Dwie sarny i koziołek, widujemy się co dwa dni mniej więcej. Podchodzą pod same domy, a w polu dają nam się zbliżyć na dziesięć metrów, potem powoli, na luzie, trochę dla zachowania konwencji uciekają. Nie boją się, gdy jestem na koniu, biorą mnie za część jakiegoś zwierzęcia. Miło z ich strony.
Ostatnio brałam udział w warsztatach rzeźbiarskich i musieliśmy bronić nasze prace przed oswojonym bocianem. Wyżerał nam glinę. Traktował nas jak samych swoich. :)
OdpowiedzUsuńU nas też tak podchodzą (ale w sumie, jak na to nie spojrzeć, nic w tym dziwnego - mieszkamy obok lasu :)). Podżerają nam drzewka. Rudek się nimi niesamowicie ekscytuje szczekając i biegając wzdłuż płotu. Nawet reaguje na słowo "sarenka!" :>
OdpowiedzUsuńŁadne zwierzaki. A propos - śniły mi się dzisiaj, właśnie sobie przypomniałam, jak czytam Twoją notkę. Hmm. Dużo ich było, chyba z pięć... Hmm.
u nas w sadzie mieszka biała łasica :)
OdpowiedzUsuń