piątek, 11 maja 2012
Na żywca w Kolbie
Ktokolwiek około 20 przechodził/ przejeżdżał ulicą Piłsudskiego (chyba) widział, jak dwóch ludzi stoi na balkonie biblioteki i przez głośnik wycelowany gdzieś tam w pustkę nad małym rondem czyta wiersze. To byłem ja i Piotrek Jemioło. Czytaliśmy, samochody przejeżdżały, drzewa szumiały, wiersze w przestrzeń leciały. Nie wiem, czy drukowanie ich w peryjodykach literackich nie ma równie wielkiego sensu. Ale podobało mi się. Im mniej ludzi słucha, tym bardziej mi się podoba czytanie. Gdy nie słucha nikt, jest już całkiem gites. Ja po prostu lubię czynności daremne. Czynnościami daremnymi trzeba się zajmować, bo za niedaremne prędzej czy później ktoś i tak się weźmie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To się nazywa...Efekt motyla.Nigdy nie wiesz jak zadziała.Więcej wiary w to co robisz.
OdpowiedzUsuńWaćpan będziesz mniej marudził, gdy w końcu odbierzesz jakaś Nike albo Nagrodę Kościelskich.
OdpowiedzUsuńRzP
Kiedy ja nie narzekam. Czytanie w bibliotece serio mi się podobało. Aczkolwiek pobudziło do tradycyjnego dumania o bezcelowości pisania i publikowania wierszy i mojej sympatii do zajęć bezcelowych, etc.
OdpowiedzUsuńA kiedyś myślałem, że NIke, czyli ok. 100 tysięcy to duzo. teraz wiem, że to jest mniej więcej (raczej mniej) roczna pensja wójta.
Jeśli się coś pisze nawet dla samego pisania to jest to przecież celem samym w sobie, tak więc nie może być bezcelowe jak mniemam!? Zresztą, czynności daremne bardziej wciągają i cieszą często bardziej niż te popłatne. A czemu? Nie wiem.
OdpowiedzUsuńJuż odpowiedziałem: bo niedaremnymi i tak się ktoś zajmie, a daremne należą tylko do nas.
OdpowiedzUsuń