Andrzej był na osiedlu nowy. Jego pozycja w hierarchii miejscowej wyglądała tak, że był pies niedowidzącego menela o ksywie ,,Ślepy", potem długo, długo nic i wreszcie pojawiał się na tej drabinie Andrzej. Żeby chłopak się trochę zintegrował, matka zapisała go do osiedlowego klubu na ikebanę. Skutki, jak się wnikliwy czytelnik domyśla, były żadne. Tyle tylko że dwa razy w tygodniu Andrzej siedział w dusznej kanciapie i układał kwiatki z kobietami walczącymi w ten sposób z emocjonalną huśtawką klimakterium. Ale na osiedlu nawet na milimetr nie zbliżył się do pozycji zajmowanej przez psa ,,Ślepego".
I tu by się ta historia skończyła, gdyby nie to, że chłopak przez to siedzenie ciągłe w tej kanciapie stał się w tej ikebanie naprawdę niezły. Na tyle, że pewnego dnia na korytarzu klubu zawisł wycinek z lokalnej prasy z nagłówkiem krzyczącym: ,,Andrzej Iksiński najlepszy w ikebanie w całym województwie!" I podtytułem: ,,Młody adept japońskiej sztuki nie dał szans rywalom". Tego dnia, gdy karteluszek zawisł, Andrzeja obstąpiła lokalna dresiarska elita.
- Ej, kurwa, to ty jesteś ten mistrz ikebany? - zapytał Siwy, szef grupy.
- No - odpowiedział Andrzej, przełykając ślinę. Pytania Siwego o cokolwiek były, o czym wiedziało całe osiedle, silnie wpierdologenne.
- A, to sorry - odpowiedział Siwy, a reszta chłopaków pokiwała głowami. I tu wydarzyło się coś, co zmieniło życie Andrzeja raz na zawsze. Jakaś siła tajemna, jakiś Duch Historii Osiedlowej kazał czemuś w Andrzeju powiedzieć:
- Sorry jak sorry, ale łyczka to nie ma kto obstawić - tu chłopak popatrzył na Tajgera w ręce Siwego.
- A, sorry - zreflektował się Siwy i podał mu puszkę. Andrzej pomyślał, że żyje się tylko raz, a wpierdol czeka go jeszcze w tym pojedynczym życiu jeszcze wiele razy i zamiast ściągnąć łyczka dopił Tajgera hejnałem, zgniótł puszkę i rzucił za siebie. - O kurwa - mówiły twarze chłopaków. Twarz Siwego nie wyrażała zupełnie nic. System operacyjny w jego mózgu wyświetlił niebieski ekran.
Następnego dnia, gdy Andrzej zaczął na przystanku macać swoje kieszenie w poszukiwaniu biletu miesięcznego, wyciągnęło się ku niemu dziesięć pomocnych rąk w dziesięciu trójpasiastych rękawach. Na końcu każdej ręki była ramka fajek. Szybko nauczył się w takich sytuacjach mówić do właścicieli fajek najgorszych ,,Końcem kija bym tego gówna nie tknął" i brać z ramki najlepszej tak mniej więcej połowę. A był to tylko początek Andrzejowego nowego życia.
Zaczął podchodzić do największych kozaków na osiedlu, rzucać im dwa złote i mówić: ,,Masz, kurwa, idź po fajki i przynieś resztę". A wszystkie chłopaki tylko patrzyły i kiwały głowami z podziwem i zazdrością. Widząc pary, Andrzej podchodził, klepał dziewczynę w tyłek i szedł dalej, słysząc za sobą rozpaczliwy głos laski piszczącej: ,,Zostaw, misiu, nie idź! To mistrz ikebany, on cię zabije!".
I wszystko było dobrze, tylko z nowego układu zadowolony nie był Siwy. Lata pizgania żelaza w piwnicy, żarcie jakiegoś kleistego gówna dla kulturystów i co? Jak w dupę psu Ślepego. Wypożyczył 40 filmów z Brucem Lee, obejrzał wszystkie i postanowił, że też nauczy się tej ikebany i starego mistrza, znaczy Andrzeja, zgodnie z prawidłami gatunku, zapierdoli.
Znalazł w centrum miasta szkołę ikebany. Na miejscu, zamiast napakowanych koksów albo przynajmniej chudych, siwych Japończyków odsłaniających tajemnice srogiego wpierdolu chętnym adeptom, zastał jakąś starą babę w szlafroku z kwiatami. Ale Siwy właśnie obejrzał 40 filmów kung-fu. Wiedział, że to test, że najpierw każe się adeptowi robić jakieś gówno typu siedzenie jajami na mrozie przed świątynią całą zimę albo noszenie wody do rzeki, a potem pokazuje, jak wyciągnąć serce przez dupę z głośnym ,,Banzai!". I, chociaż bał się początkowo, że od tych wszystkich kwiatków dostanie pedalstwa, cierpliwie układał bukiety. Z czasem dołączyła do niego reszta chłopaków, bo, szacun dla Andrzeja szacunem dla Andrzeja, ale fajek podbieranych trochę szkoda.
Wreszcie ta baba w szlafroku, co to prowadziła, zapowiedziała, że w mieście będzie konkurs ikebany i czy chłopaki, zapytała, by nie chcieli udziału wziąć. No, kurwa, jasne, że by chcieli wreszcie zobaczyć, jak koleś kolesiowi kręgosłup wyrywa i w dupę wtyka, a nie ciągle te kwiatki w wazon i kwiatki w wazon.
Zjawili się na miejskiej hali targowej i kopary im opadły. Wszędzie, po horyzont, kwiatki i stare baby w szlafrokach. - To ostatni test - szepnął im Siwy. - Spinamy dupy i zapierdalamy - dodał, biorąc w ręce wazon i zaczynając przycinać łodygi.
Ale wreszcie któremuś chłopakowi mignęła w tłumie znajoma twarz. Parę stolików dalej ze swoim bukietem siedział Andrzej. Zaraz do niego podeszli. I to była jakaś porażka. Ten bukiet jego. Taki niespasowany z wazonem. Asymetria zapewne przypadkowa, bo cienia zamysłu w tym nie szło się dopatrzyć. Rośliny takie oklapłe i gryzące się. Nie to co bukiety chłopaków - harmonia między naczyniem i roślinami, przemyślany dobór, cięcia takie precyzyjne, spokój zaklęty w kwiatach. Ład. Porządek. Yin i, kurwa jego mać, yang.
- Chujowy masz ten bukiet, Andrzej - powiedział Siwy, a po stoliku Andrzeja potoczyła się moneta. Gdy odbiła się od wazonu i upadła, wszyscy zobaczyli, że to dwuzłotówka.
- Masz, wróć z fajkami. I przynieś, kurwa resztę - dodał Siwy, poprawiając główkę magnolii japońskiej w wazoniku.
Świetne.
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńa ja jestem mistrzem origami! Masz tu, kurwa, dwa złoty i zapierdalaj po fajki, tylko reszty nie przepij
OdpowiedzUsuńNie od dziś wiadomo, że mistrza origami rozłoży mistrz ikebany. Był naweet o tym taki film z Brucem Chanem i Chuckiem Lee ,,Kwiaciarnia Złotego Smoka" o konflikcie kwiaciarza z gangiem hurtowników materiałów biurowych.
Usuń本当に生け花のマスターです!
OdpowiedzUsuńchyba ty.
Usuńhihihihi ;-)
Usuńno szacun!
OdpowiedzUsuńJako żywo ! Tatuaże mi poszły i się prawie posmarkałem ! ;)
OdpowiedzUsuńhttps://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t34.0-12/11992538_1494628590852609_838190786_n.jpg?oh=4de426f15c53143b3553d2bf7b06d224&oe=55E9E7D0
OdpowiedzUsuń