Oko, skończyliśmy czytać z dziećmi Paddingtona. I to miał być taki do śmiechu wpis taki. wiecie, śmichy-chichy z tego, że Paddington jest nasycony klasizmem. Bo to wiecie, imigrant z Peru przygarnięty litościwie przez brytyjską klasę średnią i wprowadzony do świata, w którym pieniądze przesądzają o wszystkim. Dwa razy (w restauracji i w sklepie) Paddingtona z opresji ratują milionerzy - im wybacza się więcej. Paddingtonowi darowane jest łamanie norm współżycia społecznego nie dlatego, że ktoś bierze pod uwagę dzielącą go od reszty społeczeństwa barierę kulturową, tylko dlatego, że kelnerzy i ekspedienci prężą się przed ludźmi mającymi od metra pieniędzy. Nielegalny imigrant, jakim jest Paddington, ma w tym świecie mniej praw niż milionerzy i to jest jeden z fundamentów świata tej książki.
I miały być heheszki z tego wszystkiego, ale to jest raczej smutne, bo Paddington opisujący klasowe społeczeństwo, w którym kapitał jest poza kontrola, opisuje nasza rzeczywistość. Kto nie wierzy, niechaj sprawdzi.
Po 25 latach wypracowaliśmy całkiem, jak na nasza okolicę, niezłą maszynerię do kontrolowania sektora publicznego. Serio, jeśli masz jakieś pytanie, masz prawo do informacji publicznej,. Urzędnik, wójt czy inny tam prezydent musi Ci odpowiedzieć w ciągu dwóch tygodni lub wyjaśnić, dlaczego odpowiedzieć nie może. Twój sąsiad jeździł po pijaku? Możesz napisać wniosek i przeczytać od deski do deski akta sprawy w sądzie - z danymi osobowymi świadków i nazwiskiem sędziego włącznie. Możesz przyjść na posiedzenie rady czy komisji i słuchać, robić notatki i zdjęcia. A spróbuj tylko np. zapytać jednego z największych pracodawców w okolicy, kiedy zapłaci ludziom zaległe pensje. Albo właściciela najbliższego marketu o to, ilu jego pracowników robi na śmieciówkach, choćby po to, żeby wiedzieć, ile prawdy jest w uśmiechu kobiety, która kasuje Ci co rano bułki na taśmie. Ale w obu przypadkach to jest jego/jej dobra wola, czy Ci powie, czy każe spierdalać na drzewo. I do jednego, i do drugiego ma pełne prawo. Firma jest własnością prywatną, a własność, jak jesteśmy uczeni od 25 lat, jest święta.
Jak działa granica między prywatnym a publicznym w praktyce? Ano, spytaj, drogi czytelniku, rektora Twojej obecnej lub byłej uczelni, ile zarabiają sprzątaczki pracujące na terenie uczelni. Jako pracownik publiczny rektor odpowiedzieć Ci usty złotemi swoich urzędników musi. A odpowiedź będzie brzmiała najczęściej: nie wiem. Rektor nie wie, bo uczelnia sprzątaczek może nie zatrudniać, może wynajmować tylko firmę Szwagrex zajmującą sie ochroną mienia i sprzątaniem. A to, ile sprzątaczki dostają to wie tylko pan Zenon, właściciel Szwagrexu. A pan Zenon już powiedzieć nie musi i żadna siła w kosmosie go zmusić nie może. Bo pan Zenon jest na tyle ogarnięty, że wie, że jak już się dowiedzą sztudenty, że kobitki, które sprzątają po godzinach te wszystkie collegia i aule zarabiają za miesiąc równowartość dobrych ciuchów na studencką imprezę, to zrobią dym.
Albo i nie zrobią. W końcu dzisiejsze sztudenty chodziły na lekcje przedsiębiorczości i od dziecka słuchały w telewizji ekspertów z Centrum imienia Zwisa, więc wiedzą, że gdyby sprzątaczkom było źle na świecie, założyłyby firmy.
Zaprawdę, wszystkie antyutopie XX wieku zakładały totalitaryzm państwowy, a jeden tylko Heller wymyślając firmę M&M przewidział, że totalizm przyszłości będzie w rękach prywatnych.
a ty, jot, masz ręce prywatne czy państwowe że się tak martwisz że w państwowych jest mniej niż kiedyś? :-)
OdpowiedzUsuńTen post nie jest o tym. Niech se w prywatnych bedzie, ile ma być. Byleby te ręce nie były poza kontrolą.
Usuńale czy kontrolowanie wszystkich to nie jest właśnie totalitaryzm?
Usuńlepiej wymyśl jak zrobić żeby było lepiej bez totalitaryzmu, bo jak zrobić lepiej z totalitaryzmem to już nie trzeba, sprawdzaliśmy!
O, nie wiedziałem, że wójt gminy, który ma psi obowiązek udzielić Ci informacji w ciągu dwóch tygodni jest ofiarą totalitaryzmu. Na moje oko sytuacja, w której prywatne firmy mogą zbierać, gromadzić, przechowywać i przetwarzać Twoje dane (wystarczy, że je raz gdzieś podasz) a Ty nie masz prawa do informacji dotyczących mających na Ciebie bezpośredni lub pośredni wpływ działań prywatnych firm jest asymetryczna w sposób dosyć paskudny.
UsuńI między właścicielem firmy zatrudniającej sprzątaczki pracujące na uczelniach mającym obowiązek udzielić Ci informacji a np. Anną Frank byłaby subtelna różnica.
Ale mogę się mylić, bom wiadomka, wolny rynek i jego niewidzialna ręka.
Bardzo ładnie przeskoczyłeś od Paddingtona do nietransparentności funduszy publicznych :-)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa twoich refleksji po lekturze Mary Poppins :->
Mary nie czytałem. Ale MIkołajek jest obrazem dysfunkcyjnego społeczeństwa.
UsuńSztudenty, drogi Panie, mają gdzieś osoby wykonujące na ternie uczelni sfeminizowany zawód sprzątacza nie tylko dlatego, że sami nie zarabiają i nie mają szacunku do pieniądzą rodziców, ale dlatego, że studia budzą poczucie wyższości "jak się nie chciało nosić teczki, trzeba sprzątać kibeleczki". A potem przychodzi ranek, rzeczywistość daje pięścią w nos i zmywak w Anglii przestaje być kuszącą alternatywą dla założenia własnej firmy.
OdpowiedzUsuńA skąd im się przekonanie o studenckiej wyższości bierze? No przecież nie z inteligenckiego etosu. Sztudenty wyrastały już na wolnorynkowej mitologii, zgodnie z którą ludzie bogaci to ludzie, którzy wygrali w uczciwej rywalizacji dzięki własnym kompetencjom - inteligencji, zaradności, wykształceniu etc. Mity im się szybko zweryfikują, jak piszesz.
UsuńAle co potem? Potem wycieczka w świat xanaksu oraz podnoszenia wskaźników sprzedaży napojówprocentowych. Bo przecież po weryfikacji tego, że nie wszyscy możemy być bogaci i że nie wszyscy jesteśmy kowalem swego losu, nie zapada kurtyna.
UsuńTak. To, że większość studenciaków wklejających na fejsbuki Korwina czeka właśnie takie przebudzenie raczej mało przyjemne to marna pociecha, raczej z gatunku Schadenfreude.
Usuń