sobota, 28 czerwca 2014

Mielecka afera taśmowa, czyli dlaczego etnogafia

Dotarły do mnie nagrania z zeszłotygodniowego koncertu Hadry. Nagrania powstały tak, że Szymek podłączył recorder do miksera, a ten, bestyja, oprócz nas, nagrał też dialogi akustyków. Już po dotyczącym Szymkowego udu Ej, ściągnąć tego wazonu? wiedziałem, że warto dla tych głosów przesłuchać całość.
I kiedy gramy piosenkę sierocą, która, jak sama nazwa wskazuje, zbyt skoczna nie jest (takie wymog gatunku) do akustyków podchodzi pijany gość z dziarami wszędzie, gdzie widać i mówi" Powinniście puszczać coś żywszego. To tak zmula...A akustyk na to: Taka specyfika imprezy. Tradycyjne obrzędy nocy Kupały. Jak się potem rozkręci, to aaa...

I właśnie względem tego aaa trzeba się odnieść, czy jakieś aaa potem było. Otóż nie. Owszem, reżyser imprezy wymyślił, że na koniec dziewczęta w quasiludowych strojach będą pląsać po wałach Wisłoki. I któś obmyślił te stroje tak, że były z przodu baaardzo mocno podkasane. Ale zapomniał o jednej, dość podstawowej rzeczy - majtek się na dawnej wsi nie nosiło, co jeszcze osobiście na badaniach od naocznego świadka słyszałem. Owszem, nosiło się po parę spódnic i halek, ale majtek - niet. Przez co wszelakie obrotowe i spódnicowozawijane figury w tańcach były takie ciekawe a interesujące. Autor strojów dla dziewuszek z Zespołu Pięści i Tańca o tym szczególe, zapewne, nie wiedział, wskutek czego dziewuszki błyskały barchanowymi gaciami tak na oko do połowy uda, wywołując efekt bardziej komiczny, niż (hihi) pożądany. Te barchanowe gacie wzięły się zapewne z wyobrażeń obiegowych o wsi obecnej i dawnej, że jak wieś, to i zacofanie, jak zacofanie, to i wyciągnięte majciochy, których nie powstydziłby się Amundsen.

Temu właśnie pownny ścieżki tematyczne w szkołach etnograficzne być. Nawet, jak dziecka nie zapamiętają, jakie były relikty kultu solarnego w ich regionie, to chłopaki na pewno zapamiętają, co dawniej baby pod spódnicą miały.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jak zarobić kasę na literaturze?

Robienie hajsów na literaturze nigdy nie było takie proste. Na szczęście fundacja im. Wisławy Szymborskiej rozdaje nagrodę im. Adama Włodka. A to nagroda wyjątkowa. Już wyjaśniam, dlaczego.

Sposoby zrobienia kasy na tej nagrodzie są dwa. Pierwszy jest klasyczny. Przygotowujemy projekt, dotyczący na przykład krytyki queerowej we współczesnej literaturze kostarykańskiej. Projekt to ambitny, ale wymaga wyjazdów studyjnych. Dostajemy zatem dofinansowanie, jedziemy nach Kostaryka, opalamy się po całych dniach, popijamy zimniutkie malibu z mlekiem, śniadolice piękności konwersują z nami o sytuacji polskiej inteligencji twórczej, a wieczorami śturomy jakieś standardowe, literaturoznawcze kocopoły.

A co, jeśli nagrody nie dostaniemy? Wtedy, oczywiście, dołączamy do chóru flekującego laureatów. Ba, nie dołączamy. Śpiewamy w chórze pierwszy głos. Bo oni, to wiadomo, kolaboranci, co by Stalinowi wąsy przystrzygali, gdyby żyli w tej epoce, a my to nigdy w życiu, co to, to nie. Piszemy do wszystkich stosownych mediów, że projekt takiego laurata X czy Y, oczywiście za pieniądze krwią patriotów splamione realizowany będzie, a nasz wspaniały projekt dotyczący recepcji poezji św. Jana Pawła II w literaturze kostarykańskiej nie ujrzy światłą dziennego z biedy, panie, z biedy. Wtedy ruszają zbiórki. I w Licheniu do puszki trafiają pieniądze, i na Marszu Niepodległości nikt pieniędzy narodowej sprawie nie szczędzi. A gdy dotacja spływa na nasze konto, jedziemy nach Kostaryka, opalamy się po całych dniach, popijamy zimniutkie malibu z mlekiem, śniadolice piękności konwersują z nami o sytuacji polskiej inteligencji twórczej, a wieczorami śturomy jakieś standardowe, literaturoznawcze kocopoły.

Oba sposoby Wam udostępniam gratis, bo kocham ludzkość.

A poza tym zdając egzamin z teorii literatury ślubowałem uroczyście nigdy już nie śturać literaturoznawczych kocopołów, więc z żadnego skorzystać nie mogę. Ale wy się bawcie, pókiście młodzi, a malibu z mlekiem zimniutkie.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Polska jako ideja, koszulka jako koszulka

Dostał ja koszulkę z godłem państwowym. Koszulka jest czerwona, godło w formie orła w kolorze białym z koroną na głowie (zauważmy - wszystkie zwierzęta mają łby, tylko ptaki głowy - nasz język szanuje latające stworzenia). Koszulka wyprodukowana została w Bangladeszu i jest równoważna z połową kilograma esejów na temat Polski jako idei po 25 latach wolności.

piątek, 13 czerwca 2014

Recenzje, czyli dlaczego jestem w ciemnej dupie

Wyszła nowa Fraza. We Frazie jest recenzja Chałwy zwyciężonym pióra Ryszarda Mścisza. Recenzja jest dobra, co mnie cieszy, ale jednocześnie jest obliczona na odbiór przez czytelnika zdecydowanie mądrzejszego ode mnie. Dużo w niej fraz takich, jak  W wierszu Ptaki pojawiają się jakby sensy skompresowane, insynuowane, uczucia podlegają ekwiwalentyzacji niczym w poetyce awangardowej. Mamy tu plany skojarzeniowe, owe areały poetyckich utrwaleń i skoki wyobraźni, wskutek czego poza tym, że z recenzji wynika, że Chałwa dobra jest, niewiele więcej jestem w stanie o niej powiedzieć. Recenzji, nie Chałwie.

Chałwę recenzował też Jarosław Nowosad TUTEJ Więcej z niej kumam, tym bardziej, że odczytał Chałwę mniej więcej tak, jak ja:

Zarówno małomiasteczkowa uwodzicielka (patrz: „Princess Ahab”), jak weselny grajek (z wiersza „Sultans of swing”), wydająca wyrok sędzina rejonowego sądu („Odwołanie”) i niegdysiejszy nastoletni kinoman odbywający swoistą „pielgrzymkę” do nieczynnej już sali projekcyjnej („Romantica. Tren”), operator karuzeli („Strażnik wrót”) i znudzony pracownik fabryki zabawek („Facet, który nigdy nie będzie tankmanem”) – wszyscy oni kurczowo trzymają się owej „nagrody”, jakkolwiek byłaby bezwartościowa, aby tylko jak najdłużej odwlekać ów moment ostatecznego ulegnięcia rozpaczy. (...) Poeta mówi o bohaterach swych wierszy z ironią, ale nie negując ich godności; nie odmawiając im prawa do odrobiny swoistej… chwały. 

Niemniej z tej recenzji wynika, że jakkolwiek Chałwa dobra jest, to żem w ciemnej dupie, bo jest książką o zadupiu w dużej mierze. Bez magii i mityzacji, bez szydery i karykatury, jednym słowem - komercyjną i recepcyjną porażkę wieszczę sobie i Chałwie. Ale w sumie sukces książki poświęconej w całości klęsce byłby zdradą ideałów.

Jest jeszcze trzecia recenzja Chałwy, w majowej Odrze. Z recenzji ponoć wynika, że Chałwa jest do dupy, a ja powinienem się zająć tym, do czego jestem stworzony, czyli pasaniem bydła, ale niestety, jako że mieszkam daleko od szosy, majowa Odra do mnie nie dotarła. Gdyby ktoś miał albo dysponował skanem albo Odrą, to byłbym wdzięczny. Kontakt, jak zwykle - pukać dwa razy i powiedzieć hasło.

wtorek, 10 czerwca 2014

Pieluszki edukacyjne ,,Adolf''

Po trójce dzieci przy czwartym zmieniliśmy markę pieluch. To epokowa decyzja i fakt wart osobnej notki. Zmianę zacząłem od studiowania opakowania. Na opakowaniu była lista zalet pieluch - że wygodne (ciekawe, jak to sprawdzili), że zatrzymują hektolitry moczu, że kupa w pielusze nie tylko jest na swoim miejscu, ale i fiołkami pachnie, etc. Wreszcie, że, uwaga - kolorowe wzorki na pieluszce wspomagają rozwój i kreatywność dziecka.

Niby jak, do ciula ciężkiego? Miesięczne dziecko tych wzorków nie widzi, fizycznie nie jest w stanie się tak wygiąć, żeby zobaczyć, czy na dupie ma lewka, graniastosłup czy w ogóle co tam. Równie dobrze te pieluszki mogłyby być w hitlerki albo zgoła w nic. Zdanie jest idiotyczne, ale też jest skierowane do ludzi żyjących w idiotycznej kulturze.

Bo, rodzicu, ta kultura mówi ci, że twoje dziecko ma odnieść sukces. Sukces, jasne? A żeby odnieść sukces, musisz stymulować jego rozwój od małego. Nawet jak chcesz kupić głupią piłkę w kiosku, to ona ma naklejkę, że jest edukacyjna. Bo edukacja to podstawa sukcesu twojego dziecka. Ono ma sukces odnieść, ty masz mu w tym pomóc. Sukces. Sukces. Sukces, sukces, sukces, sukces. Nie odniesie sukcesu, to będzie nikim, a ty będziesz gówno nie rodzic. To bierzesz tę piłkę, czy nie?

A to się zaczęło już w latach '90. A było to tak. Dziecka wtedy marnowały sobie życia przy komputerach. Grały w gry i od tego głupiały i krzywiły im się kręgosłupy. W latach '90. jasne było, że jak dziecko furt przed komputerem siedzi, to skończy jako menel, narkoman i nie dość że z hifem, to jeszcze skoliozą. To już lepiej, żeby siedziało cały dzień na polu, chociaż wiadomo, że jak tak siedzi na tym polu, to przy łopacie skończy, rowy kopiąc. Lepsze to, niż rynsztok, co nie? Ale i tak amba. Najlepiej robią dziecka siedzące w książkach dzień cały, jak ja w latach 90. Wątpliwości nie było.

Oczywiście, dzieciaki, które spędziły lata 90. łomocąc w gry, teraz robią wielki hajs w dziale IT. Dresiki osiedlowe koszą przyzwoity hajs na budowach Irlandii. Jak ja wyszedłem na tych moich książkach, to nawet nie mówię, bo chyba nie muszę.

Rodzicu, po pierwsze - sukces to jest jedna wielka zbiorowa paranoja. To po pierwsze. Po drugie  - ciula tam wiesz, co trzeba będzie zrobić za 20 lat, żeby go odnieść. To już lepiej wychowywać te dziecka na dobrych, szczęśliwych ludzi. A w każdym razie spróbować.