Po trójce dzieci przy czwartym zmieniliśmy markę pieluch. To epokowa decyzja i fakt wart osobnej notki. Zmianę zacząłem od studiowania opakowania. Na opakowaniu była lista zalet pieluch - że wygodne (ciekawe, jak to sprawdzili), że zatrzymują hektolitry moczu, że kupa w pielusze nie tylko jest na swoim miejscu, ale i fiołkami pachnie, etc. Wreszcie, że, uwaga - kolorowe wzorki na pieluszce wspomagają rozwój i kreatywność dziecka.
Niby jak, do ciula ciężkiego? Miesięczne dziecko tych wzorków nie widzi, fizycznie nie jest w stanie się tak wygiąć, żeby zobaczyć, czy na dupie ma lewka, graniastosłup czy w ogóle co tam. Równie dobrze te pieluszki mogłyby być w hitlerki albo zgoła w nic. Zdanie jest idiotyczne, ale też jest skierowane do ludzi żyjących w idiotycznej kulturze.
Bo, rodzicu, ta kultura mówi ci, że twoje dziecko ma odnieść sukces. Sukces, jasne? A żeby odnieść sukces, musisz stymulować jego rozwój od małego. Nawet jak chcesz kupić głupią piłkę w kiosku, to ona ma naklejkę, że jest edukacyjna. Bo edukacja to podstawa sukcesu twojego dziecka. Ono ma sukces odnieść, ty masz mu w tym pomóc. Sukces. Sukces. Sukces, sukces, sukces, sukces. Nie odniesie sukcesu, to będzie nikim, a ty będziesz gówno nie rodzic. To bierzesz tę piłkę, czy nie?
A to się zaczęło już w latach '90. A było to tak. Dziecka wtedy marnowały sobie życia przy komputerach. Grały w gry i od tego głupiały i krzywiły im się kręgosłupy. W latach '90. jasne było, że jak dziecko furt przed komputerem siedzi, to skończy jako menel, narkoman i nie dość że z hifem, to jeszcze skoliozą. To już lepiej, żeby siedziało cały dzień na polu, chociaż wiadomo, że jak tak siedzi na tym polu, to przy łopacie skończy, rowy kopiąc. Lepsze to, niż rynsztok, co nie? Ale i tak amba. Najlepiej robią dziecka siedzące w książkach dzień cały, jak ja w latach 90. Wątpliwości nie było.
Oczywiście, dzieciaki, które spędziły lata 90. łomocąc w gry, teraz robią wielki hajs w dziale IT. Dresiki osiedlowe koszą przyzwoity hajs na budowach Irlandii. Jak ja wyszedłem na tych moich książkach, to nawet nie mówię, bo chyba nie muszę.
Rodzicu, po pierwsze - sukces to jest jedna wielka zbiorowa paranoja. To po pierwsze. Po drugie - ciula tam wiesz, co trzeba będzie zrobić za 20 lat, żeby go odnieść. To już lepiej wychowywać te dziecka na dobrych, szczęśliwych ludzi. A w każdym razie spróbować.
w reklamówce pięciolatków poleciał taki tekst napisany przez panią szumidokołalas: "rozpoczęcie nauki we wczesnym dzieciństwie daje utrzymującą się przez całe życie przewagę nad innymi" i kiedym to usłyszała, małom się kopytami nie nakryła
OdpowiedzUsuń*sześciolatków w szkole
UsuńA gdyby dziecko nauczyć bić patelnią inne dzieci w ciemię, miałoby lepszy start niż rówieśnicy, sprawdzone.
UsuńA jak panią szumidokołalas na starość dzieci (niekoniecznie jej) szpadlem zatłuką, bo niewydajna i obniża konkurencyjność gospodarki, to niech się nie dziwi, podobnie jak cała reszta kapłanów tej dziwnej sekty.
Usuńtak
UsuńAle że jak wyszedłeś? Bo mi się widzi, że na ludzi, więc nie takie złe te książki. Znam takiego jednego, co w gry rąbał. Owszem, robi w szeroko pojętym dziale IT, ale żonę se znalazł, co książki czytała, dzieci se narobił i ten jego hajs i tak na cztery gęby się rozkłada (a żona ma nadzieję, że kiedyś rozłoży się na sześć, siedem gęb, bo ta żona to strasznie na dzieci pazerna).
OdpowiedzUsuńZajrzałeś już do "Patrząc na Wschód"? Mariusz Wilk mówi tam o dzieciństwie swojej córeczki, Martuszy, na zadupiu północnej Rosji. Zajrzyj, powinno Ci się spodobać.
Nie no, ja se nie krzywduję, ja się tylko nabijam z trafności i skuteczności wszelkich recept na sukces i piniondz, jakie dawali w naszym pokoleniu. Przecież też roczniki osiemdziesiąte zostały wpuszczone w tę idiotyczną presję zdobywania wyższego wykształcenia, nawet na Wyższych Szkołach Wizażu i Pazkoncia, byleby papir był.
UsuńWiesz, cała ta religia sukcesu byłaby jakimś godnym przeciwnikiem, gdyby chociaż przynosiła rezultaty jakieś. A nie przynosi ni ciuleczka, panie:)
Bo, zdaje się, pokolenie naszych rodziców dało się nabrać. Zresztą nasze w dużej, mam wrażenie, mierze trwa dalej pod sztandarami "Więcej, mocniej, teraz". Ciekawe, na co my się ponabieramy w kwestiach wychowawczych ;)
Usuńuwaga zdradzam swoją anonimowość itede.
OdpowiedzUsuńSukces... hehe. Obracam się w świecie folkowym. Jak spotykam kogoś kto mi pieprzy za uszami o sukcesie wskaźnikach, setkach koncertów i MOŻLIWOŚCIACH to mamy dwa wyjścia. Albo ja wypierdalam albo ten, który tak mówi. Takie nastawienie pomaga przeżyć w innych dziedzinach życia i innych rodzajach muzyki. Przeżyłem kilkadziesiąt szkoleń zbudowanych zgodnie z korporacyjną ideologią sukcesu. Na takich szkoleniach wychodzą najlepiej szkolący. Bo mają to, co w ich rozumowaniu jest sukcesem. Czyli kupę kasy i wszystkie królestwa świata tego. Nie chce mi się słuchać o szkodliwości czegokolwiek. To też jest obliczone na zdobycie kasy. Mówiący o szkodliwości robi cię w bambuko, bo zaraz sprzeda ci coś nieszkodliwego. i osiągnie sukces. Sukcesem prawdziwym natomiast jest spokój i olewanie wszystkiego. Nie zaniesiesz do świętego Pietra swoich niewiedzy i ludzi których rozjechałeś walcem (walczykiem) swoich idei. Nawet nie pokażesz mu swoich superaśnych dzieciątek. Cała uroda chrześcijaństwa jest panie w tym, że Pieter bedzie cie rozliczoł z twojego życia. Zapyta cie czy wykorzystywałeś czas na głupoty tzn zarabianie piniedzy i ściganie się w ruchomej klatce, czy też może ten czas wykorzystałeś przepięknie na granie muzyki, włóczęgę i czytanie książek. Tak, że graniastosłup i Henryk Sienkiewicz na pieluszce twojego dziecka to sukces. Tych którzy ci wmówili, że tą pieluszkę masz kupić. Czytaj książki, włócz się i olewaj. To jest sukces.
A jak się okaże, że ten Pieter to czytać nie lubi?
Usuńpatrz punkt pierwszy. Lenin mówił: czytać, czytać i jeszcze raz czytać. a jak nie to wypierdalać :-)
OdpowiedzUsuńUważam że powrót do tradycyjnych wartości i tetrowych pranych ręcznie pieluch, zapewni dzieciom szczęście. Biorąc jednak pod uwagę ideologię gender to jednak...
OdpowiedzUsuń