sobota, 15 listopada 2014

Pawło Korobczuk - Swiaszczena knyha hopowidań.

Jesień jesienią, wojna wojną, w tymczasem Pawło Korobczuk wydał tom opowiadań ,,Swiaszczena knyha hopowidań". Gdybym miał poszukać jakiegoś polskiego odpowiednika tytułu, po wielu bólach wybrałbym: ,,Święta księga dresstorii". Hopnyk to po ukraińsku dresiarz. Książka składa się z opowiadań o dresach ichniejszych właśnie, które się wcale od dresów rodzimego chowu nie różnią. 

O, weźmy początek jednego z opowiadań.

Wielu dzieciom rodzice dają podwójne imiona. No i tych obu ziomków też nazwali podwójnie: Iwan-Iwan. Trzeciego też. Nazywali jeden drugiego krócej, żeby się nie pomieszało: I-raz, I-dwa, I-trzy. Jak walc. 

Ziomki zawsze chodziły w półprzysiadzie , bo tak przywykly do siedzenia w kucki, że oduczyły się rozprostowywać kolana, niby skrzydła. W przyszłych pacach dyplomowych antropologów będzie można stwierdzić, że na przykładzie tych Iwanów odbyła się wsteczna ewolucja. Ludzie znowu ewolucyjnie podążyli w stronę płazów. Podążyli w półprzysiadzie. 

U nich był jeden mózg na trzech. Wszyscy, którzy się z znimi znali, zawsze dochodzili do wniosku, że w czaszce każdego z trzech Iwanów jest tylko jedna trzecia średniostatystycznego IQ. 

W dalszej części historii dowiemy się m.in., że dupa u Iwanów też była wspólna, więc zagrożenie dla tejże odczuwali jak jeden mąż. 

Miło było rzucić okiem i dowiedzieć się, że ze środkowoeuropejskich kataklizmów łączą nas również dresy, co dawno temu już stwierdzał Dezerter. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz