Żył był raz pod Rzeszowem Iwan, co ze starą matką w chacie walącej się mieszkał. I siedział Iwan na piecu, kołki strugał i sam się do siebie śmiał. - Durny Iwan, durny - mówili ludzie - siedzi na piecu, kołki struga a do siebie się śmieje. Chlewik się wali, chałupa do ziemi chyli, matka stara chrust z lasu nosi, a ten siedzi i się zaśmiewa. Oj, durny on, durny. I mówi raz kowal Iwanowi: - A nie siedźże, durny ty. Wstań i do miasta idź, doli szukaj. A kto wie, może i carewnę z miasta przywieziesz - tak kowal mówi, a ludzie śmieją się w kułak z głuptaka. Ale tak też Iwan zrobił. Wstał i na busa ruszył, ledwie go matka zdążyła ikoną przeżegnać na drogę i płacząc przestrzec, żeby wiary świętej nie zapomniał, czapkę przed cerkwią zawsze zdjął, a grosza jakiego dziadom wędrownym nie odmawiał.
Jedzie Iwan jedzie, bus go w świat czarowny, w dal niewiadomą uwozi. Oj, cuda i dziwy za oknem Iwan podziwia, bo wifi nie ma. Ale wsiadła i do busa baba jakaś stara, nos jak haczyk ma, a tobół na plecach dźwiga. Zaraz wstaje Iwan, miejsca babuli ustępuje. I dziękuje baba Iwanowi, ale i za rękaw go w dół ciągnie i ucho do ust swoich przychyla. Tak mówi: - Serce masz dobre, junaku. Doli szukasz, dolę znajdziesz. Nie każdemu dola pisana, a tobie pisana, tylko słuchać musisz. Co ci powiem, uważaj. Jest w Rzeszowie za siedmioma rzekami, za siedmioma górami, za buspasami siedmioma szklana góra. A na górze cud, internat stoi, a w internacie carewna, córka Słońca siedzi, jak promień w soplu zamknięta. Idź, sokole, a za siebie się nie odwracaj, bo zgubę swoją zobaczysz - tak Iwanowi szepcze i wysiada za Zaczerniem.
Rusza więc Iwan, rusza, rzeki, góry i buspasy mija, za siebie się nie ogląda. Na szklaną górę się wspina, a za plecami strachy go straszą, cosięgapiszpedale wołają i ejtykurwadociebiemówiepedalejeden syczą, a Iwan nic, na przestrogi zważa i pod niebo, gdzie internat na szklanej górze stoi, idzie. I patrzy, patrzy, a tu w internacie cud-dziewczyna, carewna słoneczna, jak promień w soplu zamknięta. Zaraz też dziewczynę pokochał i ona jego, junaka-sokoła, co za siebie nie patrzy, a w górę pnie się.
Ale drzwi na siedem spustów zamknięte, a siedem kluczy w kufrze u kierownika internatu na dnie leży. Mówi kierownik Iwanowi: nie wejdzie, kto mi pióra żarptaka z samego ogona nie przyniesie. Zwiesił Iwan głowę, na progu siada. Już dola przepadła, myśli, a tu skowronka głos słyszy, jak u matki na polu takieńkiego, tylko że tu mowę jego rozumie. - Jest za internatem wiata, pod wiatą traktory stoją. Ty na jeden siadaj, po pióro ruszaj, czasu nie trać, carewnę uwolnij, do matki starej przywiedź, co świeczkę za ciebie już pali - szczebiocze skowronek. I idzie Iwan, idzie, a tu wiata stoi i trzy traktory pod nią. Dwa masseye-fergussony, asfalt kołami drą, parę kominami puszczają, drzwiami kłapią, że siadaj i na koniec świata choćby jedź. A obok stary władimiriec, bez dachu, ze światłem zbitym, pokornie stoi i olej cichuteńko przepala. - Mnie weź, junaku - do Iwana mówi - a nie będziesz żałował - i światłem całym błyska. Siodła Iwan władimirca, kompresję wdusza, silnik zapala i jadą, jadą, gdzie słońce zasypia, gdzie żarptak mieszka, doli szukać junackiej.
I do słonecznej krainy, gdzie żąrptak mieszka, wjeżdżają, całej jak z miodu ulanej, jak z miedzianej blachy wykutej. I gotuje się Iwan na swoim traktorze wierneńkim po dolę sięgnąć. I pod gniazdo żarptaka wolneńko podjeżdżają. I dusi Iwan gaz do blachy, do spodu, do podłogi rdzawej. I nic.
- Traktorze woroneńki, druhu mój miły, zginąć nam przyjdzie - biada.
- Ano, przyjdzie - łbem ciężkim traktor kiwa.
- Na kraju świata, na obcej stronie, gdzie dola moja? Jakże to?
- Ano, na kraju świata, na obcej stronie, gdzie dola twoja. To nie bajka, junaku. Żałujesz? - traktor pyta, a łza z pękniętego światła mu spływa.
- Nie - kłamie Iwan. Bo i co niekłamanie może zmienić?
- Dobrze - mówi traktor i z ulgą wzdycha, kłębuszek dymu jak chmura letnia wypuszcza, łeb mu na kolana kładzie.
A żarptak powiekę podnosi, wzrokiem płomiennym na nich patrzy. Połyka ich ogień, jak żaba muchę.
muzyka cichnie.
OdpowiedzUsuńw dole kadru pojawia się napis a głos lektora czyta:
"życie to nie bajka.
jeszcze dziś skontaktuj się z dealerem traktorów massey ferguson."
kurtyna.
Od rana jak wściekły odświeżam skrzynkę. Daję im czas do południa, potem zmieniam w notce nazwę na John Deere.
Usuńprzepiękna baśń! masz u mnie medal z ziemniaka i trąbę z koziego tylca za to! wspaniały tekst!! : ))
OdpowiedzUsuńPiękne i smutne w proporcjach jednadruga do trzechczwartych.
OdpowiedzUsuń