niedziela, 28 kwietnia 2013

O wyższości kultury ludowej

Trza dzieciom pokazywać świat. Świata natury mają od metra, wiadomo, sarny, dziki, jednorożce za oknem stoją i oziminę wpieprzają. Zostaje zatem świat kultury. Ze świata kultury padło na zamek w Baranowie. Blisko i renesans, znaczy kultura na sto dwa. W Baranowie jest taki myk - żeby zwiedzić zbrojownię i założyć dziecku na łepetynę hełm garnczkowy albo przytrzasnąć palce przyłbicą trzeba dzieciarnię przeciągnąć po wnętrzach. Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, bo czy istnieje wiek, w którym człowiek ma bardziej w dupie intarsjowane sekretarzyki niż trzy i pięć lat? No istnieje, całe gimnazjum, a w przypadku większości ludzkości reszta życia też. Ale nie o to chodzi - łazimy, słuchamy Pani Przewodniczki i szydzimy z herbów na sufitach (patrzcie, to rycerz herbu banan!). Mimowolnie odkrywamy wyższość kultury ludowej przy tym.
Na dziedzińcu Pani Przewodniczka mówi, że nie dało się koniem wjechać na dziedziniec, bo jest trzy metry nad gruntem i trzeba byłoby po schodach, toteż ci wszyscy Potockoradziwiłowie, co tam krew z chłopów pili, łazili po dziedzińcu na piechotę.
Ale jak pokazywała zdjęcia z tużpowojnia, kiedy ludność okoliczna dokonała aktu sprawiedliwości dziejowej i składowała w zamku siano, w oczy rzucił mi się jeden szczegół. Na jednym zdjęciu z dziedzińca stoi sobie furmanka, a do furmanki przytroczony zwykły zimnokrwisty ciężki gniadoszek, jakich wtedy było pełno. Stoi, łeb zmęczony zwiesił i na następną jazdę po siano czeka. Jak woźnica wjechał gniadoszkiem po schodach z furą siana? Ano, pewnie nie wiedział, że się nie da.

2 komentarze:

  1. bo widzita panocku, najźlejsze to som złe przewodniki, a głównie takie som. nudy na pudy beblajo

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ to nie tak, jak myślisz! (hihi)

    Wpadnij do Puszczy Sandomierskiej, zobaczysz na oczy własne - wjazd na dziedziniec koniem wierzchowym w zasadzie odpada. Nawet wprowadzenie konia za uzdę mogłoby być problematyczne.

    Myślę sobie, że chłopi-squattersi po prostu położyli dechy na schodach, a ich spokojne, pracowite, uparte zimnokrwiste koniki ie miały problemu ani z wjazdem na dechy, ani z przeciągnięciem fury z sianem przez zamkową bramę.

    Pani przewodnik mogła mieć rację, bo o ile układanie desek na schodach żeby na nie wjechać furmanką wydaje mi się czymś oczywistym, gdy patrzę w kategoriach ludu tutejszego, a czymś, co właścicielom zamku niekoniecznie wpadało do głów.

    OdpowiedzUsuń