Jako że sztejtełe Kolbuszowa wzięło się za walkę z komunizmem martwym od 30 lat zaledwie, zmienia sobie nazwy ulic. Myślę w takich chwilach o moich ulubionych ulicach, czyli ulicach nieistniejących. Jest bowiem jakiś równoległy świat, w którym istnieje w tym sztetlu ulica Izraela Bakona, kantora. Urodził się w Chrzanowie, ale coś łączyło go z Kolbuszową. Był to związek na tyle silny, że nawet gdy został już szanowanym kantorem w Berlinie, przyjeżdżał co roku do Kolbuszowej i śpiewał w naszej synagodze. Po Nocy Kryształowej uciekł do Polski i to właśnie Kolbuszową wybrał na miejsce schronienia. To z kolbuszowianami podzielił los po ataku na Polskę, to w kolbuszowskim getcie żył i to z kolbuszowianami trafił wraz z żoną i małym synkiem do komory gazowej w Bełżcu. A tak śpiewał.
Bakon ożenił się z kolbuszowianką, stąd jego zainteresowanie naszym miasteczkiem.Zginął najprawodpodobniej w drodze do Rzeszowa, podczas przenosin getta.Opowiedział to barwnie Norman Salsitz.Zamordowanego (Bakona) przewieziono na kolbuszowski kirkut. Na drugi dzień Salsitz widział Polaka w ubraniu ściągniętym ze zwłok.Poznał je, ponieważ były to specyficzne ciuchy noszone przez berlińczyków. W Kolbuszowej nikt takich nie miał.
OdpowiedzUsuńJak więc widzisz, ten patron ulicy w Kolbuszowej nie przejdzie.
Salsitz widział wszystko tylko jak sam robił co robił to oczy miał szeroko zamknięte.
UsuńTo przypadłość nas wszystkich.Nie jesteśmy w tym ani lepsi, ani gorsi od pana Normana.Jesteśmy tacy sami.
Usuń