Kiedy w kampanii prezydenckiej Komorowski z Dudą powiedzieli o swoich pomysłach na kulturę, napisałem na fejsbuku: ,,O lutni moja złotostronna, nawet ty nie wydolisz wyśpiewać, w jaki wielkiej piździe jesteśmy". I wywieszczyłem. Oto stoim u jej wrót.
Gwoli przypomnienia: Komorowski powiedział wtedy, że on jest za wspieraniem kultury przez ulgi dla przedsiębiorców, co w kraju ze znikomym czytelnictwem i jeszcze bardziej znikomym mecenatem prywatnym brzmiało jak weselny żarcik wąsatego wuja.
Duda powiedział, że on by chciał filmów o polskiej historii, polskich bohaterach etc. No i ok, wziąłem to za taki pomysł kampanijny, taki, co to się i słuchaczom Radia Maryja spodoba, i Seba z Marszu Niepodległości nim nie pogardzi. Ale tuż po wyborach Kaczyński zaczął mówić o wielkich filmach hollywoodzkich odkłamujących polską historię. Z hollywoodzkimi reżyserami, z hollywoodzkimi aktorami etc. A teraz czytam wywiad z Janem Żarynem i o czym Żaryn mówi? O filmach oczywiście. O Smoleńsku, państwie podziemnym, II wojnie światowej, kardynale Wyszyńskim, Bitwie Warszawskiej.
,,Trzeba też wrócić do filmu mówiącego o roku 1920, bo "Bitwa Warszawska" okazała się kiczem. Będzie po temu sposobność, bo na 2020 r. przypadnie stulecie bitwy. Można wielkim projektem filmowym wypracować jeszcze większy polityczno-dyplomatyczny skutek: słowo "dziękuję", które padłoby ze strony Zachodu wobec narodu polskiego".
Matko, oni tak serio. Naprawdę myślą, że to tak wygląda: my robimy film o tym, jak Kardynał Wyszyński na czele husarii gromi bolszewików pod Warną, a Zachód (ale kto konkretnie?) łezkę ociera, na kolana pada i buch nas w mankiet z podzięką.
Ja pierdolę.
To nawet śmieszne nie jest. Zakładam jednak, że to tylko taki przekaz piarowy czysto, że oto my wam załatwimy Toma Cruise'a jako Wyszyńskiego, a na poziomie ministerstwa będą jednak ludzie, którzy ogarniają, jak cała ta kultura wygląda w tzw. prawdziwym życiu.
A w prawdziwym jak wygląda, to można było posłuchać na panelu wydawców na Poprzecznej Fali w Gdańsku chociażby. Siłą napędową są oddolne działania, w większości lokalne. I w tej pozapaństwowej sferze (bo niedofinansowanie państwowych i samorządowych instytucji kultury to temat na inną powieść) się pracuje za darmo albo dokłada do interesu, jak granty nie wypalają. I wszystko się turla jakoś jeszcze prawdopodobnie dzięki działaniu opatrzności. A jak poupadają takie oddolne inicjatywy, to i sto filmów o Żołnierzach Wyklętych nam nie pomoże.
Tymczasem w środowisku coraz więcej rzeczy się robi za pomocą crowdfundingu. No i niby fajnie, ludzie zrzucają się na wydanie książki, książka jest wydana, alleluja. Tyle tylko, że byłoby to sensowne raz na jakiś czas, w przypadkach nagłych, a powoli staje się to normą. I to jest trochę straszne, bo crowdfunding to sposób na ustukanie kasy na wyprawę osiołkiem przez Andy, a nie na podtrzymywanie, uwaga, wielkie słowo, narodowej kultury.Państwo wycofuje się z kolejnej dziedziny życia, zostawiając wydawców, organizatorów imprez etc. z kasą do wysępienia. No i fajno, będziemy wszyscy jak jeden mąż mecenasami prywatnymi, tyle tylko, że jeśli dziesięciu dobrych poetów i pisarzy będzie sępić naraz, a i ze dwa festiwale trzeba będzie wesprzeć, to się wszystko elegancko pójdzie kochać. Bo jeśli chodzi o zbiórki, to rzeczy kulturalne zawsze miały pod górkę, o czym mówił już Radek Wiśniewski, bo wybierając między umierającym człowiekiem a książką zawsze wybierzemy człowieka. I tak w tym miesiącu crowdfundingowa inicjatywa Radka Wiśniewskiego przegrała u mnie z leczeniem Bojczenki. Sory, Radku. W grudniu, ok? No i jak już zostanę tym mecenasem, to takie sory będę wypowiadał częściej. Bo ze strony MKiDN nawet na to sory liczyć na razie ni ma co.
władze wspierają crowdfunding inicjatyw kulturalnych poprzez zaniechanie karania osób prowadzących zbiórkę publiczną bez zezwolenia ministerstwa finansów :-] i nie podskakuj bo mogą zmienić zdanie!
OdpowiedzUsuńCo to jest "crowdfunding"?
OdpowiedzUsuńŚciepa w internetach. So strony do tego: polakpotrafi, wspieramkulture etc.
Usuń