sobota, 11 sierpnia 2012

Cave canem

Jadę, patrzę, pies pod kościołem. Ale sam pies to za mało, chociaż trzeba przyznać, że pies przy kościele to już zalążek czegoś, punkt zaczepienia dla mózgu, który musi dobudować do psa historię. Więc wymyślam, że to pies kulawy. Bo pies z kulawą noga pod kościołem przed południem w dzień powszedni to już nie pies, to znak, pies zaczyna mieć odniesienia i w ogóle jak tam sobie stoi, to zaczyna żyć innym życiem, w przestrzeni znakowej staje się psem nieskończonym niemal, a w każdym razie psem wielorakim.
I w tym momencie pies zaczyna biec, żeby się przywitać. I okazuje się, że rzeczywiście kuleje, że lewą przednią łapę trzyma w górze, kustykając na trzech. Kuleje, żeby mi pokazać, że wie. Że też się w to bawi. Że odnoszenie do innych rzeczywistości, bycie znakiem to konwencja, która on chętnie przyjmuje, na znak czego podnosi łapę.
Albo zwyczajnie i po prostu, chce, żebym nie wiedział, czy zmyśliłem jego kulawość tylko, czy jego samego też i stoję teraz i głaszczę wytwór wyobraźni.
Albo jeszcze lepiej - jego kulawość to ostrzeżenie.Nigdy nie wiesz, w jakim stopniu halucynujesz to, co widzisz i w jakim stopniu halucynujesz świadomie. A nuż to, co sobie wyobrażasz jutro pomerda do ciebie ogonem?  Strzeż się.

1 komentarz: