Najdziwniejszymi propozycjami w tej grupie wiekowej [roczniki 80. i 90. - przyp mój] i tematycznej okazały się „Szczodra” Aldony Kopkiewicz (WBPiCAK;
’84), autorki nagrodzonej Silesiusem za debiutancki „Sierpień” oraz „Święto
nieodległości” Janusza Radwańskiego (Convivo; ‘84).
„Święto nieodległości” Radwańskiego (‘84) również
podąża w stronę wystylizowanej ludowości i jest to doskonały
przykład, jak dziwnymi drogami może iść poezja, gdy próbować typologii
opartych na złudnych kryteriach biograficznych (ale jakie inne
przyjąć dla tak rozległych tekstów?). W rymowanych wierszach autora
znać biegłość językową, zdolność konstrukcyjną, czuć, że wszystko tam
siebie wzajemnie dopowiada, a zarazem można się poczuć, jakby wiersze te
pisał raczej ktoś z roczników 50. lub 60. Radwański toczy stylizowaną na realizm,
na folkowość, ludowość nawet, dziecięcą rozmowę. Jego bohaterowie
zamieniają się miejscami i rolami, ale nie pozwala się tu
czytelnikowi ani na chwilę uciec od wrażenia pewnej czytankowości,
naiwności elementarza, ze wszystkimi wpisanymi weń uproszczeniami
w sposobach widzenia i konceptualizowania świata, uproszczeniami
na pokaz, którym oczywiście nieustannie pękają szwy.
Jest to tym zabawniejsze, że Radwański wprost
narusza topikę patriotyczną, chociaż patriotyzm, na jaki się zamachuje,
bardziej przypomina parady z czasów PRL-u i kartonową kiczowatość
poprzedniej epoki (ale czy nie jest to aby jedyna funkcjonalna
tradycja dla obecnego rządu?). Cały tom zbudowany został wokół marynistycznych
tropów tonącej łodzi, od świetnej szanty „Sonar” po „Umrzyka
skrzynię” i finałowe „Sześć stóp błota”, ale owo metaforyczne
tonięcie z łatwością nakłada się na konteksty codzienne,
egzystencjalnie: „Dwóch zgubionych ojców z absurdalnym w lesie
kajakiem/ johoho i butelka niczego, bo przecież prowadzimy/ życie
nie byle jakie. Życie piratów, linoskoczków,/ nieśmiertelnych cyborgów.
Zaraz znajdziemy drogę”. Ale drogi nie ma, jest raczej przechył
łodzi, jeszcze niegroźny, choć już irytujący. Na razie jest fun, trwa
zabawa, karnawał „święta nieodległości”, co dalej, nie wiadomo.
To jest pisanie tak osobne, spoza czasu, że w kategorii
odosobników mogłoby się mierzyć z samym Michałem Sobolem, a jednak
sympatyczne, otwarte, zapraszające do tego wesołego, wspólnotowego nawet
tonięcia.
Całość podsumowania TUTEJ
Całość podsumowania TUTEJ
Cieszę się (podwójnie).
OdpowiedzUsuń:)
Gratulacje.
OdpowiedzUsuńno i fajnie.
OdpowiedzUsuń