wtorek, 26 maja 2015

Głupki wioskowe

Archetyp wyrzutka, który jest szalony, więc widzi rzeczy takie, jakimi są (albo widzi rzeczy takie, jakimi są, więc jest szalony) chodzi za mną. Wiecie, wioskowi wariaci, którzy okazują się jedyni normalni. Motyw wędrowny i byłażby to normalna figura fabularna, ale nie. Takie postaci ciągle mi wypływają w tekstach nonfikszyn. 

Jak ta opowieść z Przewrotnego. Niemcy zebrali mężczyzn ze wsi w jedno miejsce. I wszyscy myśleli, co się w takich sytuacjach zwykle myśli, że pewnie każą jakąś robotę wykonać, dół wykopać, zasypać, drogę naprawiać czy jeszcze coś. Kto tam za Mniemcem trafi. No, najwyżej na roboty wywiozą, ale i to nie koniec świata, przed wojną się jeździło do baora robić, to i w wojnę się jeździ. I tylko Michaś, chłop niespełna rozumu się kręcił i krzyczał, że trzeba coś zrobić, trzeba się bronić, bo wszystkich zabiją. A potem zaczął uciekać i go zastrzelili. A potem rzeczywiście wszystkich zabili. I chciałbym w zasadzie skończyć tę opowieść jakąś zgrabną pointą, ale obawiam się, że ni ma jak. 

Innej pointy nie będzie. 

2 komentarze: