poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Wyższa Szkoła Kowbojstwa im. Keitha Jarreta i Billy'ego Kidda.

Piszę wam to po to, żebyście wiedzieli, że trzeba ścigać własne marzenia, serca słuchać, a nie. Zawsze chciałem zostać prestidigitatorem, ale rodzice woleli, żebym uczył się na kowboja. Bo to, mówili, pewny zawód później i większy szacunek i w ogóle co to za praca - prestidigitator. No i w końcu dla świętego spokoju poszedłem do tej całej Wyższej Szkoły Kowbojstwa im. Keitha Jarreta i Billy'ego Kidda.

No i to była porażka normalnie. Przedmiotów od chuja, a co jeden to bardziej udany. Jak nie konwersatorium z indianoznawstwa, to ćwiczenia z bijatyki saloonowej, wykłady z zaganiania i dziwkoznawstwo, które prowadził taki stary, nazywaliśmy go Dziadyga. Długi John to przez dziwkoznawstwo siódmy rok już powtarzał.

Ale już w ogóle to najbardziej porażkowe były praktyki na szlaku oregońskim, kurwa, no nie polecam. Krowy, krowy, preria, krowy, a jeszcze wieczorem wszyscy piją whisky i leją się po pyskach, a ty musisz uzupełniać dzienniczek praktyk, robić konspekty i w ogóle.

Ale już najgorsze z najgorszych to było jak nas napadli Indianie. Jedziemy normalnie, a tu zaczynają strzelać ze szczytu kanionu, zza skał, zza kaktusów, stąd, stamtąd, zsiamtąd, zowamtąd. Już się cieszę, że wreszcie jakaś odmiana, a nie ciągle krowy, ale nie, kurwa, stary Pernell, opiekun praktyk musiał, no musiał po prostu się trzymać regulaminu i drze ryja do tych Indiańców: ,,Ej, ale do niego to nie strzelajcie, on jest na praktykach" i na mnie pokazuje. No i wszyscy przestają strzelać i się na mnie gapią jak na debila. Indianie, kowboje, nawet, kurwa, krowy. No i wychyla się zza bizoniej dupy ten ich wódz i się drze: ,,Młody, a z kim miałeś dziwkoznawstwo?" ,,No z Dziadygą" mówię, chociaż  siara jak nie wiem, środek, kurwa prerii, strzelanina, a ten mnie o sesję letnią pyta. ,,Ej, Kroczy Nad Wodą Z Siatką Z Lidla, on miał dziwkoznawstwo z Dziadygą!" woła wódz do jakiegoś typa w pióropuszu, a stary Pernell dodaje ,,A kto nie miał!". Na to się wychyla jakiś szaman taki zza kaktusa i drze się do Pernella ,,A pracę semestralną to z czego pisałeś?" A Iwan, student kowbojoznawstwa z Irkucka na wymianie z Erazmusa woła ,,Ej, a słyszeliście, jak Dziadyga opowiadał jak ściągał na egzaminie ze strzelanin?". No i wtedy poszło. Się znalazła krata żubrów, kiełbachy i dawaj, wszyscy napierdalają, jak to kiedyś było na kowbojstwie, jakie akcje w akademikach odchodziły, jak to mieli przypał na takim to a srakim egzaminie, jak ich z tego pytali, jak ich nie pytali, jak listy gończe kserowali, kurwa, baśnie z mchu i paproci, druga w nocy dochodzi, krowy ryczą, bo głodne, ja spać nie mogę, bo ci drą ryja po pijaku, ruda tańczy jak szalona śpiewają, a ja przecież jeszcze dzienniczek praktyk muszę uzupełnić, no ja jebie. I jeszcze o czwartej rano, jak już trzy czwarte leży naprute, jak krowy leżą, jak konie leżą, nawet, kurwa kaktusy leżą, to musiał mi nad głową usiąść Pernell z tym ich wodzem i nadawać, jak to młodzi byli, jak na kowbojoznawstwo poszli, jak to mieli się ze złymi w samo południe szczelać, a Bóg i prawo mieli iść za nimi, jak to po kapeluszach miało się dawać wszystkich odróżnić, że dobrzy białe, źli czarne, jak to miały być braterstwa krwi i fajki pokoju a tu jeden wielki pal męki, źli na uliczki w samo południe nie wychodzą, białe kapelusze noszą, w nos się śmieją, a całe to kowbojenie to się okazuje gonienie kurzu i kurzu jedzenie i z kurzem pod powieką zasypianie i w kurz się obracanie. 
- Żizń, żizń, suka pasljednaja - westchnął  Iwan, student kowbojoznawstwa z Irkucka na wymianie z Erazmusa. 
- Hakuna matata - przetłumaczył wodzowi szaman. 

piątek, 19 sierpnia 2016

Ilu twoich znajomych przejdzie test Voighta-Kampffa?

A co, jeśli tak jest, że tylko oni są tak naprawdę empatyczni? Jesli tylko oni oglądają wiadomości i naprawdę widzą w tych pikselach ludzi, naprawdę są się w stanie z nimi utożsamić? Co, jeśli tylko oni nie widzą w tej plamie na ekranie plamy na ekranie, tylko Patryczka sąsiadów, któremu pustaki z typowego gierkowskiego domku-kostki zmiażdżyły nóżkę i nikt nie ma pomysłu, jak go spod tego domku wyciągnąć? Co, jeśli  tylko oni widzą tę plażę w telewizji i umieją sobie wyobrazić, że to jest plaża w Mielnie, gdzie w zeszłym roku rozstawiali parawany, a teraz leżą pod folią ciała? Co, jeśli tylko oni umieją wyobrazić sobie ten kuter, którym płynęli na morską wakacyjną przejażdżkę z dziećmi oblepiony ludźmi i przewracający się gdzieś parę kilometrów od bezpiecznego brzegu koło Ystad? Co, jeśli tylko oni potrafią tak naprawdę wypobrazić sobie to spuszczanie na wodę kupionego w Tesco w lepszych czasach trzyosobowego pontonu na basen i kierowanie go z pięcioosobową rodziną dziobem w stronę Szwecji? Co, jeśli to ostatni ludzie, którzy wyobrażają sobie, że to ich dzieci teraz właśnie szukają ich nocą, na granicy albo na już bezpiecznym brzegu, że wałęsają się bez opieki, głodne, że są sprzedawane do burdeli, giną w innych nieznanych okolicznościach z tysiącami pozostałych dzieci z sąsiedztwa, Brajanków, Dżesik, Julek?

I muszą ten wynikający z takiego utożsamienia wstrząs jakoś przepracować, bo ta świadomość jest nie do wytrzymania. Jej zniesienie przekracza możliwości człowieka. Przyjęcie prawdy, która jest nieludzka wymaga pozbycia się człowieczeństwa albo przytłumienia go w jakimś stopniu, albo przynajmniej odmówienia człowieczeństwa tym pikselom, tym plamom na ekranie.

Więc nazywają te piksele falą, która zalewa, więc mówią o nich jak o zarazie, jak o zwierzętach, gdzieś tam w głębi duszy mając świadomość, że przyznanie się przed sobą, że samemu się jest po drugiej stronie ekranu tylko wskutek zbiegu okoliczności może zabić. Jedyną alternatywą jest niedająca się opisać rozpacz.

Co, jeśli rasiści to ostatni naprawdę empatyczni ludzie?

niedziela, 14 sierpnia 2016

Hipisi wyklęci

Przeżyłem już fazę na Jana Pawła II, modę na Powstanie Warszawskie, szał na Żołnierzy Wyklętych. Wiem już, że rynkiem gadżetów patriotycznych i usług zawładnie ten, kto przewidzi, wokół czego skupi się następna fala wzmożenia patriotyczno-religijno-ojczyźnianego.
Przeanalizowałem całą historię powojnia pod kątem zapomnianych bohaterów, tzn. pod kątem tego, kto miał najgorzej. Wyszło mi, że jest jedna grupa, która miała tak przerąbane, że jak przyszedł stan wojenny, to specjalnie tego nie odczuła, gdyż, jak pisze Tarzan Michalewski, oni stan wojenny mieli zawsze. Bicie, więzienie, zamykanie w psychuszkach, szykany milicji, zomo i gitowców - wszystko to sprawia, że następną grupą, której martyrologia będzie monetaryzowana w popkulturze będą hipisi.
Tak będzie, drogie dziatki. Już możecie się przygotowywać na te fale gniewnych młodzianów z naszywkami ,,ŚMIERĆ WROGOM HIPIZMU" na kurtkach.  Na koszulki z właściwymi dla estetyki nas interesującej przedstawieniami: wyraziste barwy, zacięte, gniewne twarze np. Ryśka Ridla czy Jimiego Hendrixa i do tego jakieś hasło, koniecznie rymowane, np. NA ŻYŁACH NOSILI BLIZNY KU CHWALE OJCZYZNY. Bądźcie gotowi na rekonstrukcje historyczne  ataków gitowców na hipisów obozujących w Częstochowie na pielgrzymce albo zamykania hipów za włóczęgostwo na 48. I, oczywiście, na niekończące się dyskusje rekonstruktorów na temat czy w 1978 roku były już takie koraliki czy owakie oraz czy pacyfa skórzana na szyi jest kanoniczna na początek lat 80. czy ni chu chu, bo wegetarianizm i ahimsa.
 A szefem IPN-u zostanie Kamil Sipowicz. I w szkołach będą akademie ku czci ofiar kompotu, a dzieci będą się bawić w bycie pałowanymi przez zomo. Pion Edukacyjny zorganizuje ruchomą wystawę poświęconą nieszkodliwości narkotyków miękkich. Będą bale i murale. Będzie fajnie, poczekajcie. 

sobota, 6 sierpnia 2016

O wyższości literatury nad sportem

Mam takie warsztaty czytania wierszy. I zdolna młodzież w wieku różnym na nich jest. I cieszę się, że to jest młodzież, która się zajmuje literaturą. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby się zajmowała np. piłką nożną. O, wiem. gdyby zajmowała się piłką, zebrałbym ją i powiedział tak. 

,,Cieszę się, że tu jesteście. Sport to piękna droga, to, prawda, teges, droga do gwiazd. Wiadomo, że przez ciernie, ale wiecie, rozumiecie, pokonywanie słabości i tak dalej, i tak dalej. O, cieszę się, że połowa ma koszulki z Messim, a połowa z Ronaldo. Ale, wiecie, rozumiecie, Messich i Ronaldów jest dwóch. 

A w samej tylko Polsce piłkarzy jest parę tysięcy. A polska liga wcale nie jest jakoś tam szczególnie ważna, chociaż są ludzie, którzy się w jej sprawie zabijają. 

I wiecie, wiążąc pierwszy raz korki, musicie być przygotowani na ten moment, który raczej przyjdzie niż nie przyjdzie. Kiedy wiecie, że po etapie zapowiadającego się młodzika i zdolnego jurora  przyszedł czas gry w seniorach i razem z nim ta chwila po latach seniorowania, w której zdajecie sobie sprawę, że powyżej tej ligi, do której kosztem kontuzji wielu i wielu litrów potu się dostaliście, nie zagracie. Że teraz, z tego trzecioligowego klubu, no, z ławki rezerwowych w drugiej lidze, nie zajdziecie już do Primera Division. Lepsze jutro miało być wczoraj. Z powodu warunków odwołano. 

I to będzie ten moment, gdy, żeby uniknąć tego duszącego przerażenia wynikającego z patrzenia w przód, zaczniecie patrzeć wstecz, żeby sprawdzić, czy nadaremno łękotki wam latają, a w kolanach chrupie przy kucaniu. A tam z tyłu obraz niewyraźny. Czy okiwany przez was napastnik Orląt Radzyń Podlaski to był sukces uzasadniający to całe życie? Czy strzeliłby wtedy bramkę, czy, minąwszy was, wysłał piłkę hen, w kartoflisko za płotem stadionu? Nigdy, nigdy się nie dowiecie. I nawet jeśli nie graliście w pomocy czy w obronie, nawet jeśli graliście w ataku i przed oczami migają wam piękne bramki i zdumione miny pokonanych bramkarzy Lewartu Lubartów, Izolatora Boguchwała czy Wólczanki Wólka Pełkińska, to pamiętajcie, że teraz, po latach, tylko wam migają. 

Dlatego proszę was, póki jeszcze możecie, idźcie do domu".

Tak bym powiedział właśnie. Na szczęście dzieci zajmują się literaturą. Na szczęście. 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Zadania literatury na następne półwiecze

Kiedy byłem mały, to szczęśliwie nie było grup rekonstrukcyjnych. Były za to opowieści babci. I część, owszem, była komiczna, jak Rosjanie rozstrzeliwujący słoiki z niemożności ich otwarcia (i, przyznaję, jest to opcja warta rozważenia, jak się który zassie szczególnie mocno). Ale większość raczej komiczna nie była, zwłaszcza gdy przewijam je sobie w mózgu juz z dorosłej perspektywy.
Jedną z najbardziej wrytych w pamięć była opowieść o marszu śmierci z Oświęcimia. Gdy front się zbliżał, Niemcy zaczęli gnać więźniów na zachód. W styczniu, na mrozie, tuż za progiem domu babci, która, idąc do szkoły, mijała zamarznięte trupy w rowach, a jak zasypiała, to słyszała strzały, którymi dobijani byli ci, którzy nie mieli już siły iść.
W tej sytuacji niewiele dało się zrobić. Ludzie kładli na progach chleb. Kładli, chociaż za chwilę sami mieli zostać uchodźcami, bo, jak mówiłem, szedł front, a ludzie mieli wtedy świadomość, że to nie jest duża impreza rekonstrukcji historycznej, tylko że tam się mordują. Ten chleb mi się wrył w pamięć, bo w tym odruchu było coś pięknego i podstawowego zarazem.

No i tak bym właśnie widział te zadania literatury. I w ogóle sztuki. I w ogóle wszystkiego. Żeby, cokolwiek nie idzie, ludziom takie odruchy jednak zostały.