sobota, 7 lipca 2018

Kalenberek-podsumowanie

O. pyta, i to zupełnie serio, czy można pogodzić się z porażką. ja jej odpowiedziałem też zupełnie serio, ale to na falach privu, tam, gdzie nikt nie zagląda jeszcze bardziej niż tutaj.
I jakoś tak z myślenia nad odpowiedzią przeszło mi się do podsumowania roku życia książki i mojego, bo to Kalenberkowi stuknie niedługo rok, a mnie trochę dłużej.

Przez ten rok książka doczekała się czterech dobrych recenzji i jednej sympatycznej wzmianki, a też i jednej rozmowy. Cztery razy czytałem ją na żywca - Warszawa, Kraków, Rzeszów i Mielec. Jak na polskie warunki - i tak nieźle.

Kalenberek ugruntował moją pozycję w niszy chłopacy z zadupia piszący rymowanki o dzieciach i wierzętach. Nie jest to może jakaś szczególnie prestiżowa nisza, ani też specjalnie oblegana przez kolezenstwo po piórze. Ale, do licha, jest moja i na tyle, na ile mogę, będę się po niej rozglądał. Tyle, ile się da w niej zrobię, potem wrócę do chałupy i obiore ziemniaki. Bo nisza niszą, sztuka sztuką, ale ziemniaki ziemniakami.

Tak to mniej więcej widzę, droga O., z tym godzeniem się.