czwartek, 24 marca 2016

Z cyklu: kierunki emigracji wewnętrznej - antropologia kultury

Trudno jest zrobić coś, żeby można było patrzeć na to, co się dzieje bez smutku. Ale można się od tego  jakoś dystansować. Jako mieszkaniec terenów wiejskich, gdzie dostęp do narkotyków wciąż pozostaje na zatrważająco niskim poziomie, muszę sięgać po metody prababek. Na przykład po patrzenie na wszystko z perspektywy antropologa. 

Wtedy rzeczy smutne stają się może nie mniej smutne, ale jak się w nich widzi zagadki, to przynajmniej się robią ciekawsze. I tak na przykład długo nie mogłem rozgryźć, jak to wszystko jest możliwe, skoro w szkołach przed maturą (a i wcześniej) czyta się mnóstwo literatury o Holokauście. Teoretycznie niemożliwe wydawało się, żeby w dyskursie publicznym zaczął na normalnych, równych prawach funkcjonować rasizm. A tu proszę, bęc. Bez żenady i krępacji. 

Ale w końcu mi się odblokowały klapki odpowiednie i wszystko wskoczyło na swoje miejsce. W omawianej w szkole literaturze Zagłada to jest coś, co przychodzi z zewnątrz już gotowe i ukształtowane. Nie widzimy jej początków, a dopiero koniec. Widzimy w niej coś, owszem, strasznego, ale obcego i zewnętrznego. A dlaczego tak się dzieje? A bo Mniemce to straszne skurewsyny. 

Jeśli dziecko zetknie się z jakąś analizą początku ludobójstwa, to raczej jeśli trafi na studia związane w jakikolwiek sposób z językiem czy kulturą. Tam dopiero zobaczy stałość pewnych mechanizmów i to, że to się zawsze zaczyna od operacji w sferze symbolicznej, od dehumanizacji wroga, od zbudowania do niego dystansu, wywołaniu w ludziach poczucia zagrożenia jakąś grupą, wzmacniania negatywnych stereotypów obcych, budowania krystalicznego wizerunku swoich. A to wszystko przecież są sprawy drobne i nikt od tego jeszcze nie umarł, prawda?

Ja to bym w szkołach analizował Der Sturmera. Albo to radio, co w Rwandzie przygotowało grunt pod rzeź.  Tylko wyraźnie zaznaczając, że to nie jest instruktaż. Na wszelki wypadek.  Nie musiałbym teraz analizować pani premierki ani Gościa Niedzielnego. A to duża oszczędność czasu i energii, to też nie w kij dmuchał.

16 komentarzy:

  1. Pomyślałam teraz, że sami strzelamy sobie w stopę, czyniąc błąd podstawowy w edukacji małoletnich. Mianowicie: my im wcale nie tłumaczymy niektórych powstawania rzeczy, bo wydają nam się oczywiste. Już do tego doszliśmy, korzystając z dobrodziejstwa, jakie daje wieloletnia emigracja wewnętrzna. (Mówię, ma się rozumieć, o tych, którzy mają dokąd emigrować). I to jest błąd ciagnący się pokoleniami.

    Widzisz Pan - jesteś domorosłym geniuszem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edit: powstawania niektórych rzeczy.

      Usuń
    2. No.A potem dziecka dorastają, zostają politykami, dziennikarzami i kim tam jeszcze, a my się dziwujem, jak to się dzieje, że się dzieje, co się dzieje.

      Usuń
  2. Wyluzuj Janusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem wyluzowany. Niech oni wyluzują.

      Usuń
    2. No właśnie widzę, że nie. Ale zgodnie z umową tylko żywiec.

      Usuń
  3. Ale żywiec tuż ni mi sensu. Ja sobie siedzę tylko na boczku, obserwuję, czasem bliżej się przyglądam czemuś, co na pierwszy rzut oka jest niejasne.
    I robię to że spokojem. To wcale nie wymaga wielkiego charakteru, chociaż to nie tylko kwestia estetyki.
    Przede wszystkim spokojny jestem, bo wiem już, że jeśli w jakiejś sprawie światło kolbuszowianie (chociaż możesz sobie wstawić dowolną nazwę miejscową, serio) się z tobą nie zgadzają, to nie możesz dostać lepszego znaku od Opatrzności ze jesteś na dobrej drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry probierz. Jednak kwantyfikator źle użyty. Logicznie wygląda to tak, że sprawy w których kolbuszowianie się nie zgadzają są na pewno dobre. Są jednak jeszcze sprawy, w których się zgadzają i te mogą być również dobre. To implikacja a nie równoważność. I ze mną, nie z Tobą.

      Usuń
  4. od meczetu do maczety jest tylko jedna literka różnicy, myślisz że to przypadek rebe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tylko w polszczyźnie. Jesli traktować to jako symbol, to raczej tego, co się ludziom w dorzeczu Wisły i Odry z czym kojarzy. Mnie na przykład maczeta kojarzy się raczej z Krakowem.

      Usuń
    2. Źle z Tobą rebe, stępiło Ci się poczucie humoru zupełnie, odpocznij sobie, ja daję sobie prawą rękę uciąć maczetą że nie dojdzie do ludobójstwa w Europie, już z tego bekę bardamu toczył jak się najsztub z kimśtam spotkał w studio telewizyjnym i przeżywali nasi prominentni dziennikarze że już nie ma odwrotu i będzie kolejny holokaust, mniemcy to były straszne skurwesyny i to było bardzo dawno temu, biali ludzie stukają bzdury w klawiatury w zaciszu swoich domów a do pogromu nie ma komu kogo na kogo poprowadzić, maks co się może zdarzyć to kolejny wariat jak Brevik, myślę tak.

      Usuń
    3. Kłopot w tym, że właśnie dochodzi. Tylko higienicznie, poza Europy granicami. U nas, rzeczywiście, nic się nie zapowiada, poza poziomem mentalnego i emocjonalnego spierdolenia uniemożliwiającym funkcjonowanie w tym społeczeństwie bez poczucia odrazy. A to mnie martwi, bo odraza to nie jest fajna emocja.

      Usuń
    4. A Breivik będzie w drugiej turze wyborów w 2020 kontrkandydatem Biedronia. Wspomnisz moje słowa.

      Usuń
  5. na prezydenta świata oczywiście? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kurczę, czuję że mniej pretensjonalnie brzmiałby 'Kanclerz Republiki Galaktycznej'

    OdpowiedzUsuń