piątek, 18 grudnia 2015

Top 10 kierunków emigracji wewnętrznej: Narnia i Hogwarth.

Dawno temu pisałem tutaj o Tolkienie. Że nikt u niego nie robi kupy. Z czego wynikało między innymi to, że w universum Tolkienowskim nie ma dobra i zła, bo nie ma wolnej woli.A skoro nie ma dobra i zła, nie a też odkupienia, nie da się tam ani zgrzeszyć, ani pożałować, ani się zbawić albo zostać zbawionym. U Tolkiena nie dzieje się tak naprawdę nic. 
Inaczej jest u C.S. Lewisa. W universum Narnii jest dobro i zło, bohaterowie nie są determinowani nijak przez rasę czy miejsce urodzenia, dokonują wyborów i ponoszą ich konsekwencje. Można wybrać zło. Można potem wrócić na dobrą stronę. Ale, ale. Co jest najważniejsze, powrót nie jest łatwy.  Lew, czarownica i stara szafa to jest tom, który tylko w warstwie wierzchniej jest o tym, że monstrualny lew zasuwa po śniegu i trzeba tłuc się z potworami. Opowieść jest o wyborach Edmunda, o upadku człowieka i o jego powrocie. Tu jest przewaga narniowego universum - wszystko ma tam swoją wagę. Edmund nie staje się dobry po pstryknięciu palcami czy inną tam różdżką, jak to się dzieje we Władzy Pierścieni z Theodenem. Jest w Narnii miejsce na poczucie winy, zamykające człowieka w stanie niemożności powrotu do stanu sprzed upadku, jest miejsce na bezwarunkowe przebaczenie, jest też to historia o cenie powrotu. U Lewisa można się od zła odwrócić, ale nie jest łatwo samemu się z upadku wydobyć. Do zbawienia Edmunda potrzebne jest ostateczne poświęcenie Aslana. I tutaj Lew, czarownica i stara szafa jest oczywiście przeniesieniem Ewangelii w inną scenerię. Analogie są bardzo dokładne, włącznie nawet z tą, że pierwszymi świadkami zmartwychwstania Aslana są dwie hm, nie kobiety może, ale dziewczynki. 
Paradoksalnie, tę chrześcijańską wizję pokonania śmierci przejęła od autora cyklu o Narnii Joan K. Rowling. W Harrym Potterze jest sporo fajności, a jedną z ich jest zakorzenienie cyklu we wcześniejszej literaturze, także dziecięcej (profesor McGonagall to nieco postarzona i przeniesiona z grubsza Mary Poppins, słowo harcerza). Rowling najgłębsze zasady konstrukcji świata przejęła szczęśliwie od Lewisa. W uniwersum Pottera bohaterowie są autonomiczni, jest w nim możliwy grzech, jest możliwe odkupienie. Nawet rozwiązanie scalającego fabułę konfliktu jest Lewisowskie. Voldemort zostaje pokonany dopiero gdy Harry decyduje się dobrowolnie dać mu się zabić. Znamienne, że wtedy klątwa Avada Kedavra używana przez Voldemorta przestaje działać na sojuszników Harry'ego. Śmierć nie ma do nich dostępu, co jest stricte chrześcijańską wizją, trafiającą do serii via C.S. Lewis, na moje oko. 
Podsumowując, jeśli chodzi o kierunki emigracji wewnętrznej zdecydowanie bardziej polecam Narnię i Hogwarth niż Śródziemie. W przyszłym odcinku: top 10 stylizacji obniżających poziom lęku społecznego. 

5 komentarzy:

  1. denerwujesz mię - u Tolkiejna wybory nie zawsze są pirszoplanowe, co nie oznacza że ich nie ma, pomijam te spektakularne walki z sumieniem frodo, bilba i patu innych. a boromir na ten przykład, a wahania elfów? takie tam niby, bo ubrane w wysokości gloryję legendarne. to inny język, inna energia, ale Ty mi tu nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. literówki przepraszają : D

      Usuń
    2. poza tym, jesteś młodszy, może w ewolucji coś się zgubiło, jak musierowicz dla dzisiejszych pokoleń ; P albo niziurski, albo szklarscy.

      Usuń
    3. Szanowna Pani,

      szykowałem już oręż i w ogóle, ale Kasia przeczytała nocię i wsparła Cię na całej linii. Własna, wyobraź sobie, rodzona żona kłonicę w plecy mi wbija, po wrażej, niewieściej stronie stając. Nie napiszę więc tego, co miałem napisać (a miałem między innymi że dylematy elfów ,,wyemigrować-nie wyemigrować" to ma każdy absolwent politologii, możesz więc sobie wyobrazić stężenie cynizmu i taniej erystyki), a napiszę delikatniej i co innego.

      Kasia słusznie zauważyła, że konwersje były możliwe - vide Saruman. Ale w drugą stronę - ani dudu. Żeby było jasne: Tolkien jest wielki jako twórca gatunku (względnie współtwórca), jego prawodawca i w ogóle. Ja sze tylko pytam, na ile trylogia broni się po kilkudziesięciu latach jako dzieło samo w sobie. I stawiam tezę, że broni się scenografia i kostiumy, a pod pazłotką jest już gorzy.

      PS. Z Musierowicz to mnie bierzesz pod włos, ale zniosę i to, dla dobra sprawy:)

      Usuń
  2. no ciekawe, w sumie nigdy nie analizowałem czemu trylogia mnie tak znudziła, może to jeden z czynników!

    OdpowiedzUsuń