piątek, 11 listopada 2011

O perspektywach rozwoju małych miasteczek

Sytuacja braku wszystkiego uaktywnia w ludziach takie pokłady, że okazuje się, że mają więcej niż myśleli.
Chciałem iść na jakąś fajną imprezę z wierszami, a co za tym idzie musiałem zorganizować ją sam. Poszedłem po prośbie. Poprosiłem dyrektora Jagodzińskiego o miejsce, Szymka o pół muzyki i plakat, Grześka Wójcickiego o zdolne dzieci z dykcją do czytania. Dostałem więcej niż prosiłem. Ludzie zdani na siebie (chcesz dobrej muzyki, to se ją zagraj, chcesz na wsi teatru, to se go stwórz) są kreatywniejsi. Sporo w tym zasługi samorządu i jego stosunku do kultury. I tak np. dzięki kiepskim stosunkom z domem kultury sięgnęliśmy w sierpniu z Szymkiem po instrumenty etniczne, uniezależniające nas od MDK jako jedynej w promieniu 40 km instytucji mogącej pożyczyć piece.
Byłem w małym niemieckim miasteczku. Widziałem w szkole profesjonalną salę prób i studio TV z blueboxem. My na naszych zadupiach radzimy sobie inaczej. Mamy świetnych ludzi, którzy umieją zrobić coś z niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz