Wczora moja zbolała Ojczyzna wybierała między dżumą, cholerą, syfilisem, krostami, kołtunem, pypciem, podagrą, rzeżączką, kiłą i wszawicą. Byłoby to widowisko bardzo ciekawe, gdyby nie to, że wczoaj akurat moje dzieci urządziły bardzo interesujące wyścigi ślimaków. Niestety, w czasie obiadu wszystkie gdzieś zdupcyły. Ślimaki, nie dzieci. Tak że ten, tego, wyników nie znamy.
Od teraz przez dwa tygodnie wszystkie internety będą głównie o tym, że Komoroski nas sprzeda kosmitom, a dżender nam wyrośnie penisy na czole albo o tym, że Duda to sklonowany Himmler i w ukryciu nosi wąsy. Jeśli jeszcze nie macie zapasu książek, to wiecie, co robić.
Ale, ale. Co roić w tej sytuacji? Co robić w tej sytuacji? Ja zacząłem od cieszenia się. Dawno temu w akademiku zrobiłem kwas chlebowy. Wiecie, woda+cukier+drożdże+chleb żytni razowy. Ale przesadziłem z drożdżami i trochę za dobrze mi poszło z fermentacją. Co bede owijał: wyszedł mi zacier. I Kasia powiedziała, że albo ona, albo on. Bo to mieszkaliśmy w jednoosobowym pokoju i z dzieckiem, a jak chciałem pograć na gitarze, to otwierałem drzwi, żeby wystawić gryf. Co było robić, nie będę darów marnował i zacier wypiłem. Tak sobie to wspominałem, myśląc o tym, że nawet ten mój bidny zacier miał więcy procent niż taki Kowalski czy inny Palikot. I nie mam cienia wątpliwości, że mój zacier byłby lepszym prezydentem niż cała ta ekipa. W drugiej turze zatem moje nieoddane głosy z pierwszej tury przekazuję zacierowi. Dziękuję, dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz