wtorek, 22 stycznia 2013

Stypendium

Andruchowycz, Moskowiada. Przekład pi razy oko z ałdiobuka. Fragment pokazuje, że różne są języki, różne waluty, rózne czasy i rezimy, a problemy pysmennikiw wciąż te same. Mam nadzieję, że urzędnicy działu promocji podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego czytają tego bloga wnikliwie i wyciągają wnioski.


- Wasza Królewska Mość – zwracam się do niego z szacunkiem. – Władco i Prawodawco Rusi-Ukrainy, Wielki Książę Kijowski i Czernichowski, Królu Halicki i Włodzimierski, Panie Pskowski, Przemyski i Koziatyński, Herzogu Dnieprodzierżyńśki, Perwomajski i Iliczyjski, Wielki Chanie Krymski i Izmaelski, Baronie Berdyczowski, Obydwóch Bukowin, Besarabii, a również i Nowej Askanii i Kachowki Zwierzchniku, Czarnego Lasu Archiseniorze, Kozaków Dońskich, Berdańskich i Krzyworoskich Hetmanie i Obrońco, Hucułów i Bojków wszelkich puszcz Owczarzu, Panie całego narodu ukraińskiego z Tatarami i Pieczyngami włącznie, a również Wewnętrznej i Zewnętrznej Tmutorakanii Patronie i Pasterzu, Założycielu Przesławnego Rodu Tysiącletniego, słowem: Monarcho nasz Dumny i Dostojny, Wasza Miłość, czy nie zechciałbyś zapisać się złotymi zgłoskami w pamięci narodu i ludzkości?
- Chciałbym – Mówi Olelko Drugi. – Ale w jaki sposób?
- A w taki – odpowiadam – w jaki wszyscy królowie sławę wiecznotrwałą zdobywali.
- To może przez wojny? – pyta Olelko Drugi, zwieszając brwi swoje tysiącletnie i czoło marszcząc.
- Przez wojny to i dureń może, panie mój, i prezydent nawet.
- Czyżby przez prawa mądre i ustawy sprawiedliwe? – zgaduje Olelko.
- I to do dupy, Wasza Miłość, na to wariaci są albo posłowie w parlamencie – intryguję go dalej.
- No to przez żon i nałożnic liczbę skandaliczną, przez pijatyki huczne i bijatyki wielkie, przez rozkosze i obżarstwo nieposkromione i inne mało szacowne bzdury?
- I to nic nowego, Wielki Kniaziu mój, komuchów nie przebijesz – męczę go, jak mogę.
- To nie męczże mię i mów, w jaki sposób – trochę prosi, a trochę rozkazuje Olelko Drugi.
Sługa Malaj sprząta ze stołu ostatnie talerze, wazę z żywymi jeszcze, piszczącymi, niedojedzonymi ostrygami, puste butelki po małmazji i Keller-Geistrze. Sługa Etiopczyk wnosi natomiast świece w brązowych kandelabrach i hebanową szkatułkę pełną cygar najwyborniejszych gatunków. Ściemnia się. Z alpejskich łąk dolatują cudowne zapachy. Pod loggią szemrze fontanna albo strumyk. Dwa małe Murzyniątka wprowadzają ślepego starca-bandurzystę. My z królem palimy, a bandurzysta niemal niesłyszalnie trąca struny, siedząc na kamiennym stopniu obok reliefu przedstawiającego tańczącego fauna. Na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy.
- To gadajże, draniu, co mi chcesz naraić? – zaczyna pytać król rozdrażniony moim wieloznacznym puszczaniem kółek z dymu.
- Bądź, Wasza Miłość, cierpliwym i pobłażliwym – mówię. – Nie krzywdź nawet muchy gnojnej nikczemnej. W niedzielę odwiedzaj cerkiew, ale i o codziennej modlitwie nie zapominaj. Rozdaj majątek swój ubogim, uśmiechaj się do wdów i sierot, suk bezdomnych ubijaj. Myśl o czymś wielkim i pięknym, jak na przykład moja poezja. Czytaj poezję moją, jedz ciało moje, pij krew moją. Nadaj mi stypendium w, powiedzmy, markach niemieckich i poślij mnie w podróż dookoła świata. A za pół roku otrzymasz ode mnie, Najjaśniejszy, taki panegiryk czołobitny, że nad wszystkich monarchów cię wyniesie. A jeszcze za pół roku naród Ukrainy zażąda twego powrotu i wskutek szybkiego referendum wjedziesz do Kijowa na białym cadillacu. Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: daj mi stypendium!
Ślepy bandurzysta coś tam gra, przygrywa. Woda gdzieś w dole, wśród wiecznie zielonego mirtu szemrze, ruszając w swą daleką podróż w świat. Niebo robi się coraz ciemniejsze.. Wśród gwiazd można już dostrzec nawet jakieś miasta bajeczne, pałace wysokie, kolumny, wieże. Ich widok tak wiele obiecyje, że chciałoby się rzucić między nie i, jak mawia poeta, choć trochę umrzeć.
- Bo nie ma nic bardziej dziwacznego, pokracznego i żałosnego jak dobra poezja, ale jednocześnie na całym świecie nie ma nic bardziej niezbędnego, znaczącego i potrzebnego jak ona, Wasza Przeukraińskość. Zwróć proszę uwagę na historie wszystkich narodów i zauważ, że tak naprawdę są historiami ich poezji. Zwróć też uwagę na historię małych narodów, takich, których jutro już może nie będzie. Zważ, kto komu bardziej potrzebny: królowie poetom czy poeci królom? Czy warci czegoś królowie bez poetów? Czy królowie z bożej łaski nie istnieją tylko dlatego i tylko po to, żeby wspierać z bożej łaski poetów?
Szumią platany w miodowych promieniach. Mrugają świeczki, dzwonią w monasterach, śpiewają idące dziewczęta. Nieznane wieczorne ptaki, a może nietoperze latają wokół loggii. Z dalekich gór dobiegają słodkie zapachy. Król dopija krystalicznego szampana z kielicha na wysokiej, masońskiej nóżce i mówi powoli, mądrze, dostojnie.
- A wiesz ty, jak po hiszpańsku będzie: „chuj”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz