No i w zasadzie tyż fajno, jak wiemy, niedostępność dobra zwiększa na nie popyt. Jeśli Radek Wiśniewski pozostałe egzemplarze np. zakopie razem z Bursztynową Komnatą, Księga wyjścia awaryjnego ma szanse stać się książką poszukiwaną żywą lub martwą i w ogóle. A gdyby zniknąć i pojedyncze egzemplarze z domów czytelników, to już w ogóle miałaby szanse stać się książką, o której dużo ludzi mówi, ale nikt jej nie czytał, jednym słowem - klasykiem.
I tu się pojawia problem. Są bowiem czytelnicy, których nie namierzę. Chodź tu człowieku np. po Bydgoszczy i szukaj niewiasty, która Księgę zatrzymała po lekturze w pociągu Gdańsk-Katowice, bo stwierdziła, że w nią wierzy. Nie da rady.
W sumie miło, że własna książka robi niespodzianki i żyje jakimś odrębnym od mojego życiem. Jak z dziećmi, panie, jak z dziećmi.
Choć tekst brzmi dość bałamutnie, gratuluję tego w Kutnie.
OdpowiedzUsuńKu(tnie) chwale Księgi!
OdpowiedzUsuńChociaż Kutno nie Warszawa wielką radość to mi sprawia, a może właśnie dlatego utalentowany Kolego!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńwiedziałam , od pierwszego przeczytanego wiersza wiedziałam:) czekam na następne, daj coś, dawno nie było, obijasz sie Pan.
T(ycha)W(oda)
To nie są mrzonki bywają, zazdrosne małżonki.
OdpowiedzUsuń