wtorek, 24 maja 2016

Wyprawa do Tarnobrzega, czyli życie seksualne dzikich

 Żeby nie było, że tylko Joanna Lewandowska może sobie wrzucać na blo zdjęcia z miejsc, gdzie była. Żeby nie było, że ja jestem takim ćwokiem, co to najdalej z własnej wsi się rusza do miasta po babkę do klepania kosy i trampki. Tak, ja również podróżuję. NIe są to podróże dalekie i wiadomo, że najbardziej prestiżowo byłoby pojechać do Toskanii i żreć bażanty nadziewane gównym przepiórczym, ale tak w tajemnicy Wam powiem, że tą całą Toskanią mogą zachwycać się tylko ci, którzy nie byli w Posuchach (gm. Raniżów, powiat kolbuszowski). Ale cóż, są gusta i guściki.
Otóż nie dalej jak w zeszłym miesiącu byłem hen, w odległym Tarnobrzegu. Dwajścia kilometrów ponad stąd.

Tarnobrzeg, podobnie jak i inne miejscowości w Centralnym Okręgu Przemysłowym, w pewnym momencie swej radosnej historii z normalnego lasowiackiego miasteczka stał się miastem z przemysłem i innymi bajerami, który to przemysł szybko się zwinął. Wszystko to działo się na tyle błyskawicznie, że ślady wszystkich etapów ze sobą się przeplatają, sąsiadują i w ogóle.  I to jest takie fajne, bo ta część, co to została po wiejskiej przeszłości to jest właśnie podmiejsko-wiejska. Że wypasione chałupy lekarzy czy innych tam doktórów sąsiadują z obejściami, po których chodzą kury. Ale nikt się tej wiejskości jakoś nie wypiera, wręcz przeciwnie. Widać, że ludzie chcą do tej wiejskości pierwotnej nawiązywać. A to świątka w ogródku ustawią, a to Matkę Boską nad drzwiami przywieszą, a to dechami dom oszalują, żeby przynajmniej z wierzchu na drewniany wyglądał.


 I to jest miłe. Ale najfajniejsze jest to, że, jakkolwiek Tarnobrzeg zaczął się rewitalizować i robić się ę, ą, eurokostkę przez bibułkę, to jeszcze nie zdążył. I że są tam jeszcze miejsca z normalną szyldozą, że Księgarnia Akademicka z Tanią Odzieżą w jednym stoją domu albo chwilówkę można wziąć wchodząc do knajpy, co, nie ukrywajmy, ma sens.

I im dłużej o tym myślę, tym cieplej mi się na serduszku robi na myśl o szyldozie. Zszyldowane i przaśne miejsca paździerzą i trocinami wysłane to są jednak, w sensie antropologicznym, miejsca. W odróżnieniu od niemiejsc, tych wszystkich odczłowieczonych przestrzeni. Za szyldami i banerami o tym, że usługi budowlane, wykończeniówka i tanio stoi człowiek, za spójną koncepcją stacji benzynowej albo zrewitalizowaneog rynku stoi moloch jakiś zawsze.


Miejsca pod szyldami są bezpieczne. Szyld z gołą babą reklamującą klocki hamulcowe to oznaka bliskoći cżłowieka. Może niezbyt rozgarniętego, może niezbyt sympatycznego, ale człowieka zawsze. Cóż może ci zrobić handlujący częściami chytry Mirek? W najgorszym razie wstawi Ci używany szpej z allegro, a policzy jak za nowy. Póki rzecz nie dotyczy hamulców, nie ma tragedii. Ale moloch stojący za zaprojektowaną i zestandaryzowaną sieciową kawiarnią czy bankiem tak cię wyrucha, że nie będziesz wiedział, gdzie góra, a gdzie dół.

Spieszmy się kochać niezrewitalizowane paździerze. Tak szybko... No własnie wcale nie szybko. I dobrze.

1 komentarz: