Z kolegą Franciszkiem, prywatnie moim synem, chodzimy na karate. Szlachetna sztuka, za pomocą której okinawski chłop zwalczał ucisk pańszczyźniany ma ten plus, że zapewnia mi wiedzę o tym, czym żyje młodzież. Po treningach mimowolnie słucham dyskusyj naszych klubowych kolegów (średnia wieku ok. 10 lat).
Dzięki temu wiem, jak teraz wygląda cięta riposta. A wygląda tak. ,,- Zenek, ale wiesz, że jak chcesz schudnąć dzięki karate, to jak będziesz pił Mountain Dew po treningu, to nic z tego? Wiesz, ile to ma cukru? - Taki jesteś mądry? A wiesz, ile to jest dwa do drugiej potęgi dodać cztery do piątej potęgi?".
Po tej miażdżącej ripoście wywiązała się dyskusja na temat tego, że dobrze, iż w Mountain Dew nie ma przynajmniej kofeiny. Ale tu szatnia nasza podzieliła się na dwa obozy. Jedni uważali, że mówi się ,,kofeina". Drudzy, że ,,kokaina". Spór przybrał temperaturę wrzenia. Jedni mówili, że w kawie jest kofeina. Drudzy - że kokaina. Nie wiem, jak się skończył, bośmy spakowali manatki, zrobili kulturalnie seppuku, powiedzieli na pożegnanie ,,Hokkaido" i poszliśmy. Ale ubogacony duchowo w sposób szczególny jestem.
O, szczęśliwa młodości, gdy człowiek wierzy jeszcze w sportowy styl życia, w zdrowe odżywianie, harcerskie ideały.
O, szczęśliwa młodości, gdy człowiek wierzy w kawę z kokainą.
a jak sie mówi... bynajmniej czy przynajmniej?! ;-P
OdpowiedzUsuńIran.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTego mi trzeba!
OdpowiedzUsuńNo nie?
UsuńNo nie?
UsuńA no to faktycznie można zapomnieć języka w gębie.
OdpowiedzUsuń