To była taka historia: Wszystko działo się w końcu 2012 roku, w tym czasie przyjęli u nas prawo, zgodnie z którym nawet w knajpach zabronili palić, a rok przedtem ten sam los spotkał „spożywanie alkoholu w miejscach publicznych” i picie prawie wszędzie było już nielegalne. Wtedy powstał pomysł, żeby powspominać czasy, w których mężczyźni mogli być po prostu mężczyznami, bez żadnych ograniczeń i zakazów. Na moim stole leżała książka „64 wierszy o wódce i papierosach”, można powiedzieć, że u mnie ten okres był nasycony Świetlickim. Kiedy wymyślaliśmy nazwę dla naszej akcji, dyskusji nie było. Mieliśmy świetne miejsce, jedyną wolną datą był 24 grudnia. Miałem poczucie, że to wszystko się jakoś łączy – pamiętam, że rozmawiałem z Mychajłem Żarżajłą, z którym to organizowaliśmy, wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że Świetlicki ma wtedy urodziny. Dowiedziałem się, gdy w domu na Wikipedii zobaczyłem frazę: „ur. 24 grudnia. Gwiazdy ułożyły się tak, że ten męski wieczór poświęciliśmy właśnie Marcinowi Świetlickiemu.
CAŁOŚĆ TUTEJ
I tu sobie wspominam rok 2000, kiedy można było sobie u nas siąść w centrum miasta i wypić kulturalnie piwo i równie kulturalnie opalić lufkę i to wszystko było legalne. I tu mam, jako poeta unijny, taki apel w obronie kolegów i koleżanek zza Sanu - skoro i tak mają już takie badziewne prawa, jak u nas, to może ich chociaż do tego Szengena wpuśćmy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz