Wyszła antologia Grała w nas gra. Do przeczytania TUTEJ W środku wiersze roczników osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Zebrał do kupy Rafał Różewicz.
O ile dobrze rozumiem, prowadząc 2miesięcznik. Pismo ludzi przełomowych, Rafał Różewicz szukał w nas pokoleniowości, miejsc wspólnych jakichś. I przyglądałem się temu z sympatią, bo odkąd patrzę na proces historycznoliteracki, powiedzmy, od środka, chciałem, żeby ktoś go uporządkował, ponazywał. A z drugiej strony przyglądałem się z dystansem, bo, właśnie, odkąd na ten proces patrzę, mam wrażenie polifonii, w której nie da się znaleźć wspólnych mianowników.
Antologia Grała w nas gra powstawała ruski rok chyba i dumał ja już, co tak długo może trwać, a to, okazuje się, trwało wyciąganie wspólnego mianownika. Bo Grała w nas gra jest ważna nie tyle jako książka z wierszami, ale jako zjawisko pokazujące pewną wspólnotę doświadczeń, jest pierwszą, na moje oko, udaną próbą nazwania tego pokolenia.
Wspólnym mianownikiem wyciągniętym i pokazanym w tej książce jest rozczarowanie. Bo tak na dobrą sprawę to właśnie ono jest czymś, co spaja wiersze pisane różnymi językami poetyckimi i z różnych pozycji. Rozczarowanie jest naszym przeżyciem pokoleniowym i Grała w nas gra nazywa wreszcie ten stan.
Przy czym mówienie o rocznikach 80. i 90. jako o przełomowych dalej wydaje mi się tyleż chwytliwe, co nieprecyzyjne. Przełom nie był ważny, wybory i całe to wszystko działo się gdzieś w telewizorze, życie było gdzie indziej. Natomiast ukształtowały nas czasy po przełomie, ich popkultura. A ten był, paradoksalnie, optymistyczny. Był kryzys, była bida z nędzą, bezrobocie i tak dalej, ale my byliśmy pokoleniem przygotowanym na sukces. Wygrzebaliśmy się z środkowoeuropejskiego socjalizmu i wiadomo było, że w końcu dotrzemy do Zachodu i będzie dobrze. A w każdym razie jakoś to będzie, co do tego wszyscy dorośli prawie się pi razy oko zgadzali - w latach dziewięćdziesiątych poza jakimiś komicznymi prawicowymi partyjkami wierzyli w to wszyscy. Chodziliśmy na angielski, bo z angielskim to ho, ho, wiadomo. Jako pierwsza generacja poszliśmy masowo na studia, bo po studiach to, ho, ho, jeszcze bardziej wiadomo. Widzieliśmy, że, generalnie, nasi dziadkowie i rodzice skorzystali z awansu społecznego w PRL, nasi starsi bracia i koledzy z roczników 60. i 70. łapali dobre fuchy, wyjeżdżali, przyjeżdżali, przywozili prawie nie bite zachodnie samochody. Nie było powodów, żeby przypuszczać, że nam nie będzie lepiej.
Wiadomka, lata 90. to czasy dresiarni i skinów też. Ale nikt nie przypuszczał, że gdy będziemy już dorośli i z kredytami regularny, normalny dres będzie wiceministrem sprawiedliwości, a rasowo czysta Europa będzie ideałem oficjalnie wyznawanym przez rząd. To, co było jakimś patologicznym folklorem najntisów, jest mejsntrimem.
No właśnie, dochodzimy w ten sposób do współczesności. Studia, jak wiadomo, dały nam mnóstwo wiedzy i (bardzo często) samoświadomość, ale nie stabilizację. Kto się nie załapał na podział tortu w latach 90., ten jest w czarnej dupie. Świat stał dla nas otworem, ale to nie jest ten otwór, o którym myśleliśmy.
Wiadomka, nie da się porównać sytuacji wsi popegeerowskiej w pierwszej połowie lat 90. do miasteczka studenckiego z drugiej dekady XXI wieku. Ale różnica leży w patrzeniu na przyszłość i wyobrażaniu sobie przyszłości. Wychowywaliśmy się w kryzysie, przygotowywaliśmy się na życie w zachodnim społeczeństwie dobrobytu, żyjemy w zachodnim społeczeństwie dobrobytu, przygotowujemy się do kryzysu i katastrofy, której nie umiemy sobie nawet wyobrazić.
To my w ostatnich zdaniach wzięło mi się z Grała w nas gra. Dzięki, Rafał. Dzięki współtowarzysze podróży.
Przeczytam, z ciekawości bardzo osobistej i bardzo zawodowej. Wspólny mianownik dobrze się ukrywał albo się czymś dobrze w środku zahaczył.
OdpowiedzUsuńZajrzałam pod link - i jako wieloletnia redaktorka i małoletnia wydawczyni nie wytrzymuję. "Lat 80-tych i 90-tych"? No, jak można! To przecież aż boli. tego zakazano jakieś sześćdziesiąt lat temu. Albo 80., albo osiemdziesiątych. Wiem, może się czepiam, ale to między innymi mój zawód i jak wiem, że ktoś nad czymś długo pracował, potem o tym pisze i tego, co pisze, nie daje choćby do zwykłej korekty - no boli!
To tekst od FKA, nie od redaktorów antologii, sorry.
UsuńTak, redaktor i korektor to jedne z niewielu fachów w humanistyce, które pozwalają na wypowiedzenie frazy, o której wypowiedzeniu zawsze marzyłem, słuchając mechaników i budowlańców: ,,Paaanie, a kto to tak panu spierdolił"? ;)
UsuńWspólnego mianownika nie widziałem za bardzo, dopóki nie przeczytałem antologii. Ale oczywiście ona była dobierana tak, żeby ten wspólny mianownik był, tak na serio są tam ludzie, między których poetykami punktów stycznych jest mało i nigdy bym ich sobie nie wyobraził w jednym rozdziale podręcznika do historii literatury XXI wieku.
Drogi Januszu. Przyczyny i skutki. Z tym masz kłopot. Burzysz się na jakichś rasowo czystych europejczyków. A udajesz, że nie wiesz że wzięli się jako reakcja na.... no...Dasz radę. Wierzę w Ciebie.
OdpowiedzUsuńJak zwykle. Odpowiedzialności za kryzys światowy nie mogą ponieść jego beneficjenci, tylko ktoś inny. Najlepiej słabi, najlepiej w mniejszości. Za wysokie słupki nacjozwierzaków czy za panią Beatę na stanowisku ceną są konkretne trupy konkretnych ludzi. Tysiące utopionych, z których cieszą się polaczki na forach.
UsuńRzeczywiście jestem ci ja benificjentem po całości. Oplywam we wszystko. Z resztą moi czarni niewolnicy również. Tak lekko ttlko muskajac temat powiem, że bardzo bym chciał, żeby mapety pokechaly stad w jasną cholera. Wolna od was Polska da sobie radę z Beatkami i Jarkami.
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie wszyscy na zachodzie są. Ale prawdziwymi beneficjentami kryzysu są np. ci, którzy zyskali na spekulowaniu żywnością (w tym np. fundusze emerytalne). Ale żeby ludzie nie dociekali specjalnie, dlaczego rośnie rozwarstwienie ekonomiczne i dlaczego akumulowany kapitał nie wraca do tych, którzy go wytwrazają, to się ludzi szczuje na uchodźców i migrantów. Skutecznie.
UsuńMarksizm. I dyskusji ni ma.
OdpowiedzUsuń