poniedziałek, 11 czerwca 2018

Jak odnaleźć sens życia za pomocą warsztatów zdobienia serów kozich

Dużo ostatnio myślę o sensie wszystkiego. Na przykład sensie warsztatów tańczenia kozich serów i wędzenia oberków. Przerabiania starych stodół na nowe agroturystyki. I tak dalej.
Że to wszystko wynika z tęksnoty za niezapośredniczonym, prawdziwym doświadczeniem. Tęsknoty niemożliwej, bo ze stanu samoświadomości i kompetencji kulturowych przefiltrowujących każde doświadczenie przez teksty kultury nie da się wyjść ot tak, po prostu, zabrawszy swoje zabawki, płaszczyk i czapeczkę. Człowiek z przebodźcowanym mózgiem nie jest w stanie już siedzieć i po prostu patrzeć w trawę przed sobą, którą zjada jego krowa.
W sumie jest to coś w stanie kultu cargo - w kulturze, w której siedzenie i patrzenie albo po prostu siedzenie i doświadczanie rzeczywistości było możliwe, wędziło się oberki i tańczyło kozie sery, spało w stodole nieprzerobionej na agroturystykę. W związku z tym wytwarza się w ludziach przekonanie, że jeśli będa odpowiednio długo wędzić oberki, to będą mogli też siedzieć i patrzeć i tej rzeczywistości doświadczać tak se ło. 
Może i tak, może i nie. Oberki same w sobie są tylko ruchem po kole, podobnie jest z tańczeniem serów kozich. I jedno, i drugie to jest nic bez całego zaplecza, wyrwane z kontekstu są tylko robieniem kółek i dymieniem, albo robieniem kółek z dymu. Zaplecze tego całego wędzenia stodoły i spania w oberku jest wizja świata, w którym są rzeczy ostatecne, sąd, niebo i piekło, dlatego to, co się robi, choćby było to głupie tańczenie koziego sera, ma znaczenie, dlatego rzeczywistość sama w sobie jest wystarczająco cieakawa, bo za nią się chowają rzeczy wieczne i nieodwołalne. 

Nie wiem, czy da się do tego dotrzeć przez wędzenie oberków. Możliwe, ale na pewno nie przez samo w sobie. Pamiętajcie o tym, tańcząc sery. 

3 komentarze: