wtorek, 31 maja 2011

Na granicy iluzji

Najdziwniejsze w kręceniu filmu było poczucie zamiany miejsc - do tej pory ten świat był w mojej i Jarkowej głowie, teraz było na odwrót - to my znaleźliśmy się w tym świecie. Tzn. ja trochę w środku, a jednocześnie trochę z boku, bo byłem za granicą iluzji, czyli za kamerą. Trochę jak na progu izby w Weselu, o. Czyli jak w
życiu.


Bułhakow w Powieści teatralnej pisał o wszechogarniającej zajebistości powoływania do życia światów. No i rzeczywiście, są mrówy na plecach, gdy się okazuje, że wiązka archetypów i znaków tajmsem dwunastką przez chwilę wygląda jak jakiś równoległy świat. 



Bo może i jest jakiś równoległy świat, w którym galicyjski kocioł nadal buzuje mieszając melodie i języki odwrotnie niż przy Wieży Babel - tworząc jakiś wspólny prajęzyk, jakiś rusińsko-cygańsko-polsko-rumuńsko-niemiecki język Adamowy. Nie wiem, co bym robił w tym świecie. Wizja bycia uczniem uczniów Dawida z Lelowa wydaje mi się najfulwypaśniejsza. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz