piątek, 13 stycznia 2017

Jak Pan Jezus ze Świętym Piotrem głuchoniemych udawali

Było to dawno, dawno temu, w tych jeszcze czasach, gdy Pan Jezus ze Świętym Piotrem po ziemi chodzili, między ludźmi. Długopisy na rzecz głuchoniemych sprzedawali, sami głuchoniemych udając. 
Zrazu zwykłej metody się trzymali. Wsiadali do pociągu, co długo na stacji miał stać, przed każdym kładli długopis i karteczkę, że to na głuchoniemych, charytatywnie, pięć złociszy. Potem, przed odjazdem, przechodzili raz jeszcze, tak, gdzie długopisu nie było, pięć złociszy zbierając. 
Ale była to metoda dobra, żeby pięć złociszy zebrać, a nie żeby lud poznać, wypróbować, w zęby jego wierze zajrzeć, duszę, która tkwi w szczegółach odkryć. 
Jęli zatem od chaty do chaty chodzić, od wsi do wsi, opłotkami, drogami bocznymi. A wszędzie mieli patrzeć, jacy ludzie, czy podróżnemu dachu i chleba nie odmówią, czy święte obrazy w izbach wieszają, czy przed krzyżem czapkę zdejmują. No ale patrzyli głównie na tabliczki o psach. Że pies ma nerwy zszargane, że go przybija nieunikniony koniec cywilizacji opartych na paliwach kopalnych, że lubi gryźć, chociaż wie, że to nieetyczne. Święty Piotr to nawet sobie notował najciekawsze w kajeciku. Koniec końców jednak w tabliczkach chodziło o to, żeby nie wchodzić o ile się szybko nie biega, a w sandałach nie biega się szybko. 
I tak chodzili, chodzili, pył z nóg co i rusz wychodząc z kolejnej wsi strząsać musieli. Przydałaby się taka miotełka do kurzu z długim trzonkiem, to mniej by kręgosłupy forsowali. I już-już mieli wracać, gdy zobaczyli dom na końcu wioski. Próba nie strzelba, poszli raz ostatni do drzwi stukać.  
Stukają, pukają jak jacyś ułani, chociaż co tam z nich za ułani. Włóczęgi jedne, a i Żydy w dodatku. Wreszcie drzwi się otwierają i kobiecina jakaś  im otwiera zgarbiona. Dają jej oczywiście karteczki, że głusi są, długopisy, co po złoty pindziesiąt w kiosku można kupić na fundację ,,Usłysz głos niemych" sprzedają po pińć złoty,  a ona macha tylko ręką i mówi, żeby weszli. No to wchodzą. Przez korytarz zagracony do pokoju idą, co to od późnych siedemdziesiątych lat zdążył się tylko rzeczami bardziej zapchać, ale zmienić nie bardzo. Czego tam nie było, zabawki po dzieciach dawno dzieciatych, zdjęcia synów z wojska, pamiątki z Częstochowy, kartki na święta, psy porcelanowe, papieże gipsowe, reklamówki z niewiadomoczym o dziwnych zapachach.
A kobiecina za ławą ich sadza, kawę fusiarę w szklankach z koszyczkami szykuje i mówi cały czas. - No żeśta wreszcie przyśli. Jo żem tyle sie do ciebie ogadała - mówi i na Pana Jezusa łyżką pokazuje. - I jak mi syny powyjiżdżały do ty Ameryki, i jak przestały pisać. I jagem se biedro złamała i mem leżała, to tyżem do ciebie mówiła, ale ino sómsiod przysed. I w nocy do ciebie mówie, jak ni ma nikogo i do kogo gęby otworzyć, to cięgiem do ciebie mówie. I juzem myśloła, ze ty me nie słuchosz, ze tyś sie na mie ło co łobraził, ze jo niegodno, ze ty mos inne sprawy, nad nasymi, ze ty dzieś furt wyzy patrzys, w niebo ślipisz, a te moje gadanie to jakbym jo muchy słuchoła, jak brzęcy, jak jo pająk ji. A ty bidoku tylko głuchy jezdeś - mówi kobieta, zalewając szklanki wypełnione do połowy mieloną kawą jeszcze za komuny gdzieś tam wystaną, dla gości trzymaną. - No co ty, nie jestem. Ja tylko udaję - mówi Pan Jezus, ale z przyzwyczajenia migowym jej odpowiada, rękoma w powietrzu rysuje. A ona kiwa głową, jakby rozumiała, ale czy rozumie? Bóg jeden wie, ale, jak już wiemy, czasem głuchoniemego udaje, więc trudno powiedzieć, jak to naprawdę jest. 

4 komentarze:

  1. Drogi Twórco i Piewco tradycji! Wędrówki świętgo Pawła-Pietra zawsze były dobrą okazją, by nasza nędza mogła się przejrzeć w lustrze wielkoduszności i miłości. Nie będę się silił na dowcip, bo sprawa jest poważna: jak tu przyjąć do serca Chrystusa Narodzonego, kiedy ujadamy na siebie niczym wściekłe psy. Przydałoby nam się spuścić oczy i powieść nimi po własnych śladach. Aha, jeszcze zauważyłem, że coś dudnienia w kościele na mszy mniej, jakby się ludzie próbowali bić w cudze piersi i nie mogli trafić. Niech Pan Bóg da zdrowie! Kazimierz z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziura po biciu się we własne piersi to tylko kawałek tej ciszy kościelnej nowej. Jak byliśmy z dzieckami w mieście w kościele, to Franciszek nie mógł się nadziwić, że tylu ludzi, a tak cicho.

      Zdrowia!

      Usuń
    2. same se ksiyndze winne
      i żeby im to jakoś przeszkadzało...

      Usuń
  2. do książki : ]

    chcę Twoje powiastki dla przerośniętych dzieci w książce!

    OdpowiedzUsuń