Ołeksandr Irwanec' - Czumak Hokkaido
Wspominając Jurka i jego Jamajkę
O jakże wołku-san drogi Ziemia podobna do placka
A ileż sensei krętorogi na placku tym zamieszania
Z tej strony - Kuryle ryła, z tamtej – Alaska laska
A obok z fal i piany Korea się wyłania
Ja marzę tu o Sachalinie (choć na co on nam w ogóle)
I wcieram wazelinę w czyrak za kolanem czule.
Aborygenki tutejsze tak dziwnie się zowią – „gejsze”
Jak śliwy są czarniawe, barwy brzoskwinnego puchu
I zwyczaje też tutaj dziwne (choć owoce znacznie tańsze) –
Skoczyłby z którą w bambusy, lecz w głowie im tylko seppuku
Otóż popijam tu sake z polpotowcem i maoistą
Byłyby fajne chłopaki – kumple w Szerokim Ługu
Łykniemy i, bywa, zwiduje się, żeśmy gdzieś w stepie czystym
Budzę się i patrzę, a tu prefektura Hyōgo
W gardle mi staje już ryż i ta ich mętnawa sake
Żujesz surową rybę, a myślisz o warenyku
(W smaku to całe sake jak twoje, wołku, ślozy)
Wszystko bym teraz oddał za buraczankę w przełyku
A noc wokół azjatycka, wyniosła i tajemnicza
Tylko patrzeć, jak skądś wyleci jakaś w kimonie karamba
Wykrzyczy gardłowym głosem ochrypłe swe hieroglify
Sieknie między oczy piętą – i koniec, wołku, i amba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz