czwartek, 30 stycznia 2014

Druga (trzecia?) recenzja Chałwy

Druga (trzecia) recenzja Chałwy przyszła do mnie przedwczora. Ziomek pisze:


,,(aha, w święta zostawiłem Twój tomik w kiblu i potem moi starzy przysłali mi esemesa, że świetne teksty, bo myśleli, że im celowo podrzuciłem..''

Recenzja ucieszyła mnie przebardzo. Głównie (gównie?) dlatego, że Chałwa miała być książką dającą się czytać w pociągu i w ogóle wszędzie tam, gdzie czyta się inaczej niż w sali wykładowej, bunkrze sztuki czy w innym tam (z całym szacunkiem) muzeumie literatury reanimowanej.

Miejsce poezji jest w kiblu, i w ogóle wszędzie tam, gdzie człowiek czyta przynaglony niedającą się przezwyciężyć potrzebą czytania.

Ale życie jest, jakie jest, poezję rzadko można znaleźć w kiblach, częściej w internetach.

I tak Paweł Podlipniak wrzucił parę wierszydeł moich na takie miejsce stworzone przez Sławka Płatka, o ile dobrze kojarzę.

WIERSZYDŁA SĄ TUTEJ


Zauważmy, Robert Wieczorek mieszka w Kielcach. Ja z Kielc wyjechałem 12 lat temu. Paweł Podlipniak jest z Radomia. Chłopak Radomia opublikował wiersze chłopaków z Kielc. Pasterze śpiewają, bydlęta klękają. Cuda, cuda ogłaszają.



środa, 29 stycznia 2014

Narodowa Kolbuszowa

W mieście powstała narodowa inicjatywa, co należy przyjąć z radością.


Jeśli mógłbym mieć jakieś sugestie, to proponuję na następnych banerach nie pomijać herbu naszego miasta. Wygląda o, tak:


Nie wstydźmy się tego, skąd jesteśmy!

wtorek, 28 stycznia 2014

Przeglądowi Kolbuszowskiemu odpowiadam

Na początku zastrzeżenie: tekst nie powstałby, gdybym nie rozmawiał ze Stanisławem Gorzelanym. A nie rozmawiałbym, gdybym go nie znał. Czytając pytania o to, czy poecie wszystko wolno i o to, czy ,,Chałwa zwyciężonym'' (książka, nie blog) nie jest szyderstwem z narodowej symboliki stwierdziłem, że o coś mu autentycznie chodzi. Bo to jest uczciwy chłop.

Przede wszystkim odpowiadam na pytanie pierwsze. Tak, poecie wszystko wolno. Gdyby nie to, nie wiem, czy komuś chciałoby się jeszcze bawić w składanie wersów i czytanie tychże. Tkwiący w tej zabawie smaczek wynikający ze sprawdzania, jakie człowiek wyznaczy sobie granice, kiedy dostanie kawałek niczym zupełnie nieograniczonej wolności to może być jedna z rzeczy trzymających jeszcze ludzi przy tej dyscyplinie. I kibiców, i zawodników.

Odpowiedź na pytanie drugie brzmi: nie. Jest parę rzeczy, które traktuje serio.  Klęska jest jedną z nich. W ogóle fajnie, że romantycy wymyślili nas jako naród takich, jakich wymyślili, z takim własnie stosunkiem do klęski. Wcześniej w narodowym wzorcu żadnego szacunku do pokonanych tego nie było. Bunty kozackie były tłumione z całą surowością, kiszki rajtarom szwedzkim w poszukiwaniu połkniętych monet, jak opisuje J.Ch. Pasek - prute, etc. Dopiero solidne lanie i dostanie po dupie obudziło w nas jako zbiorowości empatię i, właśnie, szacunek do przegranych. Owszem, dopiero wtedy, kiedy się nimi staliśmy sami. Ale tak czy inaczej - romantycy wymyślili nas całkiem dobrze.

Tytuł książeczki nijak z szacunkiem do pokonanych nie polemizuje. Ot, sprowadza go tylko do jednostkowych rozmiarów. Słodycze zamiast patosu, bo chodzi przecież nie o jakąs wielką ogólną Klęskę przez duże Klę, a o zwykłą, codzienną klęseczkę. Powszednią. A przecież w żaden sposób nie mniej zasługującą na szacunek niż klęski wielkie. A może i nawet bardziej, bo w obliczu tej klęseczki ostatecznie zostajemy sami. I o tym, w znacznej części, jest ta książeczka.

niedziela, 26 stycznia 2014

Lubow Jakymczuk: Google proponuje zabić prezydenta (czyli o co chodzi w Ukrainie cz.2)

W 2012 roku ukraiński rząd przyjął ustawę, na mocy której w regionach, w których mniejszość rosyjska stanowi ponad 10 procent, można posługiwać się rosyjskim w życiu publicznym. W praktyce czyniło to z języka rosyjskiego język urzędowy w połowie kraju i prowadziło do dalsze rusyfikacji. Lubow Jakymczuk napisała wtedy wiersz.

Zgodnie z przyjętymi 16 stycznia 2014 roku ustawami za publikowanie tego wiersza może jej grozić do trzech lat więzienia. Jeśli wiersz byłby uznany nie za treści ekstremistyczne, a oszczerstwo - to groziłyby jej ,,jedynie'' dwa lata. Robię ten biograficzno-jurystyczny przypis w razie, gdyby ktoś jeszcze pytał, co tak wkurzyło Ukraińców po tym, jak dwa miesiące stali na Majdanie spokojnie.


Google proponuje zabić prezydenta

Zanurzam się w swój kraj
jak topielec w wodę
piję łapczywie słoną krew
kiedy krew płynie drogami
naruszając zasady ruchu drogowego-
my wszyscy naruszamy zasady
tak zaczyna się nasza poranna rozgrzewka

moja miłość jest z krwią zmieszana
nie wywabisz jej chlorem ni mydłem
przesadzam? jak zwykle mój miły,
ale twój spokój to też przesada

żydowska gazeta proponuje zabić Obamę
bo „zachowuje się jak Alicja w krainie czarów”
ukraińska gazeta zwinęła się w trąbkę
i pali nerwowo, bo wie:
na początku była „Prawda”
a potem pojawił się „Trud” i „Izwiestia”
i ani słowa o słowie

moja miłość jest z krwią zmieszana
nie wywabisz jej ni chlorem ni mydłem
przesadzam? jak zwykle mój miły,
ale twój spokój to też przesada

i na co patrzy parlament?
i o czym myśli prezydent?
mylę się? po prostu się mylę
Parliament i President – to tylko marki papierosów
które nie wywołują ani raka, ani impotencji
tylko totalną dewaluację
waluty i wartości

moja miłość jest z krwią zmieszana
nie wywabisz jej ni chlorem ni mydłem
przesadzam? jak zwykle mój miły,
ale twój spokój to też przesada


Google proponuje zabić prezydenta
naród ukraiński wspiera Google:
zapisami w blogach, artykułami w Wikipedii
ale rzucone jajka wilk łapie do koszyka
wianka nałożonego na prezydenta nie uważają za aluzję
a pętlę na suficie w administracji traktują jak dzieło sztuki

moja miłość jest z krwią zmieszana
nie wywabisz jej ni chlorem ni mydłem
przesadzam? jak zwykle mój miły,
ale twój spokój to też przesada

2012



czwartek, 23 stycznia 2014

Zrozumiałem, że powinienem być na Majdanie - poległy Serhij Nihojan (za gazeta.ua)

,,Urodziłem się na terytorium Ukrainy i dlatego postanowiłem wesprzeć Majdan i ukraiński naród'' - mówił redakcji gazeta.ua 10 grudnia Serhij Nihojan, 20-letni chłopak z Dniepropietrowska, którego dziś (22 stycznia - przyp. jr) zasztrelono na stołecznej ulicy Hruszewskiego. Otrzymał jedną ranę postrzałową w szyję, drugą - w głowę.

,,Ósmego grudnia byłem już tutaj. Zacząłem szukać swoich z Dniepropietrowska. ale nie znalazłem. Znalazłem z Krzywego Rogu, ale powiedzieli, że są przedstawicielami ,,Batkiwszczyny'', więc nie moga dac nam schronienia. Przyszedłem, a tu z okolic Iwano-Frankiwska, Lwowa - dali schrnonienie.'' - dodaje Nihojan. Tego roku zakończył naukę w Dniepropietrowskim koledżu wychowania fizycznego. Na Majdanie pracował w ochronie. Nocował w namiocie albo w budynku związków zawodowych.

,,Przyszedłem ze swoimi propozycjami, powiedziałem, że chcę być w ochronie - mówi Serhij Nihojan - Czasem jest dużo prowokatorów. Chodzą wieczorem w maskach. Próbują stawiać opór. Tutaj nie można wyglądać na pijanego, z kijami i w maskach. To jak prowokacja. Oni idą, zwracamy im uwagę, a oni mówią ,,Mam osobiste prawo do swobodnego przemieszczania się''. Wyjaśniamy, że tutaj nie są na swoich prawach, taka sytuacja. Nie od razu, ale rozumieją. Jakiegoś człowieka prowadzili do milicjantów do hotelu ,,Kozackyj''. Chciał stawiać opór, był w stanie upojenia alkoholowego''.

Powiedział, że rzadko chodził pod scenę posłuchać muzyki, tylko polityków.

,,Kiedy występują partyjni liderzy, podchodzę do sceny. najbardziej z nich podoba mi się Tjahnybok, tylko on, moim zdaniem, dodaje ludziom ducha. Bo Kliczko mówi wolno. I Jaceniuk nie taki - mówi Nihojan. - Ale nie przyjechałem dla żadnego z nich. Po prostu postanowiłem przyjechać, kiedy zobaczyłem, jaka jest sytuacja. Zrozumiałem, że powinienem być za Majdanem''

Według jego słów, na początku grudnia w Dniepropietrowsku też ludzie utworzyli swój Majdan. ,,W Dniepropietrowsku zebrali się, kiedy już przyjechałem do Kijowa. Ludzie tam przeważnie mówią, że jak w głowie pusto, to idą na Majdan. Mówią, że ludzie są tu dla pieniędzy. Ale są i tacy, którzy wspierają - wyjaśnia Serhij. - Sam przyjechałem. Jedyny z rodziny, wyjechałem tutaj, nawet rodzicom nic nie mówiłem. Przyjechałem, zadzwoniłem. ,,Tato, jestem na Majdanie. On: ,,W Dniepropietrowsku''? Mówię, że nie, w jakim Dniepropietrowsku, w Kijowie. Przyjęli to normalnie. Oni, może, nie pochwalają tego, boją się o mnie. W telewizji było dużo kłamstw. Mogą powiedzieć, że tu wszystko rozgonili. Ale to nieprawda. Były takie słuchy, mówili w ,,Inter'', że wszystko rozgonili, nie ma nikogo. Była panika, zablokowali metro. Dzwoniłem do rodziców, mówiłem, że jak są jakieś pogłoski, to żeby nikomu nie wierzyli. Stoimy. Żadnego Berkutu tutaj nie ma.;;



Źródło: gazeta.ua









środa, 22 stycznia 2014

Pawło Korobczuk pisze, czyli o co chodzi w Ukrainie



Wiele będzie dzisiaj w wiadomościach mądrych słów o eurointegracji, polityce zagranicznej i reakcjach rządów. Dlatego wrzucam tłumaczenie wpisu Pawła Korobczuka, poety, którego wiersze pojawiały się m.in. na tej stronie.

,,Rano i przed snem siedząc przed komputerem i patrząc na starcia na Hruszewskiego, pytam siebie – gdzie jest moje miejsce? Moje miejsce jest tam. Dlatego wstaję i idę w epicentrum.

Mnie czy ciebie nie dopuszczą do negocjacji z władzą, dlatego władzy trzeba pokazać swoje niezadowolenie własnie na Hruszewskiego. 

Już dziś i mnie, i ciebie mogą zabić czy posadzić. Nawet za to, że to przeczytałeś. Ty już jesteś przez władze uznany za winnego i tylko na Hruszewskiego masz szanse się uratować.

Dlatego w tej chwili trzeba zadać sobie to pytanie. A w następnej – iść walczyć''

  

wtorek, 21 stycznia 2014

Co z tym językiem, czyli Wiktor Neborak - to tylko milczenie (Віктор Неборак - це тільки мовчання)


Po to są wiersze. Męczy mnie język, to, co się z nim dzieje. To, jak staje się coraz mniej skutecznym narzędziem. Jak jest okropnie nieumiejętnie używany. Jak staje się barierą. I w tym momencie przychodzi wiersz Wiktora Neboraka właśnie o tym i mówi ,,Ej, przełóż mnie''. To przełożyłem.





***

To tylko milczenie
tylko
ranek poniósł mnie w koło rozmów
słowa rosły
strząsane z gazet
odbijały się od sufitu
na stołach słowa
na podłodze słowa
wypowiedziane słowa
nieusłyszane słowa

mogłoby ich nie być

to tylko milczenie
wychodzę
idę dźwięczną granicą
ulica
- Która godzina? -
odpowiadam
- Jak dojść na...?
odpowiadam
- Czy ma pan ogień? -
Proszę
Ot i wszystko udało się naprawdę
powiedzieć

dzisiaj
pusta gadanina
napełnia głowy jak przez lejek
od słów zostały
tylko zakreślone dźwiękami koła
przez nie widać niebo
przedmioty twarze

to tylko milczenie

milczę w tłumie
milczę w tramwaju
milczę patrząc
milczę słuchając


dozorcy zamiatają to, co powiedziane
przedmioty odnawiają się w czasie odpływu
znajoma piękność uwalnia swój uśmiech jak ptaka
i przyjaciołom miło włóczyć się po mieście bez słów

środa, 15 stycznia 2014

Віктор Неборак ,,Я комусь приснився ...'' (Wiktor Neborak: *** Przyśniłem się komuś)


Wiktor Neborak. Ksywa Prokurator.  Rocznik 1961, czyli już klasyk. Członek grupy Bu Ba Bu. Lider grupy rockowej Neborok.


***

Przyśniłem się komuś
śmieszny
mający roczek
mówiłem wszystko
o czym zapomina się po obudzeniu
albo i nie mówiłem
brzmiała spokojna muzyka
ta której się przyśniłem
rozumiała wszystko bez słów

to nie było w naszym mieście
to było kiedyś zimą
świeczniki świeciły niebiesko
światło padało jak śnieg
a one uśmiechała się we śnie
no czemu ty śmieszny czemu ty
nie śnij mi się z łaski swojej
na to pozwalam innemu

ot i wszystko
maleńka miłość
nie znalazło się dla niej miejsce w rzeczywistości
nie znalazło się dla niej prawdziwe światło
śnieżnie świecą smutne świeczniki

niedziela, 12 stycznia 2014

Ołeksandr Irwanec' List otwarty pracowników kołchozu ,,Droga Ilicza'' (skreślono) ,,Droga Ilkowycza'' do premiera Kanady Briana Mulroney i generalnego gubernatora Romana Hnatyszyna

Wiersz wymaga paru przypisów. Przede wszystkim idzie o Romana Hnatyszyna, jego bohatera. Bohatera to dobre słowo. W 1990 Roman Hnatyszyn (dla anglofonów - Ray Hnatyshyn) został generalnym gubernatorem Kanady. Fucha generalnego gubernatora w Polsce może kojarzyć się nie bardzo, ale Hnatyszyn, na co wskazują wszelkie znaki na niebie i ziemi, był spoko. Nie dość, że cała wielka ukraińska i łemowska diaspora, a i Ukraińcy w świeżo się wyzwalającej Ukrainie musieli mieć radochę z Hnatyszyna na jednym z najważniejszych stanowisk Kanady, to jeszcze Hnatyszyn sam w sobie stanowił jakość. Otworzył siedzibę generalnego gubernatora dla turystów (po Wawelu to już druga siedziba generalnego gubernatora otwarta dla gości!). Udostępnił ludziom znajdujące się w niej lodowisko. Organizował koncerty rockowe. Skupiał się na sprawach edukacji i nauki. Ufundował mnóstwo nagród, których nazw długaśnych nie chce mi się tłumaczyć. No dobra, żeby dać próbkę stylu - Nagroda Lotu Ku Wolności za Życiowe Osiągnięcie Literackie. Poza tym na liście znalazły się nagrody dla artystów, dla badaczy Kanady, naukowców, prawników. A na dokładkę założył fundusz edukacyjny swojego imienia i radę do spraw badań związanych z Kanadą. Zainteresowanych sprowadzeniem do Polski i zagłosowaniem na tego pana zasmucę wieścią, że umarł.

Butros Gali - sekretarz generalny ONZ.

Przejdźmy do rzeczy:


Ołeksandr Irwanec' List otwarty pracowników kołchozu ,,Droga Ilicza'' (skreślono) ,,Droga Ilkowycza'' do premiera Kanady Briana Mulroney i generalnego gubernatora Romana Hnatyszyna

My tu nie możem ni spaść ni jeść
Książek ni gazet czytać nie możem
Póki separatyści z Quebec
Tną ciało twoje na części jak nożem
Cierpiąca, zbolała matko-Kanado!
Czemu ty milczysz ciągle tak?
Czego chcą oni? Czego im trza?
Czegóż u ciebie im może być brak?
My już patrzymy, co pocznie Marianna
Przez cały ten wasz bedlam-tararam
Pisaliśmy nawet do Mitteranda
(A kto, tak właściwie, jest ten Mitterand?)
My do Butrosa i Gali napiszem
My i w Londynie uderzym czołem!
Wy tam nie pękajcie, panie Hnatyszyn
Przez te obmierzłe, francuskie matoły
Gwizdniecie –  rzucimy wszystko i ruszym
I przyjedziemy. Calutkim siołem.

piątek, 10 stycznia 2014

Lina Kostenko: Tu pomników cała kompania (Ліна Костенко *** Тут обелiскiв цiла рота )


Lina Kostenko to już klasyk ukraińskiej poezji. Klasyczka, znaczy. Przedstawicielka pokolenia szistdesjatnyków, czyli debiutujących w okolicach lat sześćdziesiątych. Dysydentka. Obrończyni więźniów politycznych. Sygnatariuszka listów protestacyjnych. I to w Sojuzie, w latach sześćdziesiątych. Za swoją postawę zapłaciła m.in. siedemnastoletnią przerwą w wydawaniu tekstów. Wiersz na moje oko porusza temat tabu w ZSRR, czyli koszty zwycięstwa Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i pogardę dla życia rekrutów po krótkim przeszkoleniu gnanych prosto na niemieckie pozycje. Tak się o tym nie pisało. Dużo tragizmu, zero heroizmu - to zawsze trąci pacyfizmem. Ten zaś w każdym państwie podejrzany jest, nawet walczącym o pokój, jak Sojuz.
A wiersz wygląda w amatorskim przekładzie tak:

***


Tu pomników cała kompania.
Tnie skrzydłem powietrze jerzyk.
Wysoka brama cmentarna
wysokiej ciszy strzeże.
Imiona, nazwiska, daty.
Brązowe losów osnowy.
Leżą zamorzone sołdaty
nie przeżywszy życia połowy!
Ktoś, może, przed nimi winny
Ktoś, może, im coś zapomniał
Ktoś, może, gwiazdami smutnymi
snów junackich nie skosztował.
Ktoś, może, ma jakieś wieści,
których nie udźwigną już słowa.
Tu, na jednym obelisku
mieści się ich poczta polowa.

Trzy konie

Jak uczy Józef Półćwiartek w tekście ,,Mieszkańcy miasta Kolbuszowa w czasach nowożytnych'' (Rocznik Kolbuszowski, tom VII, r. 2003), w 1773 roku na Górnej były trzy konie. Łożkruca, to już nawet teraz jest więcej. A niby nie da się wyobrazić sobie wsi bez koni. Oczywiście takiej prawdziwej, hardkorowej, dawnej wsi. A tu guzik. Oczywiście, olśnienie przyszło szybko, koni nie było, bo luksus to był. Trza było takiego konia sobie kupić i pożytku poza siłą z niego żadnego nie było. Obrabiało się wołami. A woły rodziły się same (prawie). Jak była w gospodarstwie krowa, to i o wołu było łatwo, wystarczyło na byczka zaczekać i urżnąć mu u dołu, jako głosi sowizdrzalskie porzekadło. No i fakt, patrzymy dalej w liczby i rzeczywiście, wołów było 94. Może skansen nasz zrobi kiedyś imprezę ,,Wół w gospodarstwie''?
W sumie wieś z końmi to zjawisko stosunkowo młode, z tego by wychodziło. A co z całym związanym z koniem folklorem? Koń jako duma gospodarza, symbol wszystkiego, co dobre - to się wywodzi z czasów, kiedy koń był dobrem luksusowym czy też jest czymś świeżym, bo góra dwustuletnim i wiązało się z wejściem koni , dosłownie, pod strzechy?
I co z wołami? Reliktowo są w folklorze obecne, jakieś powiedzenia, piosenki, poezja, etc., ale czy było tradycji związanych z wołami więcej? Na badaniach w Skawcach nagrałem relację, zgodnie z którą na Wniebowzięcie stroiło się krowom rogi kwiatami. Byłżeby to jakiś ślad po zwyczajach związanych z bydłem sięgających może jeszcze do prasłowiańszczyzny?
W sumie to pocieszające jest, bo jeśli warstwa folkloru związana z końmi jest młoda, a wydaje się taka nieodzowna dla wiejskiej kultury, to znaczyłoby, że i inne stany kultury wsi mają szansę stać się ważne i przechowane. Kto wie, może za dwieście lat w folklorze będzie występować wypasiony golf trójeczka z Rajchu w funkcji analogicznej do tej, jaką pełni koń? I też będzie wydawał się czymś nieodzownym i na wskroś wiejskim?

środa, 8 stycznia 2014

Język się plącze. Czyli starość, panie dzieju.

Haniołek wymyślił historyjkę o krainie, w której mówi się językiem tak trudnym, że nie da się zapamiętać żadnych słów w nim występujących. Dlatego ludzie muszą cały czas nosić przy sobie listę wszystkich słów, żeby w razie czego móc coś powiedzieć. - A jak ktoś zapomni listy z domu? -pytam Haniołka. - To nikt go nie zrozumie.

Historyjka Haniołkowa zbiegła się z końcówką lektury książki Aldony Skudrzyk i Jacka Warchali ,,Kultura piśmienności młodego pokolenia''. Uproszczę wszystko, zwulgaryzuję i całość streszczę - pół książki jest o tym, co się dzieje z gwarą wśród młodych na Śląsku i jest ciekawa. Druga część jest o tym z grubsza, dlaczego my, trzydziestolatkowie, prawdopodobnie nie będziemy rozumieć dzisiejszych piętnastolatków. Autorzy analizują sposób, w jaki piszą ludzie młodzi, w tym studenci polonistyki. Okazuje się, że czerpanie wiedzy o świecie z tekstów krótkich, filmów, memów, etc, a nie z tekstów długich ma bezpośrednie przełożenie na spójność pisanych tekstów, a z tego można wnioskować, że i na postrzeganie świata. Z książki wynika, że młodzi ludzie (a więc nastał ten czas, w której używam tej zbitki w odniesieniu do jakichś onych)konstruują teksty pisane tak, jak mówione mniej więcej. Stać może za tym ujmowanie świata w kategoriach zbioru faktów, a nie systemu zależności i powiązań między faktami a wydarzeniami. Upraszczając dalej: studenci drzewiej lat znali fakty, umieli je powiązać, uporządkować i przedstawić osobie trzeciej, studenci teraz znają fakty i tyle.


Wiadomo, bierze się to z nowych mediów i tego, że tekst sam samiutki, goły i bosy jest passe, dopiero hipertekst (najlepiej krótki) powiązany z filmem, grafiką i czym tam jeszcze jest w stanie poradzić sobie w sieci, a co za tym idzie - na świecie. Dumam ja jeszcze, na ile te tendencje są wzmacniane przez szkołę z jej testami. Dziesięć lat temu żeby się dostać na studia musiałem napisać sążniste tekścidło o tym, czy czy Mickiewicz miał na myśli, że mu dzięcielina pała. Trzy lata później zdając na jeszcze insze studia z rocznikami przepuszczonymi przez gimnazja i nową maturę musiałem tylko przeczytać książkę i napisać test tego, co tam w środku było. A jeszcze rok później musiałem pokazać tylko papierek z matury.

I fajnie, fajnie, nigdy bowiem tak wielu nie musiało zrobić tak niewiele, by wymigać się od wojska. Martwi mnie tylko trochę to, że ja się z rówieśnikami moich dzieci mogę nie porozumieć. Nie dlatego, że inny będzie język - tzn.słownik i gramatyka. Dlatego, że zupełnie inny będzie sposób jego użycia i stojące za nim spojrzenie na świat.

Mam niespełna trzydziechę i już jestem zgredem.

Co gorsza, nie to mnie martwi.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Klip reklamowy armii głęboki jak fiks

Smutek leży na mej duszy. Wrzuciłem strasznie prymitywny film reklamowy ukraińskiej armii dwa dni temu. Czemuż, dociekliwy Czytelnik zapyta, Ukraińce wzięli się za reklamowanie wojska? Ano, rezygnują z poboru. Ichnim trepom ten sam strach zagląda w dupę, co naszym, a mianowicie że bez przymusu pies z kulawą nogą nie będzie chciał w mundurze ścigać. Armia nasza jak się uzawodowiła, to zaczęła dbać o piar tak, że gdyby samym piarem można było wygrać jakąś wojnę, bylibyśmy już dawno spolonizowali ostatnią chińską wioskę na wschodnim Chin wybrzeżu. Nawet na Woodstocku się, ciule, rozkładają. Użycie słowa ciule jest tu usprawiedliwione, bo wdupcanie się ze swoją propagandą w miejsce, w którym przez lat 20 prawie ludzie zbierali podpisy pod petycjami w sprawie wystrzelenia całego tego poborowego cyrku w kosmos i wymieniali się ulotkami z receptami na wymiganie się od wojska wymaga tupetu.
No ale dobra, dobra, piar jest, reklamy są, ale przaśne to wszystko i przewidywalne. W Polsce nie widziałem co prawda takich prymitywnych pseudofreudystycznych chwytów jak żołnierz trzymający w ręce lufę działka (vide ukraiński klip), ale nędza i tak jest - plakaty z obowiązkowymi napakowanymi komandosami, wielka spina i wielkie serio wyzierają ze ścian każdego Urzędu Gminy, bo ściany Urzędów Gmin i innych takich reklamują Narodowe Siły Rezerwowe. Dzielni wojacy z zawodowego wojska i NSR sąsiadują z ukazami o afrykańskim pomorze świń i ogłoszeniami o skupie cieląt.
A niechżeby raz w życiu armia nasza szarpnęła się na coś z przytupem i pomysłem. Postanowiłem to nadrobić. Ojczyzno moja zbolała, ofiaruję Ci ten oto scenariusz klipu reklamowego armii. Niewiele, ale, zauważ, jak na mnie i tak nieźle.

Sytuacja wygląda tak: na ogólnym ujęciu widzimy dwóch żołnierzy otoczonych przez talibów. Każdy talib wygląda paskudnie, je kebaba i szczela. Ze szczelby na przykład.Żołnierze wyglądają jak żołnierze, no, może mają po cztery ręce, a w każdej armatę i się ostrzeliwują. Niech ten klip ma jakiś rozmach. No i w przerwie między jednym martwym talibem a pięćdziesiątym siódmym pyta się żołnierz żołnierza: ,,A właściwe, to czemu się zaciągnąłeś?''. Jeszcze 20 lat temu ten drugi zaciągnąłby się papierosem i odpowiedział, ale teraz nie można w klipach prowojskowych i prozdrowowtnych kurzyć cygarów, więc, powiedzmy, upija przez słomkę dietetycznego mleka sojowego i odpowiada:
,,Znasz ten stan, kiedy kończysz dwudziestkę albo coś koło i przed tobą rozciąga się nieskończony ocean życia, z którym nie bardzo wiadomo, co zrobić. Kiedy dociera do ciebie, że ciężar odpowiedzialności za siebie jest nie do uniesienia przez człowieka tak naprawdę. A co więcej, gdy zadasz sobie pytanie: >>odpowiedzialności przed kim<< to tak na dobrą sprawę nie masz odpowiedzi. Ni to przed sobą, ni przed Bogiem i historią. I wiesz, że przygniata cię obowiązek przeżycia tego życia, co gorsza, najprawdopodobniej aż do śmierci, nie przez ciebie nałożony. Obowiązek nadania twojemu życiu sensu przez ciebie jest nieznośny tym bardziej, że nie wiesz nigdy, co z nim zrobiłeś, bo kto to może ocenić, jak wszyscy tacy, jak i ty, mądrzy. Uznałem, że tylko instytucja totalna będzie rozwiązaniem, wstępując do wojska cedujesz odpowiedzialność za ciebie, twoje życie i jego sens na innych''.

A do tego jakiś chwytliwy slogan ,,Twoja ucieczka od wolności''. I billboardy z Erichem Frommem. Koniecznie w mundurze.

sobota, 4 stycznia 2014

Córka, panie dzieju

Za każdym razem, gdy się dowiadywałem, że będę miał córkę (łokruca, jak to brzmi), no więc, za każdym razem, gdy się dowiadywałem, że będę miał córkę, czułem lekką ulgę. Bo to jednak teraz świat tak teraz urządzony, że kobitki mogą więcej. Chcesz zostać w domu i rodzić dzieci? Spoko. Chcesz robić na kopalni? Super. Chcesz iść do wojska, zwiedzać obce kraje i zabijać różnych ciekawych ludzi? Też fajno. Różne wzorce mogą sobie współistnieć, dziewczynka ma dzisiaj taką możliwość wyboru, jak chyba nigdy w historii ludzkości.
No chyba, że w tym neolicie rzeczywiście matriarchat był.
Ale okiej, neolit se ne vrati, teraz mamy teraz. Teraz mamy postpatriarchat. Stare wzorce bycia chłopem  się skończyły, nowe niby się zaczęły, ale nie do końca. Bo owszem, kultura nasze zezwala chłopom na wrażliwość, ale weź tu człowieku idź do siłowni osiedlowej i powitaj kolegów słowami ,,Znowu oglądałem >>Przełamując fale<< i spłakałem się jak bóbr''. Niby ojcostwo jest cool i dobrze, jak się ojciec angażuje w wychowanie, ale i tak na studiach i w robocie na chłopów, co rzeczywiście matkują patrzy się jak na gości z dziwnymi fanaberiami. Niby chłop się może do porażki przyznać, ale nie dej Panie Boże, żeby się faktycznie przyznał. W sumie nie bardzo wiadomo, co z tą kulturową męskością zrobić. Znamienne, że nawet GazWyb, która ma opinię medium strasznie świadomego pod względem równościowym przez lata babom proponowała ,,Wysokie obcasy'', dodatek wysyłający babkom jasny przekaz: jakkolwiek nie żyjesz, jest ok, jeśli ci z tym dobrze. Chłopom za pomocą dodatku ,,Wysokie obroty'' przekazywała wieści smutne: ,,ta kultura nie ma pomysłu, co z wami zrobić, pobawcie się przez ten czas samochodami''.
Kultura pospatriarchalna odebrała chłopom część przywilejów nie zdejmując z nich starych obowiązków, w tym presji sukcesu. Zaczęliśmy żyć w cywilizacji, w której bardzo ważne są relacje międzyludzkie, a nie zdążyliśmy wykształcić języka nadającego się do mówienia o nich (tu przypis- Kasia zauważyła, że nie jest to cechą tylko języka chłopów, tylko polszczyzny jako takiej, w której mówienie o uczuciach i emocjach to nabytek stosunkowo nowy). W zasadzie ze wszelkich presji kulturowych chłopa może wyzwolić tylko zarabianie dużych ilości piniędzy. Serio, w takim wypadku stare z nowym podaje sobie ręce, patriarchat wybaczy wrażliwość, a postpatriarchat skrajne nawet buractwo. Sprawdzone.
Na razie więc z Franciszkiem wahamy się, czy zostać Indianami, rycerzami czy piratami. Obecnie jesteśmy w fazie pirackiej, zatem piracko uploaduję klip reklamowy armii ukraińskiej. Ogłaszam przy tym konkurs: kto znajdzie w klipie stały motyw ukraińśkiej (i nie tylko) poezji ludowej, dostaje nagrodę. Order z zimioka pirszy klasy. 

Uwaga, proszę się nie sugerować napisami w barbarzyńskiej mowie Anglów i Saksonów. Jest w nich błąd uniemożliwiający rozwiązanie zagadki.

czwartek, 2 stycznia 2014

Po mojej stronie

Rzeczywistość nie nadaje się do prowadzenia z nią dialogu na serio. To już bodaj Ginsberg odkrył, a i on podejrzewam powielił odkrycie jakiegoś prajaskiniowca, który zauważył, że tych całych mamutów i włochatych nosorożców nie da się traktować inaczej niż w kategoriach wyrafinowanego żartu.

I naprawdę, są takie momenty, kiedy ta cała rzeczywistość puszcza oko i mówi: ,,może i nie jestem po twojej stronie, ale, zważ, mam przynajmniej poczucie humoru''.