sobota, 29 listopada 2014

Dżinga lasa - najlepsza płyta Hadry

Cała płyta Hadry jest do posłuchania TUTEJ ŁO (TRZA SE KLIKNĄĆ, INACY NI BEDZIE). To zdecydowanie najlepsza płyta naszej kapeli. Słuchojta, bo, przynajmniej w tym roku, lepszej nie będzie. 

A tutaj teledyks. Kinematografia lasowiacka kontratakuje. 


piątek, 28 listopada 2014

Олександр Ірванець: КОРОТКИЙ ВІРШ ПРО КІНЕЦЬ СВІТУ (Ołeksandr Irwanec' - Krótki wiersz o końcu świata)



Koniec listopada. I komentarz do niego. Zza Sanu przyszedł.


Krótki wiersz o końcu świata

A jutro będzie po prostu dzień
Zwyczajny dzień o nazwie „ostatni”
na tym świecie, też ostatnim, gdzie
My, razem – jednostajni jak w stajni.

Gdzie wszystko ostatnie, tam nikt o tym
nie wie, bo i nikt nikogo nie informuje
Nie mielą młyny, nie biją młoty
i nikt z przechodniów miar nie zdejmuje

na to, w końcu też ostatnie, ubranie
Więc widocznie nadzy pójdziemy w kolumnach
Tą drogą, co w niebo – bez celu, bądź gdzie
Tylko gałązki palmowe trzymając w dłoniach

środa, 26 listopada 2014

Operacja antypolska - recenzja

Taka sytuacja. Księgarnia. Szuka czegoś do czytania, może na prezent. Przechyla się trochę bez ladę i powiada:

- ,,Operacja antypolska"? To może być fajne.






sobota, 22 listopada 2014

Andrij Bondar: Majdan - życie albo śmierć.

Andrij Bondar napisał bardzo ważny tekst. W pierwszą rocznicę początku protestów w Kijowie Andrij Bondar opublikował tekst: Majdan - życie albo śmierć. Ni mom czasu na tłumaczenie całości, ale dużo rzeczy jest ważnych. Bondar analizuje zeszło- i tegoroczne wydarzenia. Wskazuje na kilka rysów Majdanu, które zadecydowały o jego sile. Podkreśla, że Majdan nigdy nie miał określonych politycznych liderów ani hierarchicznej struktury. Że nie był inicjatywą polityczną w tym sensie, że żadna siła polityczna nie przywłaszczyła sobie Majdanu, dzięki czemu razem stali tam ludzie najróżniejszych poglądów. Wreszcie, że Majdan był czymś więcej niż tylko protestem, że cały czas działał Otwarty Uniwersytet Majdanu, odbywały się spotkania autorskie, dyskusje, wykłady, nawet pod ogniem snajperów działała biblioteka i czytelnia. Ludzie chcieli nie tylko wolności politycznej - chcieli wolności myśli.
Wreszcie - nie szczędzi Bondar gorzkich słów nam, obywatelom Eurosojuzu. - Brak gotowości Europy na adekwatną reakcję na wydarzenia w Kijowie ujawnił się w bezwładności i niezgrabności biurokratycznej maszyny i polityce ciągłego dyplomatycznego upominania Janukowycza i udobruchiwania Putina. Natomiast Majdan pokazywał kły, rzucał koktajle Mołotowa, budował barykady i drżał na mrozie. Podejrzliwa Europa przymykała oko i wyszukiwała w Kijowie ksenofobów i faszystów, ciągle odkładając na później ważne decyzje - pisze Bondar. Kończy stwierdzając, że Majdan pokazał Europie, że europejskie wartości nie są dane raz na zawsze i nie są tożsame z państwem dobrobytu i bezwizowym ruchem, a z krwią, potem, połamanymi kośćmi i przestrzelonymi sercami. Na Majdanie, pisze Bondar, zaczęło się nowe życie kontynentu.

Kto chce całość po ukraińsku albo chce pooglądać zdjęcia, silwuple - TUTEJ

czwartek, 20 listopada 2014

Pierzasty wąż

Śniło mi się, że koń uciekł nocą i popędził gdzieś we wieś, że idę za nim, idę za śladami kopyt, wreszcie go łapię i przez ciemną drogę, pod nocnym kościołem za kantar prowadzę z powrotem.

Rano patrzę i rzeczywiście, drzwi stajni otwarte. Więc idę jak po sznurku, po śladach, po śnie do kobyły, co to, jak się okazuje, do sąsiadowego sadu uciekła spady późne żryć.

Rodacy z Puszczy, ostrożnie w nocy. Po okolicy lata sobie pierzasty wąż i zsyła wizje.

sobota, 15 listopada 2014

Pawło Korobczuk - Swiaszczena knyha hopowidań.

Jesień jesienią, wojna wojną, w tymczasem Pawło Korobczuk wydał tom opowiadań ,,Swiaszczena knyha hopowidań". Gdybym miał poszukać jakiegoś polskiego odpowiednika tytułu, po wielu bólach wybrałbym: ,,Święta księga dresstorii". Hopnyk to po ukraińsku dresiarz. Książka składa się z opowiadań o dresach ichniejszych właśnie, które się wcale od dresów rodzimego chowu nie różnią. 

O, weźmy początek jednego z opowiadań.

Wielu dzieciom rodzice dają podwójne imiona. No i tych obu ziomków też nazwali podwójnie: Iwan-Iwan. Trzeciego też. Nazywali jeden drugiego krócej, żeby się nie pomieszało: I-raz, I-dwa, I-trzy. Jak walc. 

Ziomki zawsze chodziły w półprzysiadzie , bo tak przywykly do siedzenia w kucki, że oduczyły się rozprostowywać kolana, niby skrzydła. W przyszłych pacach dyplomowych antropologów będzie można stwierdzić, że na przykładzie tych Iwanów odbyła się wsteczna ewolucja. Ludzie znowu ewolucyjnie podążyli w stronę płazów. Podążyli w półprzysiadzie. 

U nich był jeden mózg na trzech. Wszyscy, którzy się z znimi znali, zawsze dochodzili do wniosku, że w czaszce każdego z trzech Iwanów jest tylko jedna trzecia średniostatystycznego IQ. 

W dalszej części historii dowiemy się m.in., że dupa u Iwanów też była wspólna, więc zagrożenie dla tejże odczuwali jak jeden mąż. 

Miło było rzucić okiem i dowiedzieć się, że ze środkowoeuropejskich kataklizmów łączą nas również dresy, co dawno temu już stwierdzał Dezerter. 


czwartek, 13 listopada 2014

Życie jest afabularne



Franciszek dostał był balon w kształcie helikoptera z helem. Udało mu się nawet wmówić, że działko, które jakaś sirota projektująca zabawki musiała przyczepić to ruła do polewania pożaru wodą. No i fajno, mało jest rzeczy o porównywalnej do balonu na hel zajebistości.
Wracam ja do domu, a tu rozpacz. Balon uciekł i zatrzymał się na drzewie. Ok, mówię, się weźmie i ściągnie. Idę pod drzewo. A. A. Milne opisałby tę scenę tak.

Puchatek zadarł łebek do góry i im bardziej patrzył w górę, tym bardziej w górze balonik był. -Żeszkurwa - zamruczał Niedźwiedź o Małym rozumku. - Żeszkurwa żesz - wymruczał, układając nową mruczankę.

Ale tej sceny nie opisywał A.A. Milne, to było moje życie, w którym balon utknął na topoli, pi razy oko na wysokości drugiego piętra. Gałęzie zaczynały się mniej więcej dwa metry pod nim. Miałem parę metrów pnia bez gałęzi. Poszedłem do Mariana po drabinę długaśną i zmajstrowałem z gałęzi Przyrząd do Ściągania Balonów. I kiedy tak szedłem z tym majdanem całym, pomyślałem o tym, że jakbym się z tej topoli spierdolił,byłaby to śmierć piękna i godna. Zginąć przy ratowaniu dziecku balona z helem - mało rzeczy może być równie chwalebnych i dostojnych.
Potem jednak pomyślałem, że znając moje szczęście po prostu najbliższe miesiące spędziłbym zagipsowany w groteskowej pozycji w formie gipsowego projektu pomnika jakiegoś Puchatka na Kasztance.

Ale nie była to w końcu żadna fabuła, tylko moje życie. Balon ściągłem, a po dwóch dniach uszedł z niego hel, bo wiszenie wśród gałęzi to nie jest to, co balony lubią najbardziej. Bo życie jest afabularne i raczej śmieszne. Jak się o tym pamięta, to się nie zginie, do samej śmierci przynajmniej.

niedziela, 9 listopada 2014

Sekąt hęt.



Używam głównie rzeczy używanych, co ma ten plus, że jest ciekawiej. Przez moje życie przewijają się w ten sposób ciekawe postaci, jak tajemniczy Niemiec (Niemka?), który (która?) zostawił (wiła?) w mojej pseudoramonesce prezerwatywę (na szczęście niezużytą) na nową drogę życia kurtki. Albo niemiecki marynarz chodzący w koszuli za dwa zeta z demobilu, któren w tej koszuli (niebieska, z kołnierzykiem i mankietami) najprawdopodobniej z dala od morza wypełniał kwity na srajtaśmę na u-bootach czy innem tam. Albo Duńczyk o wikińskich personaliach Emir Muslim jeżdżący naszą starą mitsubishką rozbitą lata temu, rozrzucający pod siedzeniami dwudziestoorówki z książęcym, zgodnym ze swoim imieniem, gestem.

O Delfinie Tellier wiemy całkiem sporo, jak na pedantkę, która przez dziesięć lat starała się zostawić w samochodzie mało śladów. Że jeździła rzadko raczej to wiemy z małego przebiegu i sprzęgła do wymiany. Że z dziećmi na wycieczki, to poznajemy po kamieniach zostawionych w schowku w trzecim rzędzie foteli. Interesowała ją nowa muzyka, ale raczej nie dogadalibyśmy się co do repertuaru w długiej trasie - na płycie zostawionej w odtwarzaczu byłbym w stanie słuchać tylko Socalled, żydowskiego rapu.

W sumie pani Delfina zostawia tyle tropów, że odpalając silnik i zamykając drzwi, czuję się trochę jak gość, trochę nie u siebie, na obcych papierach, bez żadnych tłumczeń. W sumie, jak to zawsze w życiu.

piątek, 7 listopada 2014

Duchu drogi, gdzie są togi?

Jako pacholę klękałem w tym samym miejscu kieleckiej katedry, w którym klękał Żeromski. Z racji tegoż nawiedza mnie czasem jego duch. Mówi mi ostatnio: ej, ty, ciulu łysy, czego piszesz jakiegoś bloga zamiast machnąć wielopoziomową powieść będącą syntezą współczesnej Polski?

Ja wtedy odpowiadam: duchu, duchu, jakże tu pisać drugie ,,Przedwiośnie", jak synteza Polski współczesnej nawiedza mnie, jak nie przymierzając, Ty z każdej strony?

Dostaję Ci ja takie pismo o promocjach doktorskich i czytam w końcówce jego.

UWAGA!

Jeśli liczba doktorów przekracza liczbę tóg na wydziale - występujący w pierwszej kolejności promotorzy mogą opuścić aulę tylnym wyjściem, aby udostępnić togi oczekującym.






To się dzieje naprawdę, duchu.

sobota, 1 listopada 2014

List do Społeczeństwa w sprawie refleksji i zadumy.

Drogie Społeczeństwo, zwracam się do Ciebie rzadko, ale teraz zwracam się w sprawie ważnej, bo w sprawie mojego dziecka najstarszego. Otóż: martwię się o moją córkę pierworodną. Coraz bardziej mnie przypomina. Kończy moje zdania. Stroi żarty, które właśnie miałem stroić o ułamek sekundy wcześniej ode mnie. I wreszcie - zawiesza się i zamyśla coraz częściej. Formy i rozmiary jej roztargnienia są nie tylko coraz ciekawsze, ale i coraz bardziej podobne do moich. Kiedy ostatnio zaczęła się czesać szczotką do zębów z nałożoną pastą, nawet mnie to nie zdziwiło. Ja ją doskonale rozumiem.
Ja tak, ale nie wiem, jak to będzie z Tobą, drogie Społeczeństwo. Piszę zatem do Ciebie w tym dniu, bo, jak słyszałem, dziś akurat masz dzień refleksji i zadumy. W związku z tym tamujesz ruch na ulicach, depczesz sobie nogi na cmentarzach, kupujesz znicze z pozytywką i wsuwasz ciastka z dziurką pod cmentarnym murem. Jednym słowem, masz jeden jedyny dzień refleksji i zadumy w roku i literalnie Ci od tego odpierdala. Pomyśl zatem czasem o mnie i moim dziecku, którzy takich dni mamy w roku 365, zaduma i refleksja siedem na 24, bez przerw świątecznych, wieczny ostry dyżur mentalnego odlotu i bądźże dla nas cokolwiek wyrozumiałe.
Dziękuję.