czwartek, 3 stycznia 2013

Szczepionka na paranoję


Babcia może czytać już tylko wiersze. Brzmiałoby to bardziej poetycko, gdyby nie to, że chodzi o wylew i o to, że wiersze zajmują umysł, nie męcząc oka tak jak choćby notka o wypadku  samochodowym czy ogłoszenia drobne.

Jak się widzimy, a widzimy się rzadko, podpytuję o rodzinną historię, tej śląskiej ćwiartki. W te święta doszedłem do ładu z pradziadkiem Koniecznym. Powoził u zarządcy majątku księcia pszczyńskiego w Studzionce. Miło, bo której gałęzi drzewa genealogicznego człowiek się nie chwyci, dochodzi do czegoś końskiego.

Ale w historii śląskiej ćwiartki mojej rodziny jest cóś jeszcze, śląskość tej historii skondensowana. W opowieściach babci nic nigdy nie było jednoznaczne, nic też nie było heroiczne. Od 1939 roku wszystkie historie rodzinne były tragikomiczne. Kiedy byłem małym chłopcem (hej!) nie rozumiałem tego kompletnie. Pytając babcię o wojnę miałem nadzieję na opowieści bardziej zbieżne z tym, co było w szkolnych podręcznikach. Wiadomo. A tu lipa z miodem. Widzę jak chłopy ze wsi Koniecznych jadą do punktu mobilizacyjnego i zanim tam docierają na swoich rowerach, na miejscu już są Niemcy i chłopy na obiad wracają z wojny do domu. Jak Prusak urządza szkołę i zamiast męczyć polskie dzieci, gra na skrzypcach, bo lubi, a jak się go poprosi, zapomina o Bożym świecie i o lekcjach tyż. Jak wszyscy mężczyźni idą do Wehrmachtu, gdzie albo zwiedzają wszystkie fronty w różnych mundurach (bo to zawsze się uda trafić do dobrej niewoli i przejść na stronę wroga we Włoszech, Afryce czy Francji), albo kombinują, jak nie dać się zabić (,,człowiek tylko tę głowinę chował, żeby jakoś przeżyć'' - wspominał pradziadek pytany o to, czy zabił jakiegoś Ruska), albo giną zupełnie bez sensu za Vaterland, który przydzielił im trzecią kategorię volkslisty. Nawet jeśli pojawiają się akcenty heroiczne, to wszystko w nich się miesza. Wujek babci trafia do Oświęcimia za sabotaż. Wiezie wóz pełen wapna i wpada do rzeki. Wapno truje ryby i w ten sposób sabotaż godzi w gospodarkę III Rzeszy. Ślązacy deklarujący polskość twardo przez całą wojnę tuż po niej wyjeżdżają jako zadeklarowani z dziada, pradziada Niemcy. Ślązacy, którzy wrócili żywi z frontu wschodniego albo ruskiej niewoli zostają w Polsce, która ich poświęcenia, co zrozumiałe, docenić nie chce.
We wszystkich tych historiach brakowało i martyrologii, i bohaterstwa, byli za to ludzie wieki całe tkwiący między młotem a kowadłem, próbujący się z całej tej kołomyi historycznej wymiksować, z różnym skutkiem. Czasem dobrym. Babcia jeszcze za życia Stalina odmówiła niesienia jego portretu. Nie szło o ideolo, a o to, że pradziadek Konieczny (który Stalina na własne oczy widział swoją drogą, ale to temat na inną historię), był zagorzałym piłsudczykiem i by jej tego nie wybaczył. Babcia zamiast zrobić Rejtana zrobiła mądrze. Przekonała naczelnika poczty, że jest za niska na Stalina. Że Stalina to powinien nieść ktoś większy, a nie babina mająca  metr pięćdziesiąt w chustce. Po prostu nie wypada. Stalina niech weźmie ktoś wysoki, a ona to może ewentualnie kogoś mniej ważnego. W końcu nic nie niosła.

Śląskość jako odporność na paranoje zbiorowe, to mi z tych historii zostało w uszach. I wysoki trójkąt samogłoskowy, o.






12 komentarzy:

  1. Fajna gawęda, ino puenta kiepska i trójkątna.

    Ale dziadek pański pogardzał tak strasznie ideolo… A ciekawe co to był ten „piłsudyzm”? Nic innego jak skrojony na naszą miarę – hitleryzm, stalinizm, frankizm, waldemarizm itd. To dopiero była ideologia, i to z sukcesami… opiewana w szkolnych podręcznikach, bo realnych miała niewiele! Wystarczy sobie przypomnieć ile państw z Polską sąsiadujących w 1939 – wystąpiło zbrojnie przeciw nam. To bardzo trudne pytani dla absolwentów kolbuszowskiego LO. To pewne.
    Największy sukces… to był słynny przewrót majowy, kiedy Piłsudskiemu znudziła się już dacza w Sulejówku, pisanie wszelakich wspomnień, wygłaszanie bardzo poetycznych mów i mówek epatujących jakże miłym a niestety na dłuższą metę szkodliwym dla słowiańskiej duszy - romantyzmem postanowił za przykładem m. in. okultysty Ludendorfa (kumpla Hitlera) zrobić „rokosz”. Wymyślił sobie historyjkę, że ktoś (zamachowiec?) czyha na życie jego córek („zbyt silnie działa na mnie brutalna napaść na moje dzieci.” – łgał w prasie) i z oddziałami ćwiczącymi całkiem przypadkowo w Rembertowie ruszył już na stolicę. A co! A że miał liczne zastępy kompanów-idealistów a jeszcze bez… kariery to przez lat 13 „sanacyjnej ery” zdążyli awansować. Trzynastka! Apostołów było tylko 12! 13 lat trwała III Rzesza. Ciekawe czy Pański dziadek wierzył w tę bujdę jakoby nasz „Ziuk” miał w latach 30. planować zbrojne obalenie reżimu Hitlera. Nasz „Ziuk”, który bał się wsiąść do… samolotu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako osoba bez zdolności kredytowej najbardziej cenię w życiorysie Dziadka (Piłsudskiego, nie własnego)okres, w którym rabował na potrzeby rewolucji.
    Co do liczby sąsiadów - Ukraińców też liczymy, czy kalkulujemy tylko państwa formalnie niepodległe?

    Co do pradziadka Koniecznego, to nie podejrzewam go o sympatię do sanacji jako takiej. To był facet, który zrezygnował z kombatanckiej renty w RFN na rzecz ciągnięcia wody ze swojej studni w byłym Księstwie Pszczyńskim, ten typ człowieka, no.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmartwię
    Pana… Stalin zaczynał swą wielką „lśniącą karierę” następcy Lenina-Ulianowa tak samo jak tego nowego stylu bohaterzy, od terrorystycznego napadu na bank w Tyflisie (1906). Ten napad na bank i rabunek kapitału to kamień węgielny jego popularności i „romantyczna” aureola. A więc Gruzin i Dziadek zaczynali tak samo.

    Ukraińców też "sanacja" gnębiła i doprosiła się zemsty.

    W tych rejonach Ziuk był niepopularny. Za to sławny był radykalny ludowiec ks. Okoń - poseł na sejm w latach 20.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, jakbym Kensego czytał...pączkuje czy jak?

      Słowacja to nic w porównaniu z tym, że pewnego ponurego poranka wyparowała połowa mieszkańców Kolbuszowej,i ślady ich obecności, zacierane są do dzisiaj.

      Usuń
    2. Piłsudski wykolegował Ukraińców, gdy przestali być potrzebni w szarpaninie z bolszewikami, to nic dziwnego.
      Gruzin i Dziadek zaczynali przyzwoicie, niemniej Dziadek skończył lepiej, c'nie?

      Usuń
    3. W sensie nic dziwnego, ze go nie lubili.

      W ogóle nie rozumiem Polaków dziwiących się, że Ukraińcom II RP nie podeszła. A dlaczegóżby miała?

      Usuń
  4. Druga RP to była gorsza wersja nieboszczki Austrii habsburskiej. Taki "hotel narodów" hojnie obdarzony kurytarzem i Wolnym Miastem Gdańskiem... gdzie rezydował prawie zawsze Anglik na fotelu Wielkiego Komisarza. Paranoja.

    Z Kolbuszowej wyparowała połowa mieszkańców... w przeliczeniu na cukier ile to by było kg? Podobno za jednego Żydka brali 1,5 kg. Ale i tak zdarzały się niezłe historie-paradoksy... Czasem nawet Niemcy (tzw. baorzy) przechowywali... Żydów i to niedaleko stąd. Wyobrażam sobie minę takiego "dobrego" Niemca, do którego przychodzi Polak-denuncjator wlekący za sobą wojenną zdobycz (Żyda!) i żądający w zamian ten cukier. A taka historia się zdarzyła. To dowód na to, że na Wsi polskiej Żydzi mieli swoje "zwyczaje", ale byli właśnie "Swoi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ile gorsza, trudno powiedzieć. Austria u Haszka na przykład dość paskudnie się rysuje. II RP zmierzała ku katastrofie, nawet gdyby graniczyła ze słabszymi sąsiadami.

      Usuń
    2. Kolbuszowa najbardziej znana jest ze słynnych "mebli kolbuszowskich".Dzięki nim rozkwitła.Skrzętnie pomijany jest fakt że handlowali nimi i rozwieźli po całej Europie tutejsi Żydzi.Na Kolbuszowskim rynku przed wojną tylko 2 kamienice należały do Polaków...

      Podczas okupacji niemiecki burmistrz -architekt,wybudował "studnię"-dzisiejszy symbol miasteczka,planty ,wybrukował ulice,uregulował wiecznie wylewający Nil.Zajęło mu to 4 lata.Rzeczy których my (z Żydami do spółki) nie mogliśmy zrobić przez stulecia.
      Minęło 70 lat, i robimy dokładnie to samo co nasi przodkowie,tyle tylko że bez Żydów i nie ma na kogo teraz zwalić winy.

      Usuń
  5. Wielcy pisarze mają to do siebie, że swoje Ojczyzny mocno smagają biczem paszkwilu, satyry i cynizmu. A Ojczyzna i tak nie słucha, nie czyta i robi swoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ojczyzna i tak nie słucha, nie czyta i robi swoje..."
      To wina hołoty która nie czyta?Czy też "elyty", która delektuje się każdym słowem,a później leży pijana na ukraińskiej granicy?

      Usuń
  6. Uwielbiam demitologizować historię, a raczej odsłaniać tę jej część, która została zasłonięta przez Wielki Mit. Jednak czy owy mit rzeczywiście jest tym, czym jest nazywany, to już sporna kwestia - wszak sytuacje opiewane w pieśniach czy filmach się zdarzały, a że opowiadanie patetycznych historii było wygodne... Niezwykłość wojennej historii mojej rodziny przeplata się z brakiem podniosłości. Nie wiem, jak było z ukraińską częścią mojej rodziny, ale ta litewska część na pewno zasługiwałaby na uznanie.

    "(,,człowiek tylko tę głowinę chował, żeby jakoś przeżyć'' - wspominał pradziadek pytany o to, czy zabił jakiegoś Ruska)" - takie podejście przypomina mi to fińskich żołnierzy, opisane w dziele Väinö Linny pt. "Żołnierz nieznany" - bardzo polecam.

    Dodam jeszcze, że uwielbiam czytać tego bloga, tak gdzieś od wczoraj.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń