niedziela, 24 listopada 2013

Brzydota nasza pospolita


Co się na Hudakach działo, tego oko nie widziało, ucho nie słyszało, a wątroba nie przerabiała. I ja tam byłem, nic nie piłem, bo prowadziłem, a co widziałem i słyszałem, tego na stu skórach wołowych by nie spisał, bo to nie jest temat na skóry wołowe. To jest temat na musical katastroficzny i to oscarowy.
Sława tym, którzy zrobili w sobotę coś wymagającego energii. Sława Szymkowi, który poprowadził następnego dnia Kuźniowe warsztaty o bębnach dla dzieci. Ojczyzna mu tego nie zapomni.

O tym, do czego są urodziny hudackie pisał Pewien Znany Mazur na Twarzoksiążce. ,,Tego wieczoru zobaczyliśmy po raz kolejny, że można tworzyć rzeczy dobre i piękne, że prócz wrzeszczącego i zadławionego chęcią zysku, głupotą i marazmem świata istnieje coś jeszcze.''

Pryz okazji impreza to okazja do przypomnienia i przemyślenia sobie znanej i nieznanej muzyki łemkowskiej. Wychodzi mi na to, że wszystkie piosenki o miłości czy innych nieszczęściach ruszają mnie mniej niż standard ,,Dobri w Hameryci''. Musiałem byłem zrobić sobie szybką autopsychoanalizę, bo to objaw niepokojący. Wszystko w porządku. Idzie o tekst.

,,Dobrze w Ameryce, jak idzie robota
ładnie się ubierzesz, jak przyjdzie sobota
Ładnie się ubierzesz, ładnie się umyjesz
bo ty się nie boisz, że ci w polu gnije
że ci w polu gnije, że woda zabierze...''

Mieszanka radości i tęsknoty w piosence łapie mnie za serce, ile razy to słyszę. To jest jeden z nielicznych w sumie kawałków, w których mowa bardzo wprost o tym, z czego kultura ludowa wyrastała, a wyrastała, z głodu, biedy i niedoboru wszystkiego. Wszystko, co w niej fajnie i niefajne bierze się z braku albo przeciwko brakowi jest wymierzone.

Na przykład brzydota wsi potransformacyjnej. Te wszystkie sajdingi. Kostki. Dostawiane i pasujące jak gówno do buta kolumienki. Przyklejane do kostek typowogierkowskich wieżyczki ze śwagrem z pustaków uklejone. Wszystko to jest, owszem, brzydkie, ale nie do końca. Bo jak się spojrzy na te brzydactwa jak na manifestację stanu względnej sytości, efekt pierwszego w historii polskiej wsi czasu, gdy widmo głodu, takiego podstawowego i fizycznego nie jest czymś powszechnym, to robi się cieplej na duszy. Czulej się patrzy na to wszystko, jak się pomyśli, że za takim tympanonikiem ni w pizdę ni w oko stoją setki lat niedojadania, chłodu i, przeważnie, niewoli.

Na Kielecczyźnie pod koniec XX stulecia, jak się ludzie dorabiali na truskawkach i saksach, powstał zwyczaj budowania domów dużych i murowanych, meblościankami nowiutkimi meblowanych i w kolorowe telewizory wyposażanych i gnieżdżenia się w starych chałupach i letnich kuchniach. Odświętne domy otwierano na święta, uroczystości rodzinne typu ślub, komunia albo pogrzeb i jak ktoś przyjechał.

Już za około stu lat takie domy będą w skansenie w Kolbuszowej. Obok chałupek obitych sajdingiem i gargameli z pustaków. I nikogo to nie będzie oburzać, tako wieszczę AD 2013, pamiętaj o tym, droga potomności.

4 komentarze:

  1. piękno brzydoty. zresztą to się od setek lat zdarzało i z czasem ludzie przywykali, a następnie zaczęli się tym cieszyć, kiedy już pleśń i zmurszenie dotknęły, weźmy np pojawienie się takiego baroku i zderzenie go z gotykiem. pojaw świecideł, tłustych dupek puttów i różnorakich fintifluszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze pod koniec XVIII wieku we Francyjej Francuzy swojego przepięknego gotyku nie szanowały nic, a nic za brzydki go mając. Mówię Ci, tak będzie z kolumienkami, które już mnie zwruszają, chyba że na domach weselnych.

      Usuń
    2. tak, właśnie o tem prawiłam

      Usuń
  2. Gotyk, barok i secesja takie przestylizowane style ciężko się zdecydować czy to piękne czy kiczowate. Obecny styl to odreagowanie po biedzie otwarciu na świat. Bardziej podobają mi się te sklecone budowle niż nowobogacki styl na przykład wypasione mury z łamanego kamienia i kute ogrodzenia na wsi. Do skansenu nigdy nie wezmą bo redaktorze skansen to budownictwo drewniane, nie zauważyłeś?

    OdpowiedzUsuń