piątek, 27 marca 2015

Biblioteka

Szkoła była zbudowana w czasach, kiedy się szkoły raczej budowało niż zamykało, a jednocześnie w czasach, w których wszyscy byli przekonani, że wyż demograficzny potrwa wiecznie. Wskutek tego wszystkiego była większa od bunkra Hitlera i ciut tylko weselsza, o wiele później zmieściła się w niej podstawówka, gimnazjum, liceum i oddział jakiejś Wyższej Szkoły Wizażu i Krejzolstwa. Od bidy można byłoby spędzić życie w jednym budynku, gdyby ktoś aż do tego stopnia pomysłu na to życie nie miał. To już Hitler miał weselej, bo przynajmniej te jego bunkry to były w lesie.

Było skrzydło peryferyjne, na końcu tego bydlęcia. Takie, gdzie się nie zaglądało raczej, bo tam była dyrekcja, piętro wyżej stołówka czynna koło południa, piętro wyżej pielęgniarka i dentysta, aż w końcu na koniuszku samym jelita tego betonowego była biblioteka. I tam było zawsze cicho. I szło się tam długo. I na końcu zawsze się było samemu, w wielkim, wielkim skrzydle.
Przychodziłem tam zawsze po lekcjach. Bibliotekarka nie wiedziała chyba, co ze mną zrobić, bo to była taka biblioteka do przychodzenia i proszenia o lekturę zadaną. A ja nie przychodziłem po lektury. W końcu złamała bibliotekowe zasady i zaczęła mnie wpuszczać do bocznej sali, gdzie stały regały z obłożonymi szarym papierem książkami. Z perspektywy ośmiolatka była ich nieskończoność. A wszystkie takie same, trzeba było wziąć do ręki, poczuć ciężar, zajrzeć do środka. Wyobraźcie sobie tysiące szarych jajek-niespodzianek. I wszystkie są dla was.

I to jest tak. Jest piątek po lekcjach. Jest zupełnie cicho, a im dalej w tamto skrzydło, tym bardziej cicho jest. I wiem, ze zaraz wejdę gdzieś, gdzie nikt inny nie wchodzi i stanę przed największym wyborem, jaki mam w ogóle w życiu. Cisza, zupełna samotność, poczucie kontaktu z czymś ważnym, może i najważniejszym. Niewykluczone, że szukam tego od wtedy aż do tej pory.

Gdy poszedłem do tej szkoły na praktyki, okazało się, że biblioteka jest już w ogóle gdzie indziej, bo wicie, rozumicie, wizaż i krejzolstwo, a bibliotekę może prowadzić świetliczanka bo jej brakuje do godzin z karty. Ale i tak bardzo chciałem coś zrobić dla biblioteki,  więc na ochotnika zacząłem wypełniać kart katalogowe. W końcu zaniosłem stosik świetliczankobibliotekarce na biureczko, z pyskiem promieniejącym jak komsomolec po odprawieniu pierwszej mszy albo kleryk po kampanii żniwnej.

Bibliotekarkoświetliczanka długo nie wiedziała, co z tym stosem ofiarnym zrobić, komponowała zdanie, komponowała, aż wreszcie skomponowała.

- Wie pan, ale w tych kartach chodzi o to, żeby były czytelne.


8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny tekst Janczo! jeden z tych świetniejszych (usunęłam wcześniejszy tekst, bo to było właśnie częścią tego, co przedyskutowuje się machając rękami)

    świetny tekst i ja życzę sobie Twojej książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prozę jestem za za młody, za głupi i za leniwy.

      Usuń
  3. bo czytanie i książki to banał, wyssany z krwią matki ziemi, a wizaż i krejzolstwo trudna techne, trzeba lat edukacji, żeby byc krejzi i jeszcze jakoś do tego wyglądać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,trzeba lat edukacji, żeby byc krejzi i jeszcze jakoś do tego wyglądać"?

      Dwa słowa - Charles Bukowski i pozamiatane.

      Usuń
    2. A tak, idol wszystkich hipsterów. A Bukowski też się, panie, przyuczał, a to w hajskul, a to na poczcie, a to w koledżu i na torach wyścigowych. Wystarczyło mu dożyć XXI wieku i nie musiałby sie tułać.

      Usuń
  4. się miało takie kąty w szkołach brontozaurach. kąty gdzie było cicho i tylko kurz latał w promieniach popołudniowego słońca. mogła tam być biblioteka. mogły to być okolice wiecznie nieczynnej harcówki, czy też nigdy nie otwieranego magazynku przysposobienia obronnego. na końcu betonowej kiszki, za starymi gazetkami ściennymi kawałek wolnego świata. zwykle to tam chowało się wódkę przed studniówka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tekst świetny, łezka w oku na : ,,tysiące szarych jajek-niespodzianek", bliskie mi uczucie , niemal euforii, między półkami i ten szary papier. Chociaż jestem starsza o wiele takich pobytów w zaciszu szarych okładek, to trafiłeś w sedno

    OdpowiedzUsuń