15 października się zbliża. Data
rozpoczęcia akcji ,,Mio, mój Mio''. W ogóle Astrid Lindgren kochamy za
całokształt, ale za wracające w Mio, mój Mio zdanie jedno szczególności.
,,Gdyby choć ciemność nie była taka
straszna - szepnął Jum-Jum - Gdyby rycerz Kato nie był taki okrutny, a my tacy
mali i samotni". Ono sobie wraca przez najstraszniejszą część książki i
wywołuje ciary i łzy. Lindgren i w ogóle Skandynawów kochamy za traktowanie
dzieci serio. Lindgren nie zastanawia się, czy rycerz Kato i przerażeni Mio i
Jum-Jum nie będą się śnić dzieciom po nocach. Bierze dziecięcego czytelnika pod
rękę i schodzi z nim na samo dno ludzkiej kondycji, do największej
marności człowieczej. Namawia go na krok, na który wielu dorosłych
czytelników przez całe swoje czytelnicze życie się nie odważy.
I tak jest u niej zawsze. Owszem, w
Mio, mój Mio czy Braciach Lwie Serce są radosne, fantastyczne krainy,
cuda-niewidy i pełno radości, ale ta radość jest podszyta śmiercią i
przerażeniem. Astrid Lindgren nie pisała książek dla dzieci, tworzyła kompletne
dzieła sztuki, oddające ludzkie doświadczenie w jego zróżnicowaniu i pełni.
Tak sobie o tym myślę, w kontekście
wcześniejszego myślenia o komentarzu Małgorzaty
Kalicińskiej do nagrody Nike. Obśmiały Kalicińską lyterackie internety
i poniekąd słusznie, bo pisarz komentujący tekst, którego nie czytał w sytuacji
innej niż egzamin z historii literatury podcina gałąź, na której siedzi.
Ale zaraz zaraz. Pisze Kalicińska,
narzekając na smuty w Najkaczu ,,Dzisiaj jestem
dojrzałą chryzantemą (azjatyckie określenie dojrzałych kobiet, które jeszcze
żyją pełnia życia) i wiem jak bardzo wielobarwne jest życie i jak wiele z jego
barw zależy od nas samych. Dlatego nie fascynuje mnie już ZŁO samo w sobie,
bardziej urzeka dobro, stale zachwyca piękno i dziwi fakt, że stało się (i
dobro i piękno i harmonia) takie… demode!". Stawiając tezę, że to piękno,
dobro i harmonia powinno sobie siedzieć w literaturze. I w sumie, myślę,
kobitka ma rację. Co stwierdzam, chociaż nie jestem dojrzałą chryzantemą
(hihi).
Ale, ale. Ni ma
dobra i piękna bez trzeciej osoby trójcy - prawdy. I kiedy przelatuję w pamięci
całą literaturę niosącą nadzieję i takie tam, to zawsze fascynacja życiem jest
podszyta śmiercią, radość rozpaczą, chujnia grzybnią i w ogóle. Lindgren.
Muminki. Ba, nawet Musierowicz teoretycznie pensjonarska i naiwna zanurza
swoich bohaterów i ich świat w świecie strasznym. Wychodzi na to, że nie da się
cieszyć inaczej niż na smutno chociaż trochę, jeżeli do cieszenia się podejść
serio, niestety.
Takich recenzji się nie piszę po prostu to jest zbyt szczere i osobiste, można trochę było to podnaukowić lub rżnąć głupa artystyczną ironią. Komisji przyznającej nagrody tyż dał bym nagrodę za wypowiedzieć przewodniczącej że musieli czytać. Cały naród zrozumiał ten ból.
OdpowiedzUsuńStrasznie płakałam przy "Braciach ..."
OdpowiedzUsuńwiesz, Pani Elizo, ja to się zastanawiam, czy wszyscy pisaciele recenzji, czy tam wypowiadacze zdań, naprawdę przeczytali to, o czym piszą. ale tak naprawdę przeczytali. część mam wrażenie, nie.
niezły ten cytat, któryś wyjął
ile razy bym nie czytał, tyle razy mam wróbla w sercu
UsuńĆwierkacie na jednej długości fali. W pewnym wieku książki dla dzieci bardziej podobają się dorosłym.
UsuńWstyd się przyznać mnie najbardziej podobały się Dzieci z Bullerbyn optymizmu i chęci do życia wystarczyło na długie lata.
OdpowiedzUsuńeno, kiedy chorowałam, zawsze pierwsza leciała - "Dzieci..." a jako druga "Tajemnicza wyspa" Vernego : D to był cons
UsuńJasnowłosi nordycy ze wsi a podobni do słowiańskich że hej, można brać zamiast aspiryny. Później Timur i jego drużyna, że o Chłopkach z placu broni nie wspomnę. U Verne strasznie podobała mi się ta siermiężna technika.
Usuń