niedziela, 25 maja 2014
Franciszek, czyli patrzcie i się uczcie, jak się robi poezję.
Z zagrody Sudołów dzieci zapamiętały głównie moją rozmowę z panem Sudołem. Powód jest prosty - większość zagrody się spaliła lat temu 15 prawie, a słowo jest wieczne i niepalne.
Ale jest i powód jeden: w rozmowie znalazła się opowieść o tym, że w pożarze poza chałupą i spichlerzem spaliła się też stajnia. A w stajni żywcem spłonął koń.
Ten koń nie daje spokoju zwłaszcza Franciszkowi. Może dlatego, że nie zna większego i potężniejszego zwierzęcia od konia. W każdym razie: pytał o niego resztę dnia. Po serii pytań o palność różnych materiałów (płonie słoma, płonie drewno, rękopisy nie płoną), ratowanie zwierząt z pożaru (zakładamy szmatę na łeb; uwaga - nasza kobyła boi się bardziej szmaty niż ognia), zadaje wreszcie pytanie, które nie daje z kolei mi spokoju.
Czy ten koń w ogniu cierpiał jak Pan Jezus w cierniowej koronie?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to poprawniej słowo jest niepalne bo nie istnieje to tylko nieistotna projekcja wyobraźni, czasem może zapanować na chwile nad czasem i przestrzenią. Książki są wyjątkowo łatwopalne, dlatego do historii przechodzą tylko te, które miały szczęście niekoniecznie najlepsze.
OdpowiedzUsuńTak jest, tak jest, tak się pocieszam, hihi;)
UsuńA dzie jest wpis o końskich grzechach? Ja go nie kasowałem.
A i czy był snem boga konia.
Usuń