-
Wasza Królewska Mość – zwracam się do niego z szacunkiem. –
Władco i Prawodawco Rusi-Ukrainy, Wielki Książę Kijowski i
Czernichowski, Królu Halicki i Włodzimierski, Panie Pskowski,
Przemyski i Koziatyński, Herzogu Dnieprodzierżyńśki, Perwomajski
i Iliczyjski, Wielki Chanie Krymski i Izmaelski, Baronie
Berdyczowski, Obydwóch Bukowin, Besarabii, a również i Nowej
Askanii i Kachowki Zwierzchniku, Czarnego Lasu Archiseniorze, Kozaków
Dońskich, Berdańskich i Krzyworoskich Hetmanie i Obrońco, Hucułów
i Bojków wszelkich puszcz Owczarzu, Panie całego narodu
ukraińskiego z Tatarami i Pieczyngami włącznie, a również
Wewnętrznej i Zewnętrznej Tmutorakanii Patronie i Pasterzu,
Założycielu Przesławnego Rodu Tysiącletniego, słowem: Monarcho
nasz Dumny i Dostojny, Wasza Miłość, czy nie zechciałbyś zapisać
się złotymi zgłoskami w pamięci narodu i ludzkości?
-
Chciałbym – Mówi Olelko Drugi. – Ale w jaki sposób?
- A w
taki – odpowiadam – w jaki wszyscy królowie sławę
wiecznotrwałą zdobywali.
- To
może przez wojny? – pyta Olelko Drugi, zwieszając brwi swoje
tysiącletnie i czoło marszcząc.
-
Przez wojny to i dureń może, panie mój, i prezydent nawet.
-
Czyżby przez prawa mądre i ustawy sprawiedliwe? – zgaduje Olelko.
- I to
do dupy, Wasza Miłość, na to wariaci są albo posłowie w
parlamencie – intryguję go dalej.
- No
to przez żon i nałożnic liczbę skandaliczną, przez pijatyki
huczne i bijatyki wielkie, przez rozkosze i obżarstwo nieposkromione
i inne mało szacowne bzdury?
- I to
nic nowego, Wielki Kniaziu mój, komuchów nie przebijesz – męczę
go, jak mogę.
- To
nie męczże mię i mów, w jaki sposób – trochę prosi, a trochę
rozkazuje Olelko Drugi.
Sługa
Malaj sprząta ze stołu ostatnie talerze, wazę z żywymi jeszcze,
piszczącymi, niedojedzonymi ostrygami, puste butelki po małmazji i
Keller-Geistrze. Sługa Etiopczyk wnosi natomiast świece w brązowych
kandelabrach i hebanową szkatułkę pełną cygar najwyborniejszych
gatunków. Ściemnia się. Z alpejskich łąk dolatują cudowne
zapachy. Pod loggią szemrze fontanna albo strumyk. Dwa małe
Murzyniątka wprowadzają ślepego starca-bandurzystę. My z królem
palimy, a bandurzysta niemal niesłyszalnie trąca struny, siedząc
na kamiennym stopniu obok reliefu przedstawiającego tańczącego
fauna. Na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy.
- To
gadajże, draniu, co mi chcesz naraić? – zaczyna pytać król
rozdrażniony moim wieloznacznym puszczaniem kółek z dymu.
-
Bądź, Wasza Miłość, cierpliwym i pobłażliwym – mówię. –
Nie krzywdź nawet muchy gnojnej nikczemnej. W niedzielę odwiedzaj
cerkiew, ale i o codziennej modlitwie nie zapominaj. Rozdaj majątek
swój ubogim, uśmiechaj się do wdów i sierot, suk bezdomnych
ubijaj. Myśl o czymś wielkim i pięknym, jak na przykład moja
poezja. Czytaj poezję moją, jedz ciało moje, pij krew moją. Nadaj
mi stypendium w, powiedzmy, markach niemieckich i poślij mnie w
podróż dookoła świata. A za pół roku otrzymasz ode mnie,
Najjaśniejszy, taki panegiryk czołobitny, że nad wszystkich
monarchów cię wyniesie. A jeszcze za pół roku naród Ukrainy
zażąda twego powrotu i wskutek szybkiego referendum wjedziesz do
Kijowa na białym cadillacu. Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: daj mi
stypendium!
Ślepy
bandurzysta coś tam gra, przygrywa. Woda gdzieś w dole, wśród
wiecznie zielonego mirtu szemrze, ruszając w swą daleką podróż w
świat. Niebo robi się coraz ciemniejsze.. Wśród gwiazd można już
dostrzec nawet jakieś miasta bajeczne, pałace wysokie, kolumny,
wieże. Ich widok tak wiele obiecyje, że chciałoby się rzucić
między nie i, jak mawia poeta, choć trochę umrzeć.
- Bo
nie ma nic bardziej dziwacznego, pokracznego i żałosnego jak dobra
poezja, ale jednocześnie na całym świecie nie ma nic bardziej
niezbędnego, znaczącego i potrzebnego jak ona, Wasza
Przeukraińskość. Zwróć proszę uwagę na historie wszystkich
narodów i zauważ, że tak naprawdę są historiami ich poezji.
Zwróć też uwagę na historię małych narodów, takich, których
jutro już może nie będzie. Zważ, kto komu bardziej potrzebny:
królowie poetom czy poeci królom? Czy warci czegoś królowie bez
poetów? Czy królowie z bożej łaski nie istnieją tylko dlatego i
tylko po to, żeby wspierać z bożej łaski poetów?
Szumią
platany w miodowych promieniach. Mrugają świeczki, dzwonią w
monasterach, śpiewają idące dziewczęta. Nieznane wieczorne ptaki,
a może nietoperze latają wokół loggii. Z dalekich gór dobiegają
słodkie zapachy. Król dopija krystalicznego szampana z kielicha na
wysokiej, masońskiej nóżce i mówi powoli, mądrze, dostojnie.
- A
wiesz ty, jak po hiszpańsku będzie: „chuj”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz