No dobra, w poprzedniej notce przesadziłem z pozowaniem na miszcza zen z Puszczy, który ma w dupie frekwencję na imprezach lyterackich i o sławę nie dba. Teraz się poprawiam.
Bo i mnie się zdarzały powroty z drugiego końca Polski (a mieszkam w takim miejscu, że jak gdziekolwiek jadę, to jest to drugi koniec Polski). Kiedy po nocy przespanej w pociągu albo gdziebądź, po czytaniu dla gorstki ludzi, pk dwóch dniach wyjętych z życiorysu, które można było spędzić na przykład sprzątając w kumorze skrzynię z zeszłorocznych zgniłych zimioków (kuźwa, nie zbiorę się do tego w tym roku chyba) się jedzie i się wzdycha pod nosem: ,,Boże, po co to wszystko".
I raz po takim westchnięciu zobaczyłem, że krzak, obok którego stoimy pod semaforem płonie, ale się nie spala. Otwarłem okno, żeby zobaczyć, o co cho i zadzwonić po straż pożarną.
- Radwański, a pamiętasz tę babcię? - dobiegło z krzaka.
- Tę z kapeluszem? - spytałem. Bo rzeczywiście, była taka babcia z kapeluszem. W mieście, w kórym czytałem piździło jak w Kieleckiem. Wiatr zerwał babci kapelusz (a było nosić chustkę jak przyzwoita wiejska babina) i tenże zasuwał z I prędkością kosmiczną w moją stronę. No to go złapałem i babci oddałem.
- Tak, tę z kapeluszem. Pamiętasz? Pusto było na ulicy. Jakby cię tam nie było, to zatrzymałby się w Wałbrzychu.
- I po to mnie trza było całą Polskę ciągnąć?
- No. A co jeszcze żeś chciał? .
- No w sumie to nic - odpowiedziałem, bo semafor się podniósł i już ruszaliśmy.
Jechałem, myśląc o sensie poezji i czy aby na pewno w łebie mi się nie poprzewracało.
Piękne!
OdpowiedzUsuńzgadzam się, piękne!
OdpowiedzUsuńrzymski katolicyzm. 100%
OdpowiedzUsuń