poniedziałek, 6 maja 2013

Wschód jest na wschodzie.

Ziemowit Szczerek powiedział jakiś czas temu, że kulturowy wschód mieszkańcy wschodu zawsze sytuują na wschód od siebie. Czyli - Polacy nie mają wątpliwości, ze wschód zaczyna się w Ukrainie, zachodni Ukraińcy, że na Ukrainie wschodniej, etc.
Mam podobnie - jeszcze pięć lat temu nie miałem wątpliwości, że wschód jest tutaj. Tym bardziej, że pierwszy raz przyjechałem z Księżyców pod Wrocławiem.A teraz - ni hu hu, jaki wschód, panie? U nas? Eee. Chociaż zdaję sobie sprawę, że jak rozmawiam z kimś ze znajomych, których wywiało do dużych miast  i narzekam, że mnie ręka boli, bo całe popołudnie strzygłem owce, to po drugiej stronie mejla albo telefonu może to brzmieć dziwnie.
Teraz wschód zaczyna się dla mnie za Sanem. przejeżdżam San i srru - wschód spada w postaciach różnych. Tym razem rekord wschodniości pobiła kapliczka z okolic Sieniawy, z napisem w trzech alfabetach naraz. Nie o to chodzi, że był ten sam napis w trzech różnych wersjach, nie. Szło o to, że pod koniec XIX wieku ludzie tak nie mogli się zdecydować, po jakiemu mówią, że połączyli w jednym napisie alfabet starocerkiewny, ukraiński, a dla pewności ostatni wyraz wyryli łacinką. Może galicyjskość to wyższy stopień wchodniości?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz