Przyjszło pismo z IPN-u. Żonę mi nastraszyło, bo z pieczątką nie Działu Udostępniania, jak powinno być. Z przyzwyczajenia zapewne przybili z Działu Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Żona z bijącym sercem (,,Co ten mój stary znowu nawywijał?'') rozerwała kopertę, a tam było tyle tylko, że rzeszowski IPN nic o Naftalim Saleschutzu nie wie, ale zrobi kwerendę w Warszawie i Krakowie.
Niewykluczone, że niczego się i z tamtych archiwów nie dowiemy, zwłaszcza tego, kto, kogo i w jakiej sprawie zabijał. Może dowiemy się czegoś o przebiegu służby Saleschutza w UB albo Informacji Wojskowej, ale w reszcie spraw będziemy zdani na relacje ustne. W terenie zetknąłem się z dwiema wersjami, obie przytoczył Kolbuszowski Magiel. Bardziej skłonny jestem wierzyć tej o tym, że Saleschutz zabił bez sądu człowieka, który wydawał Żydów w czasie wojny. Bardziej, bo słyszałem ją z kolei od człowieka, który wojnę i przedwojnie pamiętał, a za Żydami, oględnie mówiąc, nie przepadał, dlatego też bardziej korzystna dla Saleschutza wersja z takiego źródła staje się dla mnie bardziej wiarygodna. Ale w dalszym ciągu niepotwierdzona.
A z relacjami terenowymi jest różnie. Sam swego czasu łamałem się nad jedną, chodziło o kobietę z Nowej Wsi bodajże. według informatora miała ukrywać dwóch żydowskich braci. Po wizycie sąsiadów, którzy naciskali na nią, żeby uciekinierów z getta się pozbyła, albo doniosą na policję, miała jednego z nich zabić przez sen motyką, drugi miał uciec i oddać się w ręce żandarmów. Niestety, relacja pochodzi od człowieka urodzonego w okolicach '45 roku, jest więc co najmniej z drugiej ręki. Ostatecznie jej nie ruszyłem, chociaż potwierdzałaby prawidłowość znanej z reszty Polski zasady: Żydów ukrywało się nie tyle przed samymi Niemcami, bo ci w terenie orientowali się słabo i mieli bardzo słabą (w porównaniu choćby do Rosjan i później UB) siatkę wywiadowczą, co przed sąsiadami właśnie. Nie znalazłem jednak żadnego śladu tej historii w dokumentach czy innych relacjach.
W ogóle ze stosunkami polsko-żydowskimi w Kolbuszowej jest o tyle duża bida, że dokumentów, mam wrażenie, brakuje. Sprawę tzw. pogromu z 1946 roku udało się jakoś rozjaśnić tylko dlatego, że w grę wchodziła niesubordynacja ubeków i że ślady tropienia tej niesubordynacji w papierach UB się zachowały. Gdyby do Żydów strzelał cywil, moglibyśmy się może i niczego nie dowiedzieć.
To co opowiada Salsitz w wywiadzie jest jeszcze ciekawsze.Bracia A. wcale ich nie ukrywali .Salsitz przyszedł do nich z bratem na negocjacje w sprawie pomocy od AK dla grupy Żydów którymi przewodził.Bracia pozostawili ich w kryjówce w stajni przez kilka dni aby porozumieć się w tej sprawie z komendanturą.Resztę historii już znamy (?).
OdpowiedzUsuńNa pewno Salsitz w wywiadzie (co najmniej) ubarwia,warto to skonfrontować z archiwami i relacjami świadków.
Niestety, archiwa UB mają to do siebie, że nie są robione przez wolontariuszy od oral history. Są w nich dane funkcjonariuszy i prowadzonych spraw, tylko to, co interesowału urząd, a ten miał dość specyficzne zainteresowania, pokrywające się zmoimi w niewielkim niestety (na szczęście?) stopniu.
Usuń