobodzie wypowiedzi.

Z okazji czwartej rocznicy tych pamiętnych dni zadumałem się nad naszym sztetlem.
Oto wyniki:

1) W 2013 roku były w naszym sztetlu jeszcze możliwe wydarzenia niejednoznaczne, w wypadku których nie dało się z góry powiedzieć, kto zajmie jakie stanowisko.
2) Mechanizmem rozwiązaywania problemów nie było jeszcze wzmożenie moralne w oparciu o wspólny front idejowo-idejowy (a w każdym razie nie było jedyne możliwe i wszechwładne)
3) Media informowały, media się nie oburzały.
4) Dyrektor miejskiej placówki kulturalnej pozwalał na organizację wydarzenia bez uprzedniego zastanawiania się nad potencjalnymi grupami obrażonych.

I w zasadzie tyle. Zauważmy, minęły zaledwie cztery lata, a ŻADEN z elementów nie mógłby się w warunkach dzisiejszej Kolbuszowy powtórzyć. Polecam nad tym podumać. Wynikami podzielimy się na najbliższej wieczornicy.

niedziela, 12 marca 2017

Jarosława Łytwyn w Rzeszowie

Już w piątek 17 marca o 18 na Okulickiego 3 w Przestrzeni Książki Ukraińskiej w Rzeszowie Jarosława Łytwyn poczyta trochę prozy i odpowie na pytanie ,,Jak żyć", bo nie wykluczam, że i takie zadam.

Do zobaczenia!

PS

(do 6 osób z Kolbuszowej mogę zabrać).

PPS

(Sprzedam samochód mieszczący całą kolbuszowską publiczność spotkań poetyckich. Info na mail).

wtorek, 7 marca 2017

Zemsta

Kierowco Neobusa, który całą drogę trąbiłeś na wszystkie tirówki. I ty, który do drugiej w nocy puszczałeś dico-polo. Zemsta moja będzie jak grypa żołądkowa. Niespodziewana i bezlitosna.

A będzie to tak. Będziecie sobie jechać gdzieś przez Polskę. I zobaczycie szyld: 100% chłopskie jadło. I, marząc o golonce, skręcicie. A tam, za kontuarem, będę już ja. Poprosicie o ,,Zestaw chłopski dnia". Zerknę na kalendarz, mruknę ,,postny przednówek" i przyniosę gotowaną młodą pokrzywę.

A gdy zapytacie, czy mamy coś dla klienta premium, gdy wyłożycie kilku Jagiełłów na ladę, zegnę się w pół, powiem, ,,Jak se łojce krzesne życo" i przyniosę boszcz na zakwasie z zimiokami przemarzniętymi z kopca, maszczony olejem lnianym.

Zemsta jest jak zimioki z kwaśnym mlykiem. Najlepi smakuje na zimno.

niedziela, 5 marca 2017

Łódzka historia dla Hani

Róg Radwańskiej i Piotrkowskiej. To stąd dawno, dawno temu, drogie dziecko, prapradziadek Twój, Józef Radwański wyruszył z praprababcią Franciszką do Puszczy Sandomierskiej. Nie żeby żyło im się tu źle, nie, przecież wyrwali się ze wsi, z gospodarek. Trafili do miasta, w którym można było spełnić swoje marzenia i zbudować pałac, oczywiście o ile się było fabrykantem, ale, powiedzmy sobie, już samo to, że dzień zaczynało się od zebrania do fabryki, a nie od oporządzania chudoby o świtaniu i przeniosło do świata, w którym co prawda nie było czasu świętego, ale był czas wolny, to już było coś.
No ale ostatecznie nigdy nie może być tak, żeby nie mogło być lepiej. No i wyjechali z tego rogu do Stalowej Woli, która nie była jeszcze Stalową Wolą, bo jeszcze co prawda robiło się na tych frezarkach cudeńka techniki XX wieku, ale mieszkało w drewnianej chałupie kątem u chłopa. Ale za to płacili trzy razy tyle, co w Łodzi i tu uprzedzę nieco wydarzenia, jak prapradziadek przyniósł pierwszą wypłatę, to prapababka kazała mu ją odnieść, bo wystraszyła się, że zaszła jakaś pomyłka i taką górę pieniędzy nie swoich strach trzymać w domu nawet przez chwilę.
Tak ich widzę właśnie, jak wychodzą z bramy kamienicy: Józef, Franciszka, dziesięcioletni Janusz i ośmioletnia Barbara. Nie mają dużo bagażu, same najpotrzebniejsze rzeczy. Idą na pociąg. I, matko, jaki ten Józef musi być teraz zadowolony z życia: wszystko zaplanował i ułożył świetnie. Tam, na końcu drogi, za stacją Rozwadów czeka ich dobra praca, z czasem i nowe mieszkanie, dużo lepsze od tego łódzkiego, z wygodami, o jakich się w kamienicy nie śni nikomu. Ma fach w rękach, ma głowę na karku, umie zadbać o rodzinę i nie boi się niczego. Pakują się z rzeczami na dorożkę w lekkich, letnich ubraniach. Jest czerwiec 1939 roku.