piątek, 31 sierpnia 2012

Ziemia egipska

Jeśli przerywasz nagrywanie punkowej demówki, żeby jechać po pieluchy, wiedz, że coś się dzieje. Albo zacznij grać na prostych, akustycznych instrumentach, na basie podpiętym do mikrofalówki i żeby ktoś jeszcze śpiwoł. O.
Wywiedzenie projektu 555 z ziemi egipskiej, emdeku niewoli miało plusy dodatnie i ujemne. Ujemnym jest to, że pies przegryzł kabel i grałem dziś na jednej kolumnie. I to, że czasem nie wiadomo, czy fajnie improwizuję, czy to po prostu sąsiad włączył cyrkulatkę.

Plusem jest to, że nikt nie wychodzi i nie trzaska drzwiami. Panuje miłość i pokój, dlatego.

I dlatego, że na polu gramy.

Psalmy przyszłości


Rzut oka na mapę po ostatniej próbie projektu 555 i już wiadomo, że Lasowiacy cóś szykują. Ludzie w okolicy robią wrażenie, jakby mieli dość. W takich chwilach przypominamy sobie, że Słowacki wielkim poetą był. Drżysz, gdy kos cię ukraińskich/ Długi, smętny, brzęk zaleci... etc.







czwartek, 30 sierpnia 2012

Siku super series

Gdyby wszystkie firmy miały takie nazwy, szał na markowe rzeczy wśród dzieci byłby nie istniał i w ogóle firma Siku ma ode mnie złotego Bakunina za walkę z konsumpcjonizmem. 




środa, 29 sierpnia 2012

Ostatni raz

Dziwne, ale dziadka Stanisława pamiętam jako dziadka tylko. Tzn. nie tyle dziwne, co nieprawdziwe, bo przecież dziadek był dziadkiem niewielką część życia. Całą resztę, od kilkunastoletniego wyrostka po statecznego dziadka właśnie spędził w siodle. A mimo to nie umiem go sobie wyobrazić, jak w zielonym mundurze skacze przez czerwono-białe przeszkody, bo taką scenę widzę tylko w czerni i bieli starych zdjęć. Ani tym bardziej nie wyobrażam sobie, jak dziadek wjeżdża na ogierze do rzeki i dla zabawy podjudza go do walki  z drugim ogierem. No nie widzę go na grzbiecie stojącego dęba w wodzie ogiera tłukącego kopytami i kąsającego innego konia. Tym bardziej, że już jako dziadek to on był najsurowszy, gdy któreś z nas robiło coś głupiego czy niebezpiecznego.
Musiał być moment, w którym dziadek ostatni raz siedział na koniu. Musiał być ostatni raz, gdy dziadek pochylił się w siodle, wyrzucił nogi ze strzemion i zeskoczył na ziemię, już na zawsze. Czy wiedział o tym? Raczej nie. Raczej musiał mieć w planach jakąś następną jazdę, gdy starzejące się ciało dojdzie do siebie, albo po prostu gdy znów będzie okazja.
Tu się kryje przewaga ostatnich razów nad pierwszymi. Owszem, pierwsze są niezapomniane i wyjątkowe, ale też przychodzą zwykle zapowiedziane i wlokąc ze sobą stres i strach przed nieznanym. Ostatnie razy są litościwe, rzadko kiedy mówią, że są ostatnie, a nawet jeśli coś o tym wspominają, to zostawiają nas z jakąś nadzieją.


Uwolnić Breivika

ZUS obiecał mi przefaksować zaświadczenie o sratatatacośtam. Po dwóch dniach dzwonię i pytam, czemu nie przefaksowali. Pani po drugiej stronie odpowiedziała, że wyślą mi pocztą listem zwykłym. No to ja panią przekonuję, że będzie dla nich i dla mnie wygodniej, jak przefaksują. ,,Nie preferujemy takiego rozwiązania'' słyszę, cokolwiek to znaczy.. Ale mówię, że będzie taniej. A pani mówi, że mi wyślą pocztą. I w tym momencie zdaję sobie sprawę z tego, że pani ma w dupie, czy będzie taniej, czy nie, bo nie wyda 1,20 na znaczek+5 groszy na kopertę ze swoich pieniędzy, tylko z moich. Co w tym miesiącu wyda, to za miesiąc mi skroi.
Po tej rozmowie krążący po internacie dowcip o tym, że żeby mieć dobrą emeryturę, wystarczy zastrzelić w Norwegii 80 osób wydał mi się na ułamek sekundy sensowny. Kol. BŻ powiedziała jednak, że żeby trafić do norweskiego pierdla trzeba być poczytalnym. Czyli odpada.

Swoją drogą, wszelkie żale z powodu nieobdarcia Breivika ze skóry względnie nieucięcia mu głowy w kraju, w którym czci się dość powszechnie Żyda legalnie skazanego na karę śmierci, który w Piśmie nigdzie się za karą śmierci nie opowiedział są dość groteskowe. Te wszystkie bierzmowane w końcu gimbusy powinny raczej pytać, jaki sens ma pozbawianie wolności kogoś, kto wolny nigdy nie był? I jak tego człowieka tak naprawdę  uwolnić?

wtorek, 28 sierpnia 2012

Biustonosze damskie

Franek załapał faze na dzielenie rzeczy na chłopskie i dziewczyńskie. Chłopskie jest wszystko, co niebieskie, nawet mleko zero procent łaciate. W sumie słusznie, ostatni raz miałem w ręce mleko zero procent mieszając z nim malibu na wagarach chyba w pierwszej liceum. Żeby nie było, że burżujstwo, malibu z mlekiem zagryzaliśmy whiskasem. Jak szlachta, normalnie.
Zgryz może mieć Franek, jak nauczy się czytać. Nawet na Podkarpaciu trzeba już zaznaczać, czy chodzi o damskie biustonosze, czy nie.Coś się dzieje.



poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Umarliśmy i zmartwychwstali.

Radio Studnia i wraz z nim nasza audycyja, Wszystko Jest Folkiem, uratowane. Jak to się stało? Jak na stronie Studni pisze Jacek Podsiadło, czyli ojczym Prowadzący, przyszedł święty Mikołaj i dał zalecenie: ,,żebyś mi się nie zbiesił i nie zbisurmanił. Widzisz, jaka chujoza wokół panuje? Masz tak to swoje radio prowadzić, żeby coraz mniej było chujozy, a coraz więcej symbiozy, jasne? Bo z rózgą przyjdę następnym razem!''

Ale wcześniej Ojczym udzielił świetnego i chwytającego za serce wywiadu opolskiej Wyborczej. Warto go i tak przeczytać, bo chociaż pospołu z dziennikarzem GazWyb grzebie swoje radio i nas razem z nim z kretesem, to robi to tak, że nawet ja się wzruszyłem, a przecież jak to czytałem, to już wiedziałem, że idzie ku dobremu. I mówi wiele ważnych rzeczy o radiu Studnia. Mówi w nim m.in. ,,Istotą radia nie jest to, by na siebie zarabiało, tylko żeby było radiem. To radio jest moim ukochanym dzieckiem. A jak się ma ukochane dziecko, to się go nie oddaje na służbę do złej pani mamony, żeby na siebie zarabiało. Wolę nie mieć radia w ogóle, niż mieć nie takie, jakie sobie wymarzyłem. Więcej... http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,12362475,Zamilknie_radio_Studnia_Jacka_Podsiadly_.html?as=2&startsz=x#ixzz24mJa1Qhx''

Warto było sobie to przypomnieć, no. 

Jaki znak twój?

Będzie tak. Cały Zachód przestaje się rozmnażać. Bo to i tamto, nieważne. Cyganie ze Słowacji przekraczają granice, których nie ma i skłotują pustostany. Przez jakiś czas trwa sobie cygańskie imperium, prawdopodobnie najbardziej folkowy twór państwowy w galaktyce. Potem Cyganie sobie gdzieś idą, jak im się imperiowanie znudzi. I na razie tyle.
Miną wieki. Przyjdzie jakaś inna cywilizacja. Może nawet kosmici. Zaczną odkopywać to, co z nas zostało. Zbadają inskrypcje na murach. Będą konferencje i sympozja. Wyjdzie jakiś profesor-kosmita i powie, że zbadali nasze freski dokładnie, przeanalizowali motywy, etc. Wtedy ktoś podniesie mackę do góry i spyta, co to była za cywilizacja?



- Chujowa - odpowie profesor.

sobota, 25 sierpnia 2012

Dzień Niepodległości

W Tygodniku Powszechnym dobra rozmowa z Oksaną Zabużko. Dużo o miejscu UPA w pamięci historycznej Ukraińców, o Hołodomorze i w ogóle o historii XX wieku w świadomości współczesnej Ukrainy. Warto rzucić okiem, bo takie niepolonocentryczne spojrzenie na Ukrainę może tylko zrobić dobrze obu stronom.
Na co dzień wygląda wszystko raczej niewesoło. Niedawno w sąsiedniej Nowej Dębie użytkownicy portalu Infonowadeba.pl rwali sobie włosy z głów i darli koszule. Powód? Banderowcy byli na imprezie organizowanej przez tamtejszy Urząd Miasta. Dowód? Jeden z samorządowców partnerskiego Komarna był 5 lat temu na otwarciu muzeum (duże słowo, raczej izba pamięci taka) Romana Szuchewycza, ma na stornce zdjęcie z imprezy regionalnej, na której są poczty sztandarowe, a jeden ze sztandarów trzyma starowina w upowskim mundurze. No i najważniejsze - w Nowej Dębie pojawił się w czerwono-szarym krawacie. A to prawie czerwono-czarny!.A stąd tylko krok do rozrywania polskich dziatek.
Oczywiście, w całej aferze chodziło o to, żeby dokopać nowodębskiemu burmistrzowi, który Ukraińców zaprosił. Grania na uprzedzeniach wychodzi w Polszcze dobrze, więc się w Dębie udało.
Warto poczytać Oksanę Zabużko, to może się będzie udawać rzadziej. A jak ukraińskie dzieci przyjadą tańczyć na naszych, prapolskich scenach, nikt nie będzie się przyglądał krawatom ich opiekunów.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Poszukiwacze zaginionej Sztuszy



Zasadziłem od metra drzew. Mam syna. A dziś wypełniłem trzecie zadanie - znalazłem radziecką kreskówkę, której szukałem przynajmniej od 10 lat. Pytałem wszystkich rówieśników, którzy mogli ją widzieć w polskiej TV. nikt nie kojarzył. Pytałem Ukraińców, pytałem Czechów. Wszystko wskazywało na to,  że byłem jedynym dzieckiem w całym bloku wschodnim, które miało włączony telewizor, gdy pokazywali dzieje trudne Fantika-Uszantika. Ulgi nie przyniósł net. Wpisany łacinką tytuł niczego nie dawał. Nawet Jandex jeszcze ze trzy lata temu nie pomagał - znalazłem tylko zamazaną klatkę z filmu. To był jednak dowód, że film istniał. Wreszcie dziś trafiłem. Okazało się, że imię Stuszy-Kutuszy  zostało w polskim tłumaczeniu zmienione. W oryginale zwie się ona Штуша-Кутуша, zatem nie Stusza, a Sztusza. Jedna litera, a parę lat poszukiwań. Swoją drogą, Szusza była spolszczana w czasach, kiedy właściwa transkrypcja cyrylicy była czymś normalnym. Dziś, gdy wszystkie telewizje używają transkrypcji anglosaskiej, miałbym gorzej. Jeśli z Шевченкo wiadomości robio Schevtschenko, strach pomyśleć, co zrobiłyby Sztuszy-Kutuszy (wredna, bo wredna. ale zawsze żal) i miłemu Fantikowi-Uszantikowi. 



Co zamalować?

Kolbuszowski Magiel pisze, że Super Nowości piszo, że bedo zamalować, cyt . ,,faszystowskie napisy''.   Do tekstu jest załączone zdjęcie, na którym jest m.in. pacyfa i anarchia. A, i swastyka na szubienicy. No to ja jestem za, bo, jeśli dobrze rozumiem, zamalowywać majo tylko faszystowskie napisy. Anarchia i pacyfa zostaną, co mnie cieszy.
W ten sposób dopełni się sprawiedliwość dziejowa, bo za mej młodości czasów było dokładnie na odwrót. Tzn. sprejowaliśmy na szkole (pozdro, Dźwiedziu, pozdro Kotwica) anarchie i różne takie hasła w typie, że jesteśmy ludźmi, nie narodami i fajnie było. Ale krótko, bo ktoś to wszystko zamalował szybko. co ciekawe, zostawiając wszelkie grafiti kibicowskie, typu że my są pany, a oni to chuje i w związku z powyższym należy ich jebać. No, napis że my są pany nie koliduje bowiem z misją indoktrynacyjną szkoły, wręcz przeciwnie, tedy też mógł wisieć sobie do oporu. Nasze wrzuty z misją indoktrynacyjną kolidowały, niestety.
Tym bardziej cieszy, że w naszym sztetlu bedo zamalowywać faszystowskie napisy. Logicznie rozumuję, że antyfaszystowskie powinny zatem zostać. Sprawiedliwości stanie się zadość.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Etnografia XXII wieku

                                             Słuchaj tylko mojej nogi

                                                   Szymek


Zeszłoroczne wwiedzenie projektu 555 z ziemi egipskiej, MDK-u niewoli i tegoroczne zaczęcie prób przed chałupą miało plusy dodatnie i ujemne. Kasia czeka na początek skarg sąsiadów. Ja uważam, że sztuka wymaga poświęceń, także, a nawet zwłaszcza od sąsiadów.

Mam jednak czarną wizję. Za 80 lat jakiś obóz dialektologiczny przyjedzie do Hani i spyta, jak to dawniej było. I na czym się grało. I Hania wtedy opowie, jak na początku XXI wieku ludzie po robocie siadali przed domem i grali na djembe, drumlach i basie bezprogowym  bo to na wsi tako bida, że nawet na progi ludzie ni mieli, podpiętym do wieży. I ucieszą się studentki, które to usłyszą, i jedna napisze magisterkę na temat Próba zarysu opisu instrumentarium wiejskiego z pocz. XXI wieku. To dopiero będzie burdel.




Aż miło pomyśleć.

Ślepagienioc

Hania jest kulturalna. Nie tylko chodzi do biblioteki, ale  z następującą po ,,do widzenia'' formułą ,,ślepa Gienia, kup se trąbkę do trąbienia'' czeka do zamknięcia drzwi. To ważne, bo pani bibliotekarka jest sympatyczna i puszcza z kompa Marleya, więc Dża bles her i żadnych ślepych Gień jej nie życzymy.

Padło dziś trudne pytanie. A jak byłeś mały, to nie chciałeś oddać jakiejś książki? Hania wyczuła albo rozmawiałem o tym z Kasią. Przygody Nieumiałka Mikołaja Nosowa przetrzymałem pół roku i ze łzami w oczach oddawałem po pierwszym w życiu upomnieniu pisemnym. A przecież lektura był traumatyczna, pamiętam. Nieumiałek miał przesrane przez większą część książki, z happy endem na szczęście. I tak w ogóle było z najlpeszymi lekturami - depresyjny Andersen, martwi bracia Lwie Serce, Kajtuś Czarodziej,  etc. Dziecko po prostu ma poczuć trwogę i litość, nie ma czuć się po lekturze dobrze, ma być bardziej empatyczne.

Na razie skończyłem pisanie bajeczek na zlecenie firmy produkującej jedzenie dzieciowe. Fajnie było aż do wprowadzania uwag klienta, Klient łaskawie, po długich namysłach zaakceptował jednego z bohaterów na wózku, ale już np. łowienie ryb (nie, nie wędkowanie, normalnie, przez rybaków na jeziorze w quasi-średniowiecznym świecie do sieci) to już był za duży hardkor. Baba jaga odpadała, bo nie budziła pozytywnych emocji. Jeśli bohaterów gonił niedźwiedź, to nie po to, żeby ich zjeść (cyt. misie nie jedzą dzieci. - dopisałem na marginesie ,,proszę sprawdzić empirycznie w Bieszczadach lub Tatrach''). Itd, itd. Nie, nie chodzi mi o to, że bez uwag klienta byłbym nieślubnym duchowym dzieckiem Korczaka i Lindgren, za cienki jestem.  Martwi mnie jedynie tendencja, którą widzę nie tylko w uwagach klienta. Strach, cierpienie, kalectwo, utrata i tęsknota przeżyte przy lekturze bajek przygotowują na to, co będzie prędzej czy później. I wyrabiają w dziecku empatię, której w Polszcze brakuje straszliwie.

Dobranoc, ślepagienioc, jak powiedział Franek.




poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rybi ból

Fish Hurt - w wolnym tłumaczeniu ,,Ryba boleć''. Cokolwiek się dzieje, w sztetlu naszym jest szyld, który o tym przypomina. Rybia skóra jest tak wrażliwa na dotyk, jak ludzka śluzówka. Ryba to skondensowana wrażliwość. Ryby pozbawione przez Stwórcę grubej skóry odczuwają cały ten świat i jego brudne sprawki w sposób straszny i doskonały. Człowiek o wrażliwości ryby byłby niezdolny do znoszenia jakiegokolwiek bólu w swoim otoczeniu, byłby świętym mężem, czującym we wszystkim, co go otacza emanację wielkiej, cierpiącej duszy wszechświata. Dlatego pierwsi chrześcijanie rysowali ryby, podświadomie czując, w czym rzecz. To, jak bolą cię ryby, mówi o tym i owym, pamiętaj.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Mowa dziadów

Pytam babcię, póki mogę. A o język pytam obsesyjnie prawie, bo czuję jakoś, że w tej sferze jest jakiś inny kosmos. I się nie mylę. Ostatnio się dowiedziałem, że dziadek Konieczny nigdy nie nauczył się pisać po polsku, choć oczywiście czytał i mówił dobrze, prababka zaś nauczyła się sama, ale długo jeszcze (do śmierci może?) zapisywała ,,sz'' jako ,,sch'', tak jak ją nauczyli w cesarskiej szkole.
Kiedy babcia nauczyła się polszczyzny ogólnej? Kiedy przestała godać? Ona sama nie jest w stanie chyba tego wychwycić. Na pewno nie w niemieckiej szkole, na pewno też nie w polskiej, po wojnie, bo się godało na przerwach i tyle. Też raczej nie w czasie pracy na poczcie, bo przecież od listonosza, przez interesantów po naczelnika wszyscy mówili cieszyńską gwarą. Więc kiedy? Językowa trauma babci zaczęła się po przyjeździe na Ponidzie, po wejściu do autobusu. Mazurząca gwara kielecka - to było coś tak obcego, że babcia do dziś to pamięta. Mater Dei, te nazwy, Sancygniów... Czy wtedy ostatecznie przeszła na standardową? Nigdy się nie dowiem.
Jeszcze gorzej jest z drugą stroną. Pastuchowie byli dwujęzyczni, chociaż ukraiński prababka ceniła mniej niż polski (ale jaki? kresowy raczej, raczej dialektalny niż standardowy), mówiła, że jest chachłacki. Ale czynnie i biernie znała, oczywiście. Co najmniej dwujęzyczni musieli być też Huńkowie, przy czym tym drugim językiem była lwowska gwara miejska, babcia do tej pory ma śmieszne ukrainizmy w systemie, np. nie powie ,,arbuz'', tylko ,,kawon''.
Ale przecież musiał być taki moment, w którym gdzieś tam z Karpat do Lwowa przyjechał pierwszy, rusińskojęzyczny Huńka i usłyszał polski, ukraiński, jidisz, ormiański, niemiecki i rosyjski i wybrał polski. Co działo się w jego głowie? Też się nigdy nie dowiem.

Jedno jest pewne - jeśli ktoś mówi o standardowej polszczyźnie jako mowie swoich dziadków, najpewniej kłamie. Tak jak standardowy język.




wtorek, 14 sierpnia 2012

Getto się zamyka

Złe wieści ze skrzynki mailowej. rubryka ,,Wiersz w świątecznej''  definitywnie opuściłą łamy Gazety Wyborczej i ten ziemski padół łez i innych płynów ustrojowych. Mur wokół getta z napisem ,,współczesna poezja polska'' jest coraz wyższy.

Ubezpiecz się na przyszłość

Zgodnie z obietnicą, wrzucam.

W czwartek padło wiele deklaracji i obietnic co do niezawiatraczania naszego kawałka Puszczy Sandomierskiej.

Tutaj jest link do nagrania Wrzuciłem na chomika , bo duże bydlę, a tylko tam mam konto. Instrukcja obsługi:

1. Ściągamy nagranie na dysk (jeśli nie mamy konta na chomiku, zakładamy bezpłatnie)
2. Trzymamy je sobie
3. Jeśli nasze władze zaczną coś przebąkiwać o wiatrakach, mówimy: ej, ale miało nie być!
4. Jak nie wierzą, wyciągamy z zakamarków dysku nagranie i robimy z niego użytek.


Takie czasy, że lepi mieć na wszystko dowód.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Z cyklu: jak zrobić pieniądze

Pieniądze robimy oczywiście robiąc film. Mamy za mało kasy, żeby zrobić film wojenny, za dużo szacunku do siebie, żeby zrobić komedię romantyczną, za mało okrutnego poczucia humoru, żeby zrobić film o sportowcach. wybór pada na film o szkole. oglądamy Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Pana od muzyki, Ten Dziwny Film o Irlandzkim Weteranie Wojny Domowej w Hiszpanii, Który Uczy w Jezuickiej Szkole i Ten Taki Polski Film o Babce romansującej z Uczniem Który Walczy z Komuną a Jacek Wójcicki Śpiewa Kaczmarskiego.
Schemat jest prosty - dobry nauczyciel walczy ze skostniałym systemem edukacyjnym i zjednuje sobie młodzież, po czym go wyrzucają, ale moralnie wygrywa. Dobrze, zeby jeden z uczniów po drodze zginął.
I tu może nas tknąć złe przeczucie. Skoro zrobienie Filmu o Szkole jest tak proste, dlaczego nikt nie zrobił go w Polsce przez 20 lat od epokowego wydarzenia, jakim niewątpliwie był dla Polski Mundial '90?
I przeczucie się sprawdza - my też tego filmu nie zrobimy. Żeby była fabuła, musi być konflikt dwóch systemów wartości, reprezentowanych przez dwóch bohaterów, dobrego i złego. I napięcie między nimi bedzie, etc. No ale w polskiej szkole napięcie to może być najwyżej w gniazdkach. W polskich realiach konflikt mający nam napędzić fabułę to nie jest konflikt potencjalny między dwoma bohaterami, którzy myślą co innego. To jest konflikt z bohaterami, którzy nie myślą. To nie jest konflikt dwóch różnych jakości, to jest konflikt jakiejkolwiek jakości z nijakością, względnie bylejakością. Bohater pozytywny uczący dobrze i zjednujący sobie bachory musiałby wymieniać ze swoimi przeciwnikami myśli, a chodzi właśnie o to, że nie miałby z kim, bo wszyscy wszystko mają w dupie. Nasz pozytywny bohater jako jedyny nie miałby i wychodziłby notorycznie na sirotę straszliwą. Wyobrażam sobie te sceny, pan Keating grany przez Robina Wiliamsa przychodzi do dyrektora i sie pyta
- Dzie so piniondze na kółko zainteresowań? A dyrektor mówi - Ni ma, spytaj wójta. I weź wypełnij papiry. I Keating idzie do wójta, ten każe mu spadać do Ministerstwa Edukacji, tam mu każą spadać do Ministra Finansów, ten mówi, że piniendzy po prostu ni ma. Robin Williams wychodzi na ławkę i wynosi go ochrona, piękny finał.

Spójrzmy prawdzie w oczy - badziewność polskiej szkoły jest tak badziewna, że nawet się na filmie o tym nie zarobi.

sobota, 11 sierpnia 2012

Cave canem

Jadę, patrzę, pies pod kościołem. Ale sam pies to za mało, chociaż trzeba przyznać, że pies przy kościele to już zalążek czegoś, punkt zaczepienia dla mózgu, który musi dobudować do psa historię. Więc wymyślam, że to pies kulawy. Bo pies z kulawą noga pod kościołem przed południem w dzień powszedni to już nie pies, to znak, pies zaczyna mieć odniesienia i w ogóle jak tam sobie stoi, to zaczyna żyć innym życiem, w przestrzeni znakowej staje się psem nieskończonym niemal, a w każdym razie psem wielorakim.
I w tym momencie pies zaczyna biec, żeby się przywitać. I okazuje się, że rzeczywiście kuleje, że lewą przednią łapę trzyma w górze, kustykając na trzech. Kuleje, żeby mi pokazać, że wie. Że też się w to bawi. Że odnoszenie do innych rzeczywistości, bycie znakiem to konwencja, która on chętnie przyjmuje, na znak czego podnosi łapę.
Albo zwyczajnie i po prostu, chce, żebym nie wiedział, czy zmyśliłem jego kulawość tylko, czy jego samego też i stoję teraz i głaszczę wytwór wyobraźni.
Albo jeszcze lepiej - jego kulawość to ostrzeżenie.Nigdy nie wiesz, w jakim stopniu halucynujesz to, co widzisz i w jakim stopniu halucynujesz świadomie. A nuż to, co sobie wyobrażasz jutro pomerda do ciebie ogonem?  Strzeż się.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Pan nie wiesz, kto ja jestem.

Portal Kolbuszowa 24 zacytował kawałek tej stronki, opatrując ją odnośnikiem, cyt. ,, Janusz Radwański, dziennikarz „Korso Kolbuszowskiego”.''

Więc tłumaczę, żeby było jasne. ,,Janusz Radwański, dziennikarz „Korso Kolbuszowskiego”.'' to ja jestem na terenie zakładu pracy i w godzinach pracy. Po opuszczeniu zakładu pracy, zdaniu odzieży ochronnej i podbiciu karty na wartowni już nie jestem Janusz Radwański, dziennikarz „Korso Kolbuszowskiego”. Kto ja jestem, o tym jest w zakładce ,,O mnie'' tam, po prawy stronie. Umiecie, koledzy, używać opcji ctr+c, ctr+v, umiecie więc też zapewne ją znaleźć. 


Mam nadzieję, że się rozumiemy. 




niedziela, 5 sierpnia 2012

Rocznica

70 lat temu Henryk Goldszmit, znany bardziej jako Janusz Korczak ruszył w swoją ostatnią drogę do Treblinki. Nie zawyły syreny,  miasta nie przystanęły, kibice nie rozwijali sektorówek, graficiarze nie namalowali wielkich murali, grupy rekonstrukcji historycznej nie miały nic do roboty.
Korczak nie ginął za żaden kraj, ginął, żeby jego dzieci nie były zabijane same, żeby w ostatnich chwilach, gdy wypędzają z wagonu, gdy czeka się w skwarze na wejście do komory, wreszcie, gdy zamykają się drzwi i zapada ciemność był przy nich ktoś, w kogo wierzą, komu ufają, przy kim czują się bezpieczne.
Korczak nie zginął za żaden kraj, nie zginął jako Żyd czy Polak, zginął jako człowiek.
Może dlatego tak mało ludzi dziś o tym pamięta. Korczak ma po prostu mało rodaków, obawiam się.

piątek, 3 sierpnia 2012

środa, 1 sierpnia 2012

Mrówka na szachownicy

,,Nagle... okropne wrzaski i zamęt na podwórzu. Wychyliłem się z
klatki schodowej do bramy. Mężczyzna niemłody, mały, siwawy, o
rzadkich włosach krzyczy i wyzywa. Ludzie usiłują go uspokoić.
Powiadają,  że dopiero co zabiło mu córkę dwudziestoletnią. Dwa
pociski uderzyły w parter z drugiej strony. Nie od razu rozumiem, o
co chodzi. Ludzi sporo ginie, czasem ktoś pokrzyczy, ale takich scen
nie widziałem. Okazuje się,  że oficer ze swymi kumplami zajął
piwnice, a cywilów wygonił na górę. Ludzie potwierdzają, oficer i jego
kompani siedzą w piwnicy,  żrą i piją. Mężczyzna krzyczy i wyzywa
dobre parę minut, aż porucznik wyłazi, chwieje się zalany i do cywila
z mordą. A cywil do niego:
- Ty łobuzie, łobuzie, łobuzie! - krzyczy w kółko, głos mu się łamie.
- Moja córka nie żyje, moja córka nie żyje - powtarza, jakby mu nie
wierzyli i znowu:
- Ty łobuzie, łobuzie...
Wygląda na takiego, co tracąc jedno dziecko, traci wszystkie.
Porucznik mówi do nas podniesionym głosem:
- Aresztować go - i władczym gestem ręki wskazuje małego
człowieczka.
Zapiera mi oddech, czuję,  że muszę zabić, bo inaczej zwariuję.
Takie gnidy przeżyją, obwieszą się krzyżami i w każdą rocznicę
powstania przy capstrzyku będą składać wieńce na naszych
grobach. Niezdecydowanie wprowadzam nabój do lufy, porucznik
posłyszał szczęk, obejrzał się i w nogi do piwnicy. Cofnąłem się na
klatkę schodową, a ten wciąż woła i woła, że córka nie żyje. Artyleria
huczy. Zapada zmrok.''

Całość polecam: http://www.kurdwanowski.pl/

Ścisz się, bo policja

Ktokolwiek około 23 przechodził przez niedokońćzony ogródek jordanowski, mógł poczuć się dziwnie, słysząc piłę traktowaną smyczkiem, djembe czy drumlę. W zasadzie o to poczucie dziwności chodzi. Ze względu na późną porę nie ustukaliśmy nic do kapelusza, ale też i nam nikt nie nastukał, ani  policja nie wykazała się czujnością wobec grajków. Jednym słowem-to dobry znak dla przyszłości kolbuszowskiego grania na ulicy.