czwartek, 16 sierpnia 2012

Mowa dziadów

Pytam babcię, póki mogę. A o język pytam obsesyjnie prawie, bo czuję jakoś, że w tej sferze jest jakiś inny kosmos. I się nie mylę. Ostatnio się dowiedziałem, że dziadek Konieczny nigdy nie nauczył się pisać po polsku, choć oczywiście czytał i mówił dobrze, prababka zaś nauczyła się sama, ale długo jeszcze (do śmierci może?) zapisywała ,,sz'' jako ,,sch'', tak jak ją nauczyli w cesarskiej szkole.
Kiedy babcia nauczyła się polszczyzny ogólnej? Kiedy przestała godać? Ona sama nie jest w stanie chyba tego wychwycić. Na pewno nie w niemieckiej szkole, na pewno też nie w polskiej, po wojnie, bo się godało na przerwach i tyle. Też raczej nie w czasie pracy na poczcie, bo przecież od listonosza, przez interesantów po naczelnika wszyscy mówili cieszyńską gwarą. Więc kiedy? Językowa trauma babci zaczęła się po przyjeździe na Ponidzie, po wejściu do autobusu. Mazurząca gwara kielecka - to było coś tak obcego, że babcia do dziś to pamięta. Mater Dei, te nazwy, Sancygniów... Czy wtedy ostatecznie przeszła na standardową? Nigdy się nie dowiem.
Jeszcze gorzej jest z drugą stroną. Pastuchowie byli dwujęzyczni, chociaż ukraiński prababka ceniła mniej niż polski (ale jaki? kresowy raczej, raczej dialektalny niż standardowy), mówiła, że jest chachłacki. Ale czynnie i biernie znała, oczywiście. Co najmniej dwujęzyczni musieli być też Huńkowie, przy czym tym drugim językiem była lwowska gwara miejska, babcia do tej pory ma śmieszne ukrainizmy w systemie, np. nie powie ,,arbuz'', tylko ,,kawon''.
Ale przecież musiał być taki moment, w którym gdzieś tam z Karpat do Lwowa przyjechał pierwszy, rusińskojęzyczny Huńka i usłyszał polski, ukraiński, jidisz, ormiański, niemiecki i rosyjski i wybrał polski. Co działo się w jego głowie? Też się nigdy nie dowiem.

Jedno jest pewne - jeśli ktoś mówi o standardowej polszczyźnie jako mowie swoich dziadków, najpewniej kłamie. Tak jak standardowy język.




13 komentarzy:

  1. Standardowa polszczyzna? To co się stało dwa pokolenia wstecz z przodkami dzisiejszych Polaków właśnie teraz dzieje się na Podlasiu. Ciekawy proces, tylko trzeb chcieć patrzeć. To w głowach Poldaszuków dzieje się to, co działo się kiedyś w głowach Twoich i moich Przodków. Tam właśnie dokonuje się WYBÓR. Teraz.

    jarek

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba nie macie jednak racji: nasi przodkowie, ci stąd, godali se i godajom se. Byli najczęściej niepiśmienni, więc język literacki był im obcy. Ale to nie jest inny język. To ojczyzna-polszczyzna."Godanie austriackie" słyszeli.
    Nasi dziadkowie nie musieli wybierać miedzy językiem zaborcy, sąsiada-Żyda, każdy z nich wiedział, która mowa jest jego "matką".
    Język (każdy) to żywy twór - nie dotyczy łaciny, dziś martwej, ale brzmiącej w językach romańskich.
    Nie kłamię:)
    TW

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy byłem mały mówiłem wyłącznie lasowiackim etnolektem spod Raniżowa. Tzw czwarta grupa gwary lasowiackiej. Moi rówieśnicy z Warszawy nie rozumieli mnie zupełnie.
    Nasi przodkowie a także ja i moi rówieśnicy musieli wybierać. I taki wybór został dokonany. Niestety pięknej gwary nie zastąpił równie piękny język Kochanowskiego, Wójka i Mickiewicza. To co przyszło po pożałowania godnym odrzuceniu mowy Ojców to telewizyjny bełkot z elementami makdonalda dla ubogich.

    Wiesz o tym, żę język to dialekt za którym stoi armia? A dostałeś kiedyś w szkole po łapach za mówienie po swojemu? Nazwano Cię kiedyś chamem bo mówiłeś publicznie tak, jak Twoi Rodzice i Dziadkowie? Wiesz o tym, że tutejsi ludzie nie mieli pojęcia kto jest ich "matką"? Mówili o sobie, że są Lesioki albo Mazury. Bo niby dlaczego mieliby się identyfikować ze światem, który oprócz pańszczyzny, podatków i poboru nic dobrego im nie przyniósł?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dostałam po łapach, bo zawsze mówiłam językiem literackiem, bo takim mówili moi Rodzice, Dziadkowie (ci, których zdążyłam poznać).Nie znaczy to, że nie znam gwary i jej nie używam, wręcz przeciwnie! tutejsi ludzie dobrze wiedzieli, jaki jest ich język: przecież przybysze (Niemcy, Austriacy, Żydzi) mówili innym!
    Ten świat, o którym tylko chcesz wiedzieć, że przyniósł samo zło, przyniósł też wiele dobrego: panowie troszczyli się o swoich poddanych (bo leżało to również w ich interesie). to była taka wzajemna zależność, jak i dziś od waaadzy.
    Jeśli idzie o język - gwara, język literacki, slang czy żargon - to wciąż odmiany tego samego języka. Ale cieszę się, że prowadzimy sobie taki spór akademicki. Czasem brak mi tego. Dzięki za ten blog.
    TW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Twoi Dziadkowie i Rodzice mówili standardem, to znaczy, że to jakiesi inteligenty były. Jak zwykle, każda misterna teoria i model świata sypie się przez różnego rodzaju wywrotowców, co to w szkołach byli i książki czytali:)

      Usuń
    2. To dopiero standaryzacja robi z etnolektów język. Inaczej się nie da. Można oprzeć język literacki na jakimś etnolekcie. (ukraina - Połtawa) I uczynić go standardem. Ale wtedy trzeba mieć armię za sobą, nieprawdaż? Czyżbym napotkał pogląd, żę gwary pochodzą od pięknego niezepsutego języka i w związku z tym są jego "popsutą" mutacją?

      Co do Przodków... oni naprawdę nie mieli pojęcia o żadnej Polsce. Tutejsi dodatkowo nie odrabiali żadnej pańszczyzny. Ale do piechoty łanowej brani byli.

      Usuń
  5. Tom pokozoł.... ksio'dz Wujek sie pisoł bez "u". A "ó" mi sie wzieno stond, bo mom w chałupie jakisik reprint i z nigo se cytom. Piekno mowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to Wos lubie, ze znocie tako mowe, jako już ginie. Nie pamiyntom, kiedym łostatni roz słyszoł prastare lasowiackie słowo reprint:)

      Usuń
    2. prastare lasowiackie słowo reprint:)))))))))))
      a co za reprint mosz, że tam z Wujka Wójka zrobiły;p To dopiro bioły kruk je.

      Usuń
    3. Już w pismach ksiyndza Michny mozno zdyboć wzmianki ło reprintach masowo czytanych w Puszczy Sandomierski. Michno pisoł, co Lasowiacy najbardzi lubili reprinty domowy roboty.

      Usuń
  6. Tak, nasi dziadowie mówili gwarami polskimi ( z wyjątkiem pojich pra-Huńków, którzy mówili po łemkowsku, czego jednak najstarsi Łemkowie nie pamiętają, więc luz). Jednak były to kody odrębne od ówczesnego standardu - z nieco inną gramatyką, systemem fonologicznym i fonetycznym, że o słowniku nie wspomnę. Język standardowy był dla nich obcy, jak dla Dziadka Koniecznego, niemniej dziadek Konieczny był Ślązakiem i Polakiem. Tak czy inaczej - standard to twór, do którego trzeba podchodzić nieufnie, bo to, co w nim jest, nie bierze się z dawna dawnego i z ust dziadów naszych, tylko z telewizora i radia po wojnie się brało, a i teraz się bierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wspomniałeś jeszcze o nowomowie: dokładnie, tak, wtrącanych co zdanie , wrrrr.
      Język, powtórzę, to żywy twór. Są w nim zapożyczenia. Łemkowie też kiedyś mówili tym samym językiem co Polacy, Słowianie to przecie są.
      Ale Niemcy ze Ślunska to już inna sprawa.

      Usuń
  7. Tyle że wtedy ani Polaków, ani Łemków nie było:)

    OdpowiedzUsuń