niedziela, 13 października 2013

Piździernik, czyli Mio, mój Mio

15 października się zbliża. Data rozpoczęcia akcji ,,Mio, mój Mio''. W ogóle Astrid Lindgren kochamy za całokształt, ale za wracające w Mio, mój Mio zdanie jedno szczególności.
,,Gdyby choć ciemność nie była taka straszna - szepnął Jum-Jum - Gdyby rycerz Kato nie był taki okrutny, a my tacy mali i samotni". Ono sobie wraca przez najstraszniejszą część książki i wywołuje ciary i łzy. Lindgren i w ogóle Skandynawów kochamy za traktowanie dzieci serio. Lindgren nie zastanawia się, czy rycerz Kato i przerażeni Mio i Jum-Jum nie będą się śnić dzieciom po nocach. Bierze dziecięcego czytelnika pod rękę i schodzi z nim na samo dno ludzkiej kondycji, do największej  marności człowieczej. Namawia go na krok, na który wielu dorosłych czytelników przez całe swoje czytelnicze życie się nie odważy.
I tak jest u niej zawsze. Owszem, w Mio, mój Mio czy Braciach Lwie Serce są radosne, fantastyczne krainy, cuda-niewidy i pełno radości, ale ta radość jest podszyta śmiercią i przerażeniem. Astrid Lindgren nie pisała książek dla dzieci, tworzyła kompletne dzieła sztuki, oddające ludzkie doświadczenie w jego zróżnicowaniu i pełni.
Tak sobie o tym myślę, w kontekście wcześniejszego myślenia o komentarzu Małgorzaty Kalicińskiej do nagrody Nike. Obśmiały Kalicińską lyterackie internety i poniekąd słusznie, bo pisarz komentujący tekst, którego nie czytał w sytuacji innej niż egzamin z historii literatury podcina gałąź, na której siedzi.
Ale zaraz zaraz. Pisze Kalicińska, narzekając na smuty w Najkaczu ,,Dzisiaj jestem dojrzałą chryzantemą (azjatyckie określenie dojrzałych kobiet, które jeszcze żyją pełnia życia) i wiem jak bardzo wielobarwne jest życie i jak wiele z jego barw zależy od nas samych. Dlatego nie fascynuje mnie już ZŁO samo w sobie, bardziej urzeka dobro, stale zachwyca piękno i dziwi fakt, że stało się (i dobro i piękno i harmonia) takie… demode!". Stawiając tezę, że to piękno, dobro i harmonia powinno sobie siedzieć w literaturze. I w sumie, myślę, kobitka ma rację. Co stwierdzam, chociaż nie jestem dojrzałą chryzantemą (hihi). 
Ale, ale. Ni ma dobra i piękna bez trzeciej osoby trójcy - prawdy. I kiedy przelatuję w pamięci całą literaturę niosącą nadzieję i takie tam, to zawsze fascynacja życiem jest podszyta śmiercią, radość rozpaczą, chujnia grzybnią i w ogóle. Lindgren. Muminki. Ba, nawet Musierowicz teoretycznie pensjonarska i naiwna zanurza swoich bohaterów i ich świat w świecie strasznym. Wychodzi na to, że nie da się cieszyć inaczej niż na smutno chociaż trochę, jeżeli do cieszenia się podejść serio, niestety. 



7 komentarzy:

  1. Takich recenzji się nie piszę po prostu to jest zbyt szczere i osobiste, można trochę było to podnaukowić lub rżnąć głupa artystyczną ironią. Komisji przyznającej nagrody tyż dał bym nagrodę za wypowiedzieć przewodniczącej że musieli czytać. Cały naród zrozumiał ten ból.

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie płakałam przy "Braciach ..."
    wiesz, Pani Elizo, ja to się zastanawiam, czy wszyscy pisaciele recenzji, czy tam wypowiadacze zdań, naprawdę przeczytali to, o czym piszą. ale tak naprawdę przeczytali. część mam wrażenie, nie.
    niezły ten cytat, któryś wyjął

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ile razy bym nie czytał, tyle razy mam wróbla w sercu

      Usuń
    2. Ćwierkacie na jednej długości fali. W pewnym wieku książki dla dzieci bardziej podobają się dorosłym.

      Usuń
  3. Wstyd się przyznać mnie najbardziej podobały się Dzieci z Bullerbyn optymizmu i chęci do życia wystarczyło na długie lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eno, kiedy chorowałam, zawsze pierwsza leciała - "Dzieci..." a jako druga "Tajemnicza wyspa" Vernego : D to był cons

      Usuń
    2. Jasnowłosi nordycy ze wsi a podobni do słowiańskich że hej, można brać zamiast aspiryny. Później Timur i jego drużyna, że o Chłopkach z placu broni nie wspomnę. U Verne strasznie podobała mi się ta siermiężna technika.

      Usuń