środa, 21 stycznia 2015

Niewiarygodna i wstrząsająca historia



Już Józef Piłsudski pisał, że zawsze gdy bierzesz kogoś na stopa, opatrzność daje Ci jakoś znać, że zrobiłeś dobrze. No i jadę ja sobie wczoraj, jadę ciemnym dniem przez Kosowy, a tu jakaś postać macha w zatoczce autobusowej. . W ostatniej chwili się zatrzymuję, bo postać ubrana na czarno na tle czarnego przystanku wypełnionego czarnym o tej porze powietrzem. I, jakkolwiek 99% autostopowiczów, których biorę to babcie pamiętające wokalizację jerów, tutaj okazuje się, że to dziewczę młode niezauważone przez busa stoi i macha. Uwaga, to jeszcze nie jest ten znak od opatrzności. On dopiero nadejdzie.
Następuje tradycyjna w takich sytuacjach wymiana historii życiowych. Moje wszystkie już znacie, więc opowiem historię dziewczęcia, która wywarła na mnie niezatarte wrażenie.

Więc tak. Warszawa, któryś z peryferyjnych dworców autobusowych w rodzaju Warszawy Północno-Północno-Południowej. Dziewczę (nazwijmy ją Wasylisa, nie znam nikogo o tym imieniu, a szkoda, żeby imię się takie fajne i marnowało)spóźnia się na ostatni autobus. Następny jest za godzin wiele. A tu mrok, wiatr w porywach dochodzący. Żule łakomie się gapiące, bezdomne psy parchate, wiatr gna uflogane wymięte gazety jak te krzaczki na westernach. I wtedy do Wasylisy podchodzi dres. Obczaja, jaka jest sytuacja i mówi, że on ją weźmie do domu, nakarmi i u niego może przeczekać, w cieple i względnym porządku. Wasylisa patrzy na dresa, który wygląda jak dres, patrzy jak dres i mówi jak dres i kręci głową. Dres mówi wtedy, żeby się nie bała, że u niego jest rodzina, nie będą sami etc. Wasylisa w końcu się zgadza. I idą. Nurkują w plątaninie osiedlowych uliczek Warszawy Północno-Północno-Południowej, zygzakują między psią kupą, tłuczonym szkłem i innymi dresami. Wreszcie wchodzą do klatki. Na klatce jak to na klatce, napisy, syf, brud, półmrok. Pną się do góry po schodach. Wasylisa ma ostatnią dobrą okazję do ucieczki, bo dres idzie pierwszy. Ale nie decyduje się na ucieczkę przez obcy teren. Wreszcie dochodzą do mieszkania. Dres otwiera drzwi, puszcza ją przodem. A tam w środku czeka babcia dresa, karmi Wasylisę do oporu, dają jej ciepłej herbaty, gawędzą cały wieczór, w końcu dres ją odprowadza na autobus i Wasylisa bezpiecznie wraca do domu.


Szokujące, ale prawdziwe.

3 komentarze:

  1. ♪♫ ...dziś prawdziwych dresów już nie ma... ♪♫

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabawna, ale i rozczulająca historia, bo nie zawsze jest tak, jak nam się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  3. druga piękna historia dziś. zatem i tu dziękuję

    OdpowiedzUsuń