Można byłoby napisać o trasngresji genderowej w Febliku, ale, dzięki Bogu, nie jestem już na polonistyce i wszelkie kabotyńskie gesty wykonuję w związku z tym tylko wtedy, kiedy mam ochotę, a nie wtedy, kiedy muszę zaliczyć warsztaty krytyczne.
Z Feblika wypiszę zatem najładniejsze zdanie w książce, bo ładnych zdań w niej pełno (a w kawałku dotyczącym skansenu to już w ogóle).
Tu panowała naturalność, szczerość i- co wydawało się niezwykłe - nikt nie mylił szczerości z mówieniem rzeczy przykrych.
M. Musierowicz, Feblik, Łódź 2015, s. 158.
w sensie że każdy miał bliźnich w ...głebokim poważaniu i nie obchodziło go czy to co mówi sprawia komuś przykrość? ;-)
OdpowiedzUsuńNa tym blogu respektujemy wartości, które ukonstytuowały naszą Cywilizację.
UsuńZ Musierowicz po prostu nie drwimy. Drwiny z Musierowicz to prosta droga do chaosu i barbarii.
wybaczcie mie, kumie, ja nieuczony! :-P
UsuńHitler też zaczynał od podśmiechujek z Jeżycjady. Pamiętajmy o tym.
Usuńech :(((
OdpowiedzUsuńretes
Ładne, pardwa?
UsuńA miałam nadzieję przeczytać tutaj równie ciekawą i wnikliwą recenzję "Feblika" jak to było w wypadku "Wnuczki...".
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że ze względu na specyficzną konstrukcję obu tomów (akcja symultanicznie rozgrywająca się w różnych miejscach) Feblik dzieli z Wnuczką najistotniejsze dla jeżycjadowego universum elementy, takie jak cień śmierci kładący się na Borejkach, jak ich ustąpienie (tak, to dobre słowo) z Poznania, jak symboliczne pęknięcie Borejkowej kamienicy. Chociaż mamy w tym tomie drug symbol - za naprawę bierze się (no, za sprzątanie gruzu) narzeczona Ignacego Grzegorza, co może stanowić symboliczne przekazanie pałeczki. Byłby zatem Feblik łagodził pesymistyczną wymowę Wnuczki? Możliwe, że tak. Zobaczymy, co będzie za rok, w przyszłym tomie.
OdpowiedzUsuń